Współczesne wokalistki okołojazzowe
Wydawać by się mogło, że współczesna wokalistyka jazzowa została zmonopolizowana przez Cassandrę Wilson, Dianne Reeves i Dee Dee Bridgewater. To te nazwiska królują na billboardach, okładkach popularnych składankach i w świadomościach słuchaczy. Młodsze koleżanki, takie jak Lizz Wright, czy Diana Krall powielają wzorce stylowych weteranek i w ten właśnie sposób tworzy się mało aktywne, jednolite i niestety zastygłe środowisko. A przecież współczesna wokalistyka jazzowa ma się bardzo dobrze. Aż roi się od pięknych, niebanalnych artystek, które nie chcą powielać ani stylistyki, ani manier wokalnych wielkich diw, minionej epoki. Czas przedstawić je wszystkie!
Etno wpływy
Świadoma błędnej terminologii, bo przecież jazzowe mogą być tylko wokalistki, chciałam wyróżnić kilka pań, które śpiewają jazz, ale nie robią tego… jazzowo, być może dlatego, że zazwyczaj pochodzą z egzotycznych zakątków świata. W ten sposób ich klasyczny często folkowy, regionalny śpiew konfrontowany jest ze współczesnymi modelami komponowania muzyki rozrywkowej, dzięki czemu uzyskujemy tak przejmujący i niecodzienny efekt. Prekursorką tego typu miksowania stylistyk jest nieco zapomniana już Aziza Mustafa Zadeh. Pochodząca z Azerbejdżanu artystka swoją ostatnią płytę wydała aż 10 lat temu (Contrasts 2, Jazz Opera – kontynuacja wydanego rok wcześniej „Contrasts”). Oba albumy to bardzo oryginalna kompilacja, na której Aziza demonstruje zainspirowany muzyczną klasyką materiał (arie operowe Haendla, Mozarta, pieśni Schumanna) ubarwione o orientalny akompaniament fortepianu. Oba albumy dość kontrowersyjne, tym bardziej że „Jazziza” po ich wydaniu zniknęła ze sceny i słuch po niej zaginął. Jednak jej wcześniejsze dokonania to muzyczny majstersztyk, czego przykładem są albumy: „Always”, czy debiutancki „Aziza Mustafa Zadeh”. Przejmujący głos, przepiękne, rozbudowane aranżacje fortepianowe, etniczny szyk i najwyższy poziom wykonawczy. Twórczość Azizy to elementy klasyki, muzyki arabskiej, dyplomatycznie zblendowane z rozrywką najwyższych lotów. To jedna z niewielu artystek, która stawia pomost pomiędzy tak wieloma różnymi wpływami, jednocześnie będąc kompozytorką, pianistką i śpiewaczką.
Jednym z najbardziej przejmujących głosów współczesnej sceny europejskiej jest głos Simin Tander – niemieckiej wokalistki, o afgańskich korzeniach. Artystka dała się bliżej poznać przy okazji nagrywania płyty z norweskim pianistą Tordem Gustavsenem. „What Was Said” – to piękna kooperacja pomiędzy surowym brzmieniem fortepianu i intymnym głosem Simin. Etniczne, afgańskie wpływy (język paszto) dodają albumowi jeszcze bardziej wytrawnego smaku. Inne projekty Simin – również przyciągają. Wabikiem przede wszystkim jest jej piękny, głęboki, niski głos, który artystka kompleksowo wykorzystuje do kreowania swojego muzycznego otoczenia: recytuje, szepcze, czasami płaczliwie zawodzi, ale przede wszystkim śpiewa. A to wychodzi jej pierwszorzędnie: Simin Tander miksuje techniki postawionego klasycznie głosu śpiewaczki operowej, z typowo arabskimi przyśpiewami, a także jazzowymi improwizacjami. Efekt jest piorunujący i nie do podrobienia. Kolejną śpiewaczką śmiało przekładającą wpływy etniczne do muzyki rozrywkowej, jest Elina Duni. Artystka z Albani za cel postawiła sobie szerzenie kultury bałkańskiej, bez komercyjnego przytupu w stylu Gorana Bregovica . I robi to znakomicie. Jej muzyka pulsuje, jest bogata w wokalne ornamenty, a przy tym jest doskonałą okazją do zapoznania się z burzliwą historią Bałkanów.
Nastrojowe ciotki z Ameryki
Wiele wokalistek ze Stanów Zjednoczonych decyduje się na aplikowanie swoich umiejętności do muzyki nastrojowej. Robią to, co potrafią najlepiej – pięknie śpiewają, komponują całkiem chwytliwe melodie, a czasem nawet poszerzają swój zespół – wnikliwie dbając o warstwę instrumentalną. Grupa to bardzo liczna i coraz bardziej rozpoznawalna w świecie muzyki rozrywkowej. Gretchen Parlato ze swoimi tajemniczymi melorecytacjami, Tierney Sutton z dojrzałymi interpretacjami, a także Melody Gardot ze swoim zmysłowym szepto-śpiewem, to chyba najbardziej reprezentatywne przykłady, które w pełni zasługują na uznanie jakim się cieszą.
Młode pokolenie
Pochodząca z Rwandy i mieszkająca w Nowym Jorku Somi to wokalistka nie tak popularna, jak jej „nastrojowe ciotki” , ale w żadnym wypadku nieodstająca techniką wykonawczą, czy poetyką swojego materiału. W muzyce Somi, czuć wyraźne wpływy afrykańskiej rytmiki, jednocześnie połączone z wokalną dostojnością. Pomimo młodego wieku śpiewa z manierą prawdziwej divy – mocnym głosem, który w zależności od rejestru - przyprawia o dreszce, lub pozwala wziąć głębszy oddech. Swoją muzykę, Somi nazywa „new african jazz” i choć brzmi to nieco szumnie – trudno zarzucić jej niestosowność.
Bardzo ciekawą, geograficznie nieco bliższą nam wokalistką jest Isabel Sörling – szwedzka artystka, która w ubiegłym roku zaśpiewała na wyjątkowym albumie francuskiej trębaczki – Airelle Besson – „Radio One”. Materiał to wyjątkowy, pięknie ukazujący umiejętności wokalne Isabel, która swoim głosem wtapia się w instrumentalne tło i pięknie dialoguje z trąbką Airelle. Trudno stwierdzić, kto na tym albumie jest solistą, ale tak naprawdę – nie trzeba tego dociekać, bo i po co? Oprócz „Radio One” Isabel Sörling można usłyszeć na albumach dwóch projektów, w których na stałe śpiewa: Soil Collectors i Farvel. Oba zespoły to muzyka improwizowana, w której głos wokalistki spełnia funkcje jednego z instrumentów, budując tajemniczą aurę wokół materiału muzycznego. Ale Isabel Sörling potrafi też być standardową wokalistką – w 2015 nagrała album „Rivers” w towarzystwie pianisty-Paula Anqueza, na którym prym wiedzie zwyczajowa forma piosenek i styl wokalny bliski Reginie Spektor. Niby nic ciekawego, ale biorąc pod uwagę pozostałe projekty Isabel, „Rivers” zyskuje przyciągający wymiar.
Bujaj się!
Jak wiadomo - nie samym jazzem człowiek żyje i dlatego tak ważne, by czasem złapać oddech przy bardziej chilloutowej muzyce, doskonałej na spotkania towarzyskie, bujającej i elektronicznej, a więc i dość uniwersalnej. Niedoścignionym wzorem tej materii jest Erykah Badu, ale ostatnimi czasy piosenkarka niespecjalnie inwestuje swój czas w tworzenie nowej muzyki. Trzeba się więc rozejrzeć za innymi neosuolowymi reprezentantkami. A są to: Jill Scott, Beate S. Lach z norweskiego Beady Belle, Naomi „Nai Palm” Saalfield z australijskiego Hiatus Kaiyote, popująca Emily King, czy najmłodsza z tego towarzystwa, debiutująca w 2015 roku Idesia. Wszystkie z nich świetnie, oryginalnie śpiewające i stojące na straży jakości muzyki popularnej, tej łatwej w odbiorze, co nie znaczy, że złej i niewartej zachodu.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.