Ken Vandermark na Krakowskiej Jesieni Jazzowej - relacja z rezydencji
Krakowska Jesień Jazzowa trwa w najlepsze, Po niezwykle udanej rezydencji Steve’a Swella przyszła pora na kolejny koncrtowy maraton, tym razem pod szyldem Entr’Acte – formacji dowodzonej przez Kena Vandermarka. Saksofonisty z Chicago w Krakowie przedstawiać nie trzeba (poza Krakowem mam nadzieję również) – to muzyk, który w dużym stopniu współtworzył jako artysta scenę koncertów free-jazzowych w Achemii, poczynając od historycznej już 5-dniówki Vandermark 5 (udokumentowanej przez monumentalny 12cd box wydany przez Not Two) a później tworząc pierwszą rezydencję festiwalowej orkiestry (Resonance).
Cenne niezmiernie, że wraz z Kenem do Krakowa przyjechali muzycy, których znamy trochę mniej, niektórzy po raz pierwszy na festiwalowej scenie. Elisabeth Harnik dopiero co występowała ze Stevem Swellem, Mette Rasmussen brała udział w kilku rezydencjach w latach poprzednich (Carliot Per-Ake Holmlandera), kilku z pozostałych ma za sobą pojedyncze występy (Dieb13, Christof Kurzmann, Nate Wooley). Terrie Hassels zdaję się bywał z punkową kapelą The Ex, pierwsza to chyba wizyta w Krakowie dla Jaspera Stadhoudersa (gitara elektryczna i basowa oraz mandolina), Joe Williamsona (bas akustyczny i elektryczny) oraz perskusistów Steve’a Heathera i Didi Kerna.
Cztery wieczory, w każdym po cztery występy – w sumie 16 porcji muzyki, dla ciekawskich spis poszczególnych składów personalnych pod tekstem. Warto zwrócić uwagę, że w program wpleciono kilka na stałe funkcjonujących projektów (Shelter, DEK Trio, Vandermark/Wooley duo) obok sytuacji bardziej jednostkowych.
Pierwszy set zagrał duet Terrie Hassels oraz Christof Kurzmann. Terrie skupia się właściwie wyłącznie na niestandardowych “technikach” gry – struny traktuje perkusyjną pałką, kubkiem, wykorzystuje wzmocnienie elektryczne uderzając o kadłub, gryf – mnóstwó tutaj dźwięków niecodziennych ale całość wydaję się też nazbyt chaotyczna. Kurzmann na laptopie ma doskonałe narzędzia by komentować sytuację muzyczną, ale niekoniecznie prowadzić akcję na pierwszym planie. W efekcie panowie dużo dźwięków zagrali, ale niewiele powiedzieli. Jak to mawiają pierwsze koty za płoty.
Set drugi dnia pierwszego to pełna satysfakcja i jak mawiają anglosasi w pojedynkę wart ceny biletu. Mette Rasmussen, Joe Williamson oraz Steve Heather czyli instumentalnie chyba najbardziej klasyczny freejazzowy skład sax – bass – bębny. Mette z poprzednich jej wizyt pamiętam jako saksofonistkę żywiołową, grająca dośc agresywnym wibrato, skupioną na eksperymentalnych, sonorystycznych efektach – młoda saksofonistka przyznam zaskoczyła mnie zupełnie grając set pełen cudownie melodycznych inwencji, zagrany tonem czystym i jasnym. Sekcja Joe Willamson – Steva Heather wybornie gęsty groove zasadziła, walking basowy taki, że palce lizać, nóżka mimowolnie przytupuje a uśmiech pełen na twarzy. Cała trójka ruszyła z impetem i w szalonym tempie polecieli, pełna fantazja, luz i radość free-jazzowego grania.
Set trzeci tegoż wieczoru to spotkanie Elisabeth Harnik z Dieb13 (Elisabeth zachwycałem się już jej grą przy okazji relacji z poprzedniej rezydencji, więc napiszę tylko krótko, że znowuż zaprezentowała się jako wyśmienita pianistka i niezwykle wrażliwa artystka). Jeśli chodzi o elektronikę w improwizacji zawszę budzi we mnie sporą nieufność, ale w wersji analagowej – winylowej ta nieufność jest zdecydowanie mniejsza. Dieb13 na scenie obsługuje 3 gramofony, ale nie zajmuję się samplami, czy skreczem, wydobywa raczej z gąszcza winylowych trzasków oraz analogowych szumów jakieś drugie, trzecie dno, tworząc z nich tajemnicze dźwiękowe siatki. Frapujące, intrygujące dźwięki.
Zakończenie pierwszego wieczoru to występ zespołu Shelter pod wodzą Kena Vandermarka, obok niego Nate Wooley, którego trąbka zgrywa się brzmieniem saksofonu lidera wyśmienicie. Steve Heather ponownie czuwa za zestawem perkusyjnym, czarnym koniem zespołu jest jednak Jasper Stadhouders, który gra zarówno na basie elektycznym, gitarze elektycznej (czasami też w wersji bez prądu, z mikrofonem przy kadłubie) oraz mandolinie – każdy instrument w jego rękach całkowicie zmienia brzmienie całości, od punkowej energii, przez noise-owe przestery, melodyjne riffy aż do bardziej kameralnych fragmentów.
