Przeczytaj

  • Numbers

    Nie kupujcie tej płyty. Wkradł się błąd przy miksowaniu - producent przypadkiem wykasował w każdym utworze co najmniej jedną ścieżkę… Jest to najzabawniejsza płyta, jaką kiedykolwiek słyszałam i myślę, że długo jej nie zapomnę. Nie ze względu na tematy, bo tych 11 utworów ciągnie się w nieskończoność, ale ze względu na pomysł. Już spieszę z wyjaśnieniem.

  • Jazztopad w Nowym Jorku - inauguracja

    We wtorek ruszyła 5ta odsłona festiwalu Jazztopad w Nowym Jorku. Muzyczne święto zaczęło się tym razem nie w prestiżowym klubie Dizzy’s czy innej nobliwej sali Manhattanu. Spotkaliśmy się w w jednej z kamienic przy cichej alei Lefferts na Brooklynie. To tu, w przestrzeni może 30 metrów kwadratowych prywatnego salonu i kuchni odbywa się Soup & Sound - cykl koncertów muzyki nieoczywistej, w nieoczywistej, a za to niezwykle przyjacielskiej atmosferze.

  • Bamako

    Powstanie tej grupy było do przewidzenia. Czterem panom o których tu mowa dość blisko do siebie artystycznie, niejednokrotnie w przeszłości się o siebie w różnych sytuacjach scenicznych otarli, nie raz zdarzało się też wspólnie zagrać. Czym innym jest jednak gra pod wodzą tego czy innego lidera, czym innym - formacja autorskiego kwartetu. Tu, w OGJB Quartet grają u siebie i na swoich warunkach, demokratycznie dzieląc się kompozytorskimi obowiązkami. Mają do siebie pełne zaufanie i nie muszą nikomu niczego udowadniać.

  • Live At The Village Vanguard Vol. 1 (The Embedded Sets)

    Nowojorski klub Village Vanguard to lwia część historii jazzu. To miejsce, które dla fanów tego nurtu muzycznego jest obowiązkowym punktem programu zwiedzania miasta, które nie śpi. Jazz gra się tam od 1957 roku i od tego czasu klub stał się trampoliną dla artystów do odniesienia sukcesu. Gdy słucham “Live At The Village Vanguard” Steve’a Colemana i grupy Five Elements, to myśl o początkach klubu (tych z jazzem związanych) nie może mnie opuścić.

  • Incerto For Doublebass And Strings

    Klub Magia Roja w Barcelonie, połowa grudnia ubiegłego roku, a na scenie prawie sami nasi dobrzy znajomi: Àlex Reviriego na kontrabasie, Diego Caicedo na gitarze elektrycznej oraz piątka skrzypków - Jaime Del Blanco, Dani Pucha, Eva Monroy, Xesc Llompart oraz Pablo Albarrán. Trzy utwory autorstwa wszystkich muzyków, które ustrukturyzował i których wykonanie poprowadził El Pricto. Całość trwa 52 minuty i 17 sekund.

  • Star Splitter

    Gabriele Mitelli i Rob Mazurek nawiązują tytułem tegorocznej płyty nagranej w duecie do wiersza Roberta Frosta. Autor opowiada w nim historię pewnego rolnika, który nie osiągnął spodziewanego dochodu i postanowił spalić swój dom, aby uzyskać pieniądze na ubezpieczenie niezbędne do zakupu teleskopu. Chciał w ten sposób spędzić resztę życia na kontemplowaniu gwiazd i planet. Teleskop nazwał Star Splitter, bo wszystko, co za pomocą niego widział, było podzielone.

  • Asanisimasa

    Muszę przyznać na wstępie, że dotychczasowe dokonania Silbermana, czyli perkusisty Łukasza Stworzewicza, nie były czymś, do czego wracałbym z dużą regularnością. Doceniam kunszt artysty i oryginalną formę poprzednich wydawnictw. Podobają mi się też inspiracje. Jednak ani “Silberman and Three Of a Perfect Pair”, gdzie trio połączyło swoje siły z aktorem Janem Peszkiem i zrealizowało ambitny projekt z recytacjami poezji Krystyny Miłobędzkiej, ani “Pieśń Gęsi Kanadyjskich” rozszerzonego składu Silberman New Quintet z 2017 roku nie sprawiły, że mocniej zabiło mi serce.

