Miłość która nie mogła trwać - o filmie Filipa Dzierżawskiego pisze Piotr Jagielski

Autor: 
Piotr Jagielski
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. prasowe

Miłość - wiadomo: Tymon, młody Możdżer, legendarny Olter, Sikała i Trzaska. Sprawa doskonale znana każdemu zainteresowanemu polskim jazzem. Pardon, yassem. Wiemy doskonale, że Miłość to był kawał zespołu, chętnie eksperymentujący, podejmujący nieoczywiste rozwiązania. Niezwykłe w takiej sytuacji - powiedzmy, stricte muzycznej - wydaje się, że członkowie zespołu właściwie nigdy nie powinni znaleźć się razem w jednym pomieszczeniu. Różnice dzielące muzyków były - i nadal są - ogromne, co sprawia, że opowieść o Miłości jest jednym z najlepszych, najbardziej poruszających dokumentów muzycznych jakie widziałem. "Mój zespół miał być elektryzujący, nie chciałem grać dżeziku" - mówi Tymański w jednej ze scen.

Film "Miłość" Filipa Dzierżawskiego opowiada historię powstania, działalności, rozpadu i próby reaktywacji zespołu. Muzycy z oryginalnego składu spotykają się po 10 latach, by spróbować przygotować się do "wielkiego powrotu" podczas mysłowickiego Off Festivalu w 2009 r. Od ich ostatniego spotkania minęło jednak 10 lat i dawni przyjaciele nie potrafią porozumieć się ze sobą. Część z nich nie jest przekonana co do słuszności reaktywacji.

Często z ekranu padają duże słowa (poza bluzgami Tymona, oczywiście): "miłość" (nie tylko w kontekście nazwy zespołu), "braterstwo", "rodzina". Do tego przywykliśmy - oczywiście, zespół jest jak rodzina. Kilka osób, żyjących ze sobą blisko, dzielących radości i trud tworzenia i wystawiania się na ostrzał opinii publicznej. Prawda wydaje się raczej bliższa stwierdzeniu, że panowie może i nadal się kochają, ale chyba się nie znoszą.


Trzaska nie chce grać w Miłości. Tzn. nawet by chciał - mówi nawet "To dla mnie ważne" dodając, że stęsnił się za kolegami. Ale minęło 10 lat, wszystko się zmieniło, muzyka się zmieniła, głowy się zmieniły. Tymon trochę chce, ale w sumie tak raczej z ciekawości. Naprawdę chce Możdżer, narzekający, że "chętnie by sobie twórczo rzygnął", ponieważ w swoich projektach nie za bardzo ma jak i gdzie. Portret pianisty jest szczególnie przejmujący - szczególnie monolog, w którym jeden z najpopularniejszych polskich jazzmanów zastanawia się "ja już nie wiem, jakim muzykiem jestem". Wydaje się zmęczony gwiazdorstwem, jakie na niego spadło. Niechętnie je dźwiga. Wolałby pograć sobie z chłopakami z Gdańska niż przesiadywać w sterylnym studiu z Davidem Gilmourem. Możdżer wydaje się zdołowany sławą, sukcesem i wiecznymi oczekiwaniami publiczności; wiecznym tłumaczeniem się ze swoich decyzji.

Kontrastuje z pozycją Trzaski. "Kiedy gram, nie chcę wiedzieć, co się zaraz stanie. Jak w życiu" - tłumaczy Tymonowi w jednej ze scen. Przy pedantycznym, klasycznie wykształconym Możdżerze, saksofonista wydaje się nieokrzesanym barbarzyńcą. W scenach walk na próbach, unaocznia się odwieczny jazzowy problem - wierność rygorowi i teorii muzyki, czy intuicyjność i siła przekazu. "To co grał Mikołaj było pełne znaczeń, których wtedy nie potrafiłem zrozumieć" - tłumaczy Możdżer.

Ten konflikt doprowadził ostatecznie do dramatycznego wyrzucenia saksofonisty z grupy. Historia Miłości to historia ludzi, którzy kochali się ranić. Napięcia filozoficzne, egzystencjalne i muzyczne okazały się zbyt wielkie, by przyjaciele mogli ze sobą pracować. "Nie chcę mieć nic wspólnego z tym, co tworzy Możdżer i Tymon" - ostro komentuje Trzaska, twierdząc że pianista dał się złapać w wir kariery, serwując swoim słuchaczom łatwostrawne produkty, obliczone na sukces. Możdżer w swoich monologach nie wydaje się spierać.

"Miłość" to historia przyjaźni i "lata miłości", które musi się skończyć i kończy się. Potworne wspomnienia Tymona, opowiadającego o chorobie Jacka Oltera i jego samobójczej śmierci są dowodem tego, że w błazeński, kpiarski świat yassowców wdarł się brutalnie świat zewnętrzny, którego nie dało się zamienić w żart i okiełznać. Napięcia między muzykami to sprawa niezbędna przy tworzeniu muzyki. Silne osobowości powinny się spierać, kłócić i nienawidzić, by ostatecznie powstało coś wielkiego. Tak działali The Beatles, The Rolling Stones, tak działała Miłość.
Ta historia jest szczególnie poruszająca ponieważ pokazuje, że to samo, co sprawiło, że Miłość była zespołem niezwykłym jak na polskie warunki, sprawiło, że nie mogła nim być dalej.

Film Filipa Dzierżawskiego prezentowany był w ramach Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Filmy biorące udział w konkursie DocFilmMusic oglądać będzie można w warszawskim kinie Kultura w dniach 27 maja - 2 czerwca.