Marcin Olak Poczytalny - Na krawędzi
Jadę na koncert. Oczywiście słucham muzyki, to jeden z nielicznych momentów spokoju, kiedy mogę wsłuchać się w dźwięki. Art Ensemble Of Chicago, „We Are On The Edge”.
Jadę i myślę. To łatwe, samochód jest przestrzenią zamkniętą. Komfortowo izoluje mnie od bliźnich – nie muszę słuchać ich rozmów ani dźwięków dobiegających spod słuchawek. Unikam ich spojrzeń, sam też nie muszę na nich patrzeć. Jako kierowca metalowego pudełka tak naprawdę wchodzę w interakcje z innymi metalowymi pudełkami, w zasadzie nie zauważam ludzi. Jadę zamknięty w prywatnym światku, otoczony moją ulubioną muzyką.
Moją rzeczywistość wyznaczają punkty odniesienia. Stałe elementy, do których mogę się odnosić, a Art Ensemble Of Chicago to na pewno jeden z nich. Nie jestem fanem, ale jest kilka albumów, do których chętnie wracam. Na przykład „Full Force” - jedna z płyt, które wprowadzały mnie w świat muzyki improwizowanej. Teraz, kiedy słucham „We Are On The Edge”, zauważam wiele podobieństw do wcześniejszych dzieł tej grupy – ale przecież od punktu odniesienia nie oczekuję tego, że będzie się zmieniał, rozwijał, eksperymentował. Ma trwać, wyznaczać – i dokładnie to robi.
Tymczasem ciekawość skłania mnie do zastanowienia, jakie są inne światy, którymi otaczają się ludzie. Cóż, nie chciałem o tym pisać, ale nie da się uciec od wydarzeń z Białegostoku. To po prostu nie mieści mi się w głowie – bicie innych ludzi tylko dlatego, że są inni? A przecież napastnicy to nie byli jacyś kryminaliści na przepustce z więzienia. Ci ludzie mają jakieś rodziny, jakieś prace, może przyjaciół… Przed płytą słuchałem przez chwilę radia, reporter opowiadał, że w Białymstoku część ludzi ma pretensje do władz miasta, że temu nie zapobiegły – ale też ponoć wielu ludzi ma pretensje do organizatorów parady. Bo przecież, gdyby nie ten marsz, to nic by nie wyszło na jaw, nikt o niczym by się nie dowiedział… Nie rozumiem tego. Znów komuś chodzi o to, żeby nic nikomu nie mówić?
Samochód pozwala się od tego odciąć. Mogę wyłączyć radio i włączyć muzykę, wyłączyć świat zewnętrzny i włączyć mój prywatny. Mogę skupić się na czymś innym, przyjemniejszym – ale to też nie jest rozwiązaniem. Bo co, jeśli to nie tylko Białystok? A może dziś w sklepie stałem w kolejce obok człowieka, którego świat składa się z obaw, lęków, z poczucia zagrożenia i z agresji? Może w mijanych samochodach siedzą tacy ludzie – podobnie jak ja odcięci, otoczeni swoimi mikroświatami, które w jakiś sposób pozwalają im na tyle pogardzić innym człowiekiem, że przemoc zaczyna wyglądać na całkiem sensowne rozwiązanie? Chcę się od tego uciec. Ta izolacja jest wygodna, ale przecież nie jest do przyjęcia na dłuższą metę.
Wysiadam z samochodu, ładuję sprzęt na wózek, pcham się pod scenę. W uszach dźwięczą mi słowa deklamowane przez Moor Mother - bring the magic back, bring the magic back! Pod sceną zaczynają się zbierać słuchacze. A ja cieszę się jak dziecko i jestem wdzięczny za ludzi, którzy wyszli ze swoich mikroświatów i przyszli posłuchać muzyki. Którzy znaleźli w sobie ciekawość i otwartość.
I naprawdę mam ochotę zagrać dla nich najlepiej jak potrafię.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.