Sztuka chwilą łapana
Ostatnie dwa dni połączonych festiwali improwizowanej muzyki Ad Libitum i improwizowanego tańca SIC! obfitowały w występy muzyków, tancerzy i grup performansowych. W sali Laboratorium CSW można było spędzić wiele godzin na podziwianiu koncepcji artystycznych mających swoją realizację w - tak miłej duszy Jazzariumowca - improwizacji.
Na festiwalu Ad Libitum nie byłam od 2007 roku. Głównie dlatego, że festiwal nie odbywa się o stałej porze. Mijałam się z festiwalem przez cztery lata i jestem mile zaskoczona jego prężnym rozwojem. Pierwszym powodem mojej radości jest mariaż dwóch festiwali, z których każdy zajmuje się współczesną muzyką i improwizacją na swój sposób. Połączenie działań dwóch instytucji, w dodatku pod kuratelą kilku bytów państwowych w naszym kraju zasługuje na uwagę samo przez się. Nie dość, że organizatorzy Ad Libitum i SIC! propagują działalność niepopularną lub nieznaną, to jeszcze potrafili się porozumieć i uzupełnić swoje działania. Tegoroczna edycja była drugą wspólną. Kolejnym powodem do radości była rzecz z pozoru błaha, ale często będąca dla mnie powodem bolączki - mianowicie graficzna oprawa materiałów informacyjnych: rzetelna, czytelna, z zastosowaniem nowoczesnej typografii. Następny dowód na to, że jednak i u nas można, jak się chce. Powód zadowolenia trzeci: artyści i ich improwizacje.
Zacznę pokrótce od improwizowanego tańca, o którym wiem - ze wstydem muszę przyznać - nic. Dlatego cenne było dla mnie spotkanie na żywo z artystami wyrażającymi się tą formą. Wydarzenia na festiwalu związane z nowoczesnym tańcem improwizowanym mogą zainteresować czytelników Jazzarium przede wszystkim z tego względu, że ostatnio funkcjonujące rozumienie improwizacji w teorii tańca jest zbliżone do tego, z jakim mamy do czynienia w nowoczesnej muzyce, a więc - uogólniając - improwizacja traktowana jest jak akt twórczy sam w sobie. A nawet więcej. Julyen Hamilton - od lat uznawany mistrza tańca i improwizacji - stwierdził: "Tworzenie jest improwizacją. Nie ma innego sposobu. A może jest, ale ja go jeszcze nie znalazłem, mimo że szukałem"*. Drugim impulsem wspólnym dla improwizatorów sztuki współczesnej, tańca i jazzu jest rola ciała w akcie stworzenia, że tak górnolotnie określę. Każdy muzyk, jak i tancerz, jest przez swoje ciało zdefiniowany, każdy poznaje, zapamiętuje i wyczuwa narzędzie za pośrednictwem (czy tylko?) ciała. Jedność tej funkcji ciała z wyrażaniem siebie, dostępna innym ciałom (umysłom, intuicjom, słuchaczom, widzom, odbiorcom… n…) - wielka niewiadoma, na którą można się „nieprzewidzianie” (improvised) natknąć dzięki sztuce.
Taniec połączony z koncertem, elementami teatru, performance cielesno-brzmieniowo-słowne były prezentowane przez grupy Ensemble fur Experimentelle Musik, Company Blu, Melba Kolektyw i Daniela Almgrena Recena (tancerza, choreografa i performera) oraz Paolo Pandolfo (na violi da gamba) - w różnych konstelacjach składowych. Niewątpliwą zaletą dla jakości odbioru tych przedstawień był fakt, że widownia otaczała scenę z trzech stron, tak więc wszystko działo się blisko odbiorców, a często - jak to w preformansach bywa - również z ich niespodziewanym udziałem. Oglądanie tańczących z bliska, w odpowiednio reżyserowanym (zapewne również na bieżąco) oświetleniu po raz kolejny ugruntowało moje przekonanie, że większość dzieł sztuki trzeba oglądać na żywo.
Jako zupełny taneczny laik pokuszę się jednak o zacytowanie zdania doświadczonych w dziedzinie stałych bywalców festiwalu, że "poprzednia edycja była lepsza". Ja jednak nie mam tu porównania i mogę powiedzieć tylko tyle, że doświadczenie tej sztuki pobudziło moją wyobraźnię i umysł, otworzyło kolejny sposób wyczulenia na formę.
Na koniec kilka słów o koncertach, pojmowanych w sposób, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni, czyli: autorzy na scenie, widownia w ciszy słucha. Cóż, w ostatni weekend festiwali był tylko jeden taki. Ale za to niezwykły. Zagrali: Mieczysław Litwiński - głos cytra, skrzypce, harmonium, tar, Paolo Pandolfo - viola da gamba i Krzysztof Knittel - harfa midi, iPhone, laptop. Z wymienionych instrumentów jeden może być zagadką. Harfa midi - konstrukcji Piotra (Petera) Sycha** - to metalowa kwadratowa rama , w której polu są "umieszczone" wiązki podczerwieni. Podłączona jest do komputera ze specjalnym oprogramowaniem i wygodnym interfejsem. Gra na tej harfie polega na łapaniu, dotykaniu, szarpaniu, zawijaniu tych niewidzialnych strun. Efekt wizualny bardzo sympatyczny, a możliwości tego instrumentu oraz spsobów ekspresji wydają się nieograniczone, a w dodatku - nie zapominajmy - idealnie pasują do głównego powdu "tego całego zamieszania": improwizacji.
Słowem, juz po instrumentarium, które spotkało się na scenie, można było się spodziewać dźwiękowych zaskoczeń. Gdy przeczytałam w programie, że delikatne "strunowce" zagrają z laptopem, z miejsca próbowałam w głowie usłyszeć te brzmieniowe połączenia. Jednak obejrzeć na żywo ich starcie z harfą midi, to było dopiero coś! Nie zapomnijmy jednak o najważniejