Bessie była kimś więcej - Cesarzową bluesa wspomina Piotr Jagielski
"Bessie była kimś więcej, niż tylko przyjaciółką/Dzieliliśmy radości, dzieliliśmy żal" - śpiewał w 1967 r. Bob Dylan w piosence "Bessie Smith" (autorami kompozycji byli muzycy grupy The Band: Robbie Robertson i Rick Danko). Muzycy folkowi, czy też folk-rockowi, nagrywający swoje płyty w piwnicy domu w Woodstock, odczuwali wobec Bessie Smith szczególną wdzięczność. Ta niezwykła wokalistka faktycznie była jedną z pierwszych wyrazistych osobistości damskiej wokalistyki - nazywano ją "Cesarzową bluesa"; bluesa, który na początku lat 60. zostawał dopiero odkrywany przez młode pokolenie muzyków. Smith stała się jedną z bohaterek - obok Sona House'a, Roberta Johnsona i Skipa Jamesa - była także jedną z głównych inspiracji dla młodej wokalistki rodem z Port Arthur w Teksasie, Janis Joplin. Bessie Smith była pierwszą jazzowo-bluesową wokalistką, której przypadło w udziale nagrywanie swoich piosenek. Dysponowała także jednym z najsilniejszych głosów.
Nawet na pierwszym nagraniu Bessie Smith słychać to, co tworzy jej styl w największym stopniu - siłę głosu i siłę osobowości. Choć rzecz działa się w 1923 r. a możliwości techniczne ówczesnego przemysłu muzycznego wydają się z dzisiejszej perspektywy nie tyle marne, co zwyczajnie śmieszne, Bessie Smith i tak wypada okazale, unosząc się ponad trzeszczące tło i fatalną jakość nagrania. Jeszcze tego nie wiedziała, ale w jej nagrania wsłuchiwać się z namaszczeniem będą Billie Holiday, Nina Simone, Mahalia Jackson czy właśnie Janis Joplin.
Bessie Smith przyszła na świat 15 kwietnia 1894 r. w Chattanooga w stanie Tennessee. Gdy skończyła 9 lat zmarła jej matka i Bessie musiała rozpocząć dorosłe życie. Wraz z bratem Andrew, chodziła po ulicach Chattanoogi, występując za pieniądze. Ona śpiewała i tańczyła, on przygrywał na gitarze. Drugi z braci miał więcej szczęścia w showbiznesie - Clarence znalazł zatrudnienie w trupie Moses Stokes, gdzie tańczył i zwiedzał Stany Zjednoczone w niekończącej się trasie. W 1912 r. udało mu się znaleźć zatrudnienie dla młodszej siostry - Bessie została profesjonalną tancerką; nie mogła śpiewać - miejsce wokalistki było już zajęte, siedziała na nim Ma Rainey.
Rainey, już wtedy legenda, wzięła młodą dziewczynę pod swoją opiekę - nie uczyła jej śpiewu, ani techniki ani teorii. Pomogła jej jednak budować "osobowość sceniczną", pewność siebie na estradzie; cechy, dzięki którym miała wkrótce zasłynąć. Niedługo uczennica miała przewyższyć mistrzynię. Zaczęła jako tancerka, awansowała na podopieczną by w 1920 r. być już samodzielną gwiazdą.
1923 r. przeprowadziła się do Nowego Jorku, gdzie umowę zaoferowała jej wytwórnia Columbia. Dla oficyny nagrała "Downhearted Blues", jej pierwszy utwór, który jednocześnie dał początek prawdziwej karierze. Utwór uczynił ją sławną. Na tyle sławną, że w następnych latach o występy u jej boku zabiegali najwybitniejsi muzycy: między nimi Louis Armstrong, Charlie Green, Coleman Hawkins, Fletcher Henderson i Joe Smith. Kolejne utwory, wydawane przez Columbię, potwierdzały jej status gwiazdy i wielkiej bluesowej śpiewaczki. W sumie Smith udało się zarejestrować 123 piosenki, w tym "Summertime", "Nobody Knows You When You're Down and Out" i "St. Louis Blues" - wszystko klasyki nad klasykami.
Niestety dla niej, w 1929 r. skończyło się szczęście a blues przestał być modny. Choć Bessie miała ledwie 35 lat, jej kariera zaczęła chylić się ku upadkowi, wspomagana jeszcze nadużywaniem alkoholu przez wokalistkę. Columbia bezceremonialnie pozbyła się jej w 1931 r. Choć ostatnia sesja nagraniowa odbyła się w 1933 r., Smith nie poddawała się - nadal występowała, m.in. w nowojorskim Apollo, podczas imprezy "Stars Over Broadway" zastąpiła Billie Holiday. Pomocną dłoń wyciągnął do niej John Hammond, promotor muzyki jazzowej i bluesowej, który akurat przygotowywał w Carnegie Hall koncert "From Spirituals to Swing", na który zaprosił Bessie, wcześniej angażując również samego Roberta Johnsona. Johnson, który wcześniej sprzedał duszę diabłu, nie dotarł na koncert - zmarł w 1938 r.
Bessie też nie dotarła - samochód, którym jechała autostradą 61 do Clarksdale, zatrzymał się na ciężarówce, jadącej z naprzeciwka. Śpiewaczka przeżyła sam wypadek, jednak zmarła jeszcze tego samego dnia, najprawdopodobniej ze względu na obrażenia wewnętrzne. Istnieje teoria w myśl której Smith nie udzielono odpowiedniej opieki medycznej wobec faktu, że była Murzynką w Mississippi w 1937 r. a szpitale były oznaczone napisem "tylko dla białych". Niejasne okoliczności śmierci jednej z największych wokalistek w historii stał się tematem jednoaktówki Edwarda Albee (autora "Kto się boi Virginii Woolf?") pod tytułem "The Death of Bessie Smith" (1959).
"Karetka miałaby zawieźć Bessie Smith do szpitala dla białych? Zapomnij" - powiedział badający Smith na miejscu wypadku, lekarz Hugh Smith biografowi piosenkarki, Chrisowi Albertsonowi. "Żadnemu kierowcy - czy karetki czy czegokolwiek - nie przyszło by to nawet do głowy" - twierdzi stanowczo lekarz.
Na okładce płyty "From Spirituals to Swing", będącej rejestracją koncertu na który wokalistka nie dojechała, znajduje się portret Bessie. Album jest jej także dedykowany. Do 1970 r. największa bluesowa śpiewaczka spoczywała w nieoznaczonym grobie. Wówczas to, na dwa miesiące przed śmiercią, nagrobek ufundowała wdzięczna Janis Joplin.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.