Booker Little - dziś 86 urodziny wielkiego trębacza

Autor: 
Piotr Jagielski
Zdjęcie: 

Trudno jest napisać coś o Bookerze Little. Był jednym z najważniejszych trębaczy jazzowych ery post-brownowskiej – jednym z pierwszych, którzy tak wyraźnie wyodrębnili swój własny styl od panującego wzoru jaki ustalił Clifford Brown. Booker miał wszystko – melancholijne brzmienie, wyobraźnię i wyrazistość idealną do grania be-bopu, siłę do swingu. Miał też 23 lata i bardzo chore nerki. W przypadku Bookera Little łatwiej byłoby pisać o „co mogłoby być” niż „co było”. Ponieważ tego, co było, starczyło jedynie na 23 lata życia. I w tak krótkim czasie, trębaczowi udało się zapisać na stałe w historii jazzu.

Powiedzmy, co było – Booker Little urodził się w 1938 roku w Memphis - późniejszej stolicy rock and rolla. Po krótkich eksperymentach z różnymi instrumentami, w wieku 14 lat klamka zapadła i Booker wiedział już, że zostanie trębaczem. Przeniósł się do Chicago, gdzie uczył się pilnie i grywał u boku lokalnych gwiazd, jak Johnny Griffin, z którymi koncertował w okolicach Chicago.

„Za dużo słuchasz” – spokojny głos przerwał kontemplację muzyczną. Booker nie lubił, gdy coś przerywało mu słuchanie, gdy wybijało z rytmu i koncentracji. Na łóżku schroniska YMCA wylegiwał się współlokator trębacza. „Za bardzo przysłuchujesz się temu, co mówią inni” – głos nie dawał za wygraną i ostatecznie Booker poczuł się zniecierpliwiony, wstał i wyłączył nagranie. Znali się już – od kilku tygodni dzielili skromny pokój w schronisku młodzieżowym. Gadatliwy człowiek próbował grać na saksofonie. Little wspominał później: „Bardzo mi pomógł. Nauczył mnie myśleć o szukaniu własnego stylu w muzyce, zamiast przesadnego wpatrywania się w innych ludzi”. Mężczyzna wstał z łóżka, energicznie podszedł do okna i zapalił papierosa. „To musisz być TY, rozumiesz? Nie ważne czy to dobrze czy źle”. To był Sonny Rollins. Saksofonista spędzał czas na gruntownym studiowaniu filozofii jazzu, zanim miał dołączyć do znakomitego zespołu Clifforda Browna i Maxa Roacha. Rollins zapoznał Bookera z Roachem a ten zapamiętał go zupełnie nieźle. Gdy w tragicznym wypadku samochodowych zginął Clifford Brown, Roach wiedział do kogo zadzwonić, gdy szukał trębacza.

Po zakończeniu nauk, zrobił to, co robił każdy muzyk jazzowy w tym czasie czyli wyjechał do Nowego Jorku. Tam szybko zdobył sobie sympatię i zaufanie wiodących muzyków, jak Max Roach czy John Coltrane. Grywał w towarzystwie Erica Dolphy’ego w klubie Five Spot i wydawało się, że dla dwudziestoletniego muzyka po prostu nie ma limitu. „Zarówno od Maxa jak od Sonny’ego nauczyłem się, jak bardzo ważnym aspektem w samodoskonaleniu się, jako muzyk i jako człowiek, jest praca”

Jeśli chodzi o tytuły – oto kilka najważniejszych albumów, w których nagraniu trębacz brał udział: Max Roach – „We Insist!”, Eric Dolphy - „Far Cry”, John Coltrane - „Africa/Brass”, Abbey Lincoln – „Straight Ahead”. Plus cztery albumy jako lider. Tak gwoli ścisłości – mowa o muzyku wybitnym, choć nieco przemilczanym.

„Interesuje mnie uczuciowość w muzyce. Zbyt wielu ludzi – ja sam się do nich zaliczam – przykłada zbyt wielką wagę do techniki. Nie jest trudno grać dobrze technicznie, jeśli skończyło się jakąś szkołę. Dlatego mówi się, że wszyscy brzmią teraz jak Clifford Brown. Za bardzo koncentrują się na JEGO technice zamiast myśleć o własnych uczuciach.” Booker był wrażliwym gościem i dbał o swoje uczucia. „Jestem zainteresowany ‘czystością’ gry” – przyznawał.

To było to, co było. Pora na „co mogłoby być” – Booker Little miał wszystko, by zostać jednym z najważniejszych trębaczy w całych dziejach jazzu. Miał wszystko – technikę, umysł i wrażliwość. Zawsze starał się napierać na, obluzowujące się powoli, granice muzycznej gramatyki. Coraz bardziej zajmowała go duchowa strona muzyki – samodoskonalenie i rozwój duchowy.

Zmarł w 1961 roku na skutek niewydolności nerek. Miał 23 lata. Być może w tym wieku osiągnął już doskonałość.