++
Zespół Trupa Trupa powstał i działa w myśl pewnego odgórnego założenia. Najprościej ujmując: ma być i śmieszno, i straszno. Stąd zarówno jego nazwa, jak i repertuar łączą w sobie pierwiastki śmierci i zabawy – ot, takie ich małe, prywatne danse macabre. Motyw znany co najmniej od czasów średniowiecznych, i przetwarzany przez wszelkie rodzaje sztuk wiele razy tym razem trafia na warsztat gdańskiego kwartetu wykonującego alternatywnie przyprószone rockowe piosenki.
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że polska młodzież śpiewa zagraniczne piosenki. Na płycie ++ jego lider, Grzegorz Kwiatkowski, śpiewa wyłącznie po angielsku. Można też powiedzieć, że reszta zespołu (Wojtek Juchniewicz – bass, Rafał Wojczal – klawisze, Tomek Pawluczuk – perkusja, sam Kwiatkowski jest także gitarzystą) po angielsku gra. Bo muzyka utkana jest z wpływów anglosaskich, niezależnie od tego, które akurat źródło wypływa w danym utworze na wierzch. Czy jest to rock w mocniejszym lub bardziej kameralnym wydaniu, punk, czy tak zwana zimna fala. Ważne, że po kilku przesłuchaniach wszystkie wpadają w ucho. Melodykę ich wysnuć można na cztery-pięć dekad wstecz, a brzmienie jest ciepłe i domowe. Tak ma być. W dużej mierze udało się to dzięki producenckiej pracy Piotra Pawlaka oraz Adama Witkowskiego i akustyce wnętrza Nowej Synagogi we Wrzeszczu, gdzie płytę nagrywano. Tę samą kameralność słychać na Last Train To The First Station Reed Tria, także w synagodze powstałej. Łącznikiem między oboma albumami jest zresztą postać Mikołaja Trzaski, którego instrumenty słychać w tle w kompozycjach Dei oraz Influence (drugim z gości obecnych na płycie jest trębacz Tomek Ziętek). Kontrapunktem do przyjemnej, wieczorowej w większości muzyki grupy są kontrastujące z jej nastrojowością teksty, poruszające tematy tak nieserdeczne jak przemoc domowa, śmierć osób bliskich i tym podobne. Istnieje wiele przykładów, kiedy takie zestawienie daje znakomity efekt artystyczny, na ++ jednak wywołuje poczucie rozdźwięku, wskutek czego płyta trąci lekką pretensjonalnością. Krążąc w obrębie podobnej tematyki bardzo łatwo o pewną niestosowność, a choć sądząc po ich wypowiedziach sami muzycy element „cyrkowy” swojej twórczości widzą raczej w lekkości melodii niż w warstwie lirycznej, to zderzenie ich obu także wygląda na - zamierzony bądź niezamierzony – żart. I jest on nie do końca smaczny, nie do końca trafiony – ale z pewnością i taki znajdzie koneserów.
Czyli na razie nic nowego. Album Trupy Trupa reprezentuje nieco zagubiony w przekazie trójmiejski sznyt obecnego czasu, gdzie kolejne świeże zespoły są propozycją zbyt alternatywną dla mainstreamu i zbyt jednocześnie mainstreamową dla alternatywy – nie będąc wystarczająco wyraziste mają niejaką trudność z przebiciem się do szerszej publiczności, nawet mimo dość szerokiego medialnego poparcia. To, że doskonałych muzyków na Pomorzu nie brakuje, wiemy - ale znakomicie byłoby, gdyby efekty ich starań były tak spójne i nośne, jak choćby w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, kiedy artyści trójmiejscy rządzili krajowym „undergroundem”. Jak na razie droga przed nimi dość daleka, ale istnieją pewne podstawy, by sądzić, że kiedyś się jeszcze uda. Powodzenia!
1. I Hate; 2. Felicy; 3. Miracle; 4.Over; 5. Here And Then; 6. Sunny Day; 7. See You Again; 8. Home; 9. Dei; 10. Influence; 11. Exist;
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.