  • Devotion

    Wygląda to na równoważne spotkanie trzech osobowości amerykańskiego jazzu w czasie wolnym od prac z własnymi zespołami, tak się wydaje, jednak w dużej mierze jest to nowy muzyczny projekt Dave'a Douglasa.

  • Road Shows vol. 3

    Od  6 maja 2014 roku fani Sonny’ego Rollinsa cieszą się jak dzieci, bo ich idol wprowadził za pośrednictwem DOxy Records/OKeh czyli zarazem Sony Music swoją „Road Shows Volume 3”.

  • Phalanx Ambassadors

    Matt Mitchell to sprawdzony partner wielu liderów, z którymi począwszy od 2009 roku nagrywał, koncertował i wciąż jest bardzo aktywnym muzykiem na jazzowej scenie Nowego Jorku.

  • Nie myślę o stylu - rozmowa z Larsem Danielssonem

    Maciej Karłowski: tytuł Twojej płyty, ‘Liberetto’, w naturalny sposób przywodzi na myśl słowo libretto i budzi skojarzenia z muzyką operową. Czy chcesz w ten sposób zwrócić uwagę na związki Twojej nowej muzyki z klasyką? Czy może ‘Liberetto’ ma zupełnie inne znaczenie?

    Lars Danielsson: ‘Liberetto’ jest dla mnie kontynuacją moich poprzednich albumów: ‘Libera me’ i ‘Tarantella’. To także trochę taka zabawa słowem.

    MK: Członkami Twojego nowego zespołu są muzycy, których dobrze znamy: Brytyjczyk John Paricelli, Magnus Ostrom (ex E.S.T). Są w tym gronie jednak twórcy mniej znani w Polsce: norweski trębacz Arve Henriksen oraz pianista Tigran. Opowiedz proszę, jeśli możesz, jak najobszerniej o tym, jak ich poznałeś. Co zadecydowało, że postanowiłeś właśnie z nimi współtworzyć swój nowy band?

  • Magma

    Pozostajemy w formule tria, albowiem, jak twierdzi nasz dzisiejszy bohater, to optymalne zestawienie dla swobodnej improwizacji, wszak człowiek ma tylko …dwoje uszu do słuchania. Gitarzysta Joe Morris nie wymaga specjalnej introdukcji, co innego Charmaine Lee, pochodząca z Australii improwizatorka, która używa głosu w dalece nieszablonowy sposób. Jeśli chodzi o nią, pewni możemy być tylko jednego – nie śpiewa! Muzyka powstała w słynnym Firehose 12, latem ubiegłego roku. Pięć improwizacji trwa 40 minut i kilkadziesiąt sekund.

  • We Are On the Edge: A 50th Anniversary Celebration

    Art Ensemble Of Chicago, świętuje swoje 50 lecie podwójnym wydawnictwem „We Are On The Edge" (Pi Recordins, wersja winylowa dostępna nakładem Erased Tape Records). Czas jest jednak  nieprzejednany i jubileuszu doczekało jedynie dwóch członków zespołu – Roscoe Mitchell oraz Famoudou Don Moye. Odeszli już Lester Bowie (1999), Malachi Favors (2004) oraz Joseph Jarman  (2019). Na dwupłytowym albumie (pierwsza część studyjna, druga „live”) towarzyszy za to seniorom cała plejada młodszych artystów związanych ze środowiskiem chicagowskim i AACM. Wśród nich m.in.

  • Execution Ground

    Execution Ground nie należy do kanonu jazzowego (ale dla mnie tak), lecz właściwie plącze się po jego dalekich obrzeżach. Jest jednym ze sztandarowych projektów Johna Zorna lat 90tych, złotego okresu jego nieprzerwanej i nieograniczonej wtedy inwencji muzycznej.

  • Elephantine

    Przyzwyczailiśmy się do muzyków sceny improwizowanej Europy i Stanów Zjednoczonych. Dopuszczamy też artystów z Izraela, a co wnikliwsi z nas potrafią nawet wymienić kilka nazwisk ze sceny irańskiej, czekaj… hmm… nie... chyba jednak irakijskiej. A gdyby pójść jeszcze dalej? Jak się okazuje muzyka improwizowana również w Afryce ma się przecież nienajgorzej.

Strony