Kolejne 12 odsłon muzycznych przytoczę w skrócie już tylko, ale niech czytelnicy wierzą, że wrażeń muzycznych nie zabrakło.
Drugiego dnia w pamięc zapada szczególnie set pierwszy, który Nate Wooley zagrał z mikrofonem stykowym w trąbce, wykorzystując niemal wyłącznie perkusyjne efekty – całość dopełniona przez równie hipnotyczną grę Dieb13 oraz Mette.
DEK trio również wyśmienita improwizacja zespołowa, Didi Kern prezentuje się publiczności jako perskusista bardzo wszechstronny, wyśmienicie czuje zarówno czytelny beat z rockową energią jak i grę bardziej melodyczną.
Trzeciego dnia niestety nie mogłem uczestniczyć w koncercie od początku, ale końcówa drugiego seta Vandermark / Wooley była wyśmienita – z jednej strony rasowo jazzowy, mocny ton tenoru, z drugiej zaskakujące sonorystycznmi efektami solo trąbki, z trzeciej wreszczie intrygujące kompozycje splatające oba instrumenty w melodyczną spiralę.
Set trzeci to rehabilitacja w moich oczach Terriego Hasselsa. Podstawą była tu transowa, gęsta i ciemna jak smoła gra sekcji Joe Williamson (gitara basowa tym razem) – Steve Heather. Idealne tło dla minimalisycznych, ale pełnych teatralnej dramaturgii gitarowych hałasów Terriego Ex.
Na zakończenie poetycki duet Elisabeth oraz Mette, z towarzyszeniem cyfrowej otoczki Christofa.
Dzień czwarty. Zapadnie w pamięc z siłą grawitacyjną czarnej dziury hipnotyczny duet Dieb13 – Didi Kern. Noise, lo-fi, elektroszumy i trzaski porysowanej płyty (to co robi z gramofonami Dieter Kovacic jest fascynujące z perspektywy technicznej, ale nie dałbym mu do ręki żadnej cennej płyty z własnej kolekcji). Do tego transowa, plemienne perkusja na przemiennie z zapraszającymi do medytacji dźwiękami gongów i dzwonków.
Set trzeci Mette i Jasper z rockową energią – duet poszedł na żywioł, wymieniając ekpresyjne riffy, znowuż gra Mette cieszy melodyjną inwencją z odpowiednia domieszką noise-owego szaleństwa, Jasper nie jest jej dłużny – wyśmienita synergia na scenie. Chyba jeden z najlepszych setów całej rezydencji.
Na zakończenie mocne uderzenie – Ken Vandermark, Terrie Hassels, Christof Kurzmann oraz Steve Heather – sporo punkowej energii, ale jest w tym wyraźna dyscyplina a podoba mi się szczególnie fragment balladowy, w którym Vandermark gra na tenorze liryczną melodie – w tle miarowe uderzenie w gryf gitary, której rezonans wzocniony jest dodatkowo przez wzmacniacz tworzy tu zaskakująco subtelną tkankę muzyczną.
Przez kolejne cztery wieczory codziennie w Alchemii mieliśmy okazję raczyć się czymś na kształt muzycznego menu degustacyjnego, każda porcja na pierwszy rzut oka skromna, niektóre połączenia składników mniej udane, inne absolutnie wyjątkowe, ale każdorazowo całość była bardzo sycąca. Już dzisiaj wszystkie elementy układanki w jednym daniu i ciekaw jestem bardzo jak Chef Vandermark te składniki wymiesza i przyrządzi.
Entr’Acte
Ken Vandermark – saksofon tenorowy, klarnet
Mette Rasmussen – saksofon altowy
Nate Wooley – trąbka
Elisabeth Harnik - fortepian
Dieb13 – gramofony
Christof Kurzmann – laptop
Terrie Hassels – gitara elektryczna
Jasper Stadhouders – gitara elektryczna, gitara basowa,
Joe Williamson – kontrabas, gitara basowa
Steve Heather – perkusja
Didi Kern - perkusja
Dzień 1 (23.10)
-Terrie, Christof
-Mette, Joe, Steve
-Elisabeth, Dieb13
-Shelter (Ken, Nate, Jasper, Steve)
Dzień 2 (24.10)
-Mette, Nate, Dieb13
-Christof, Joe, Steve
-Terrie, Jasper
-DEK Trio (Didi, Elisabeth, Ken)
Dzień 3 (25.10)
-Dieb13, Jasper, Didi
-Ken, Nate
-Terrie, Joe, Steve
-Elisabeth, Mette, Christof
Dzień 4 (26.10)
-Elisabeth, Nate, Joe
-Dieb13, Didi
-Mette, Jasper
-Ken, Terrie, Christof, Steve
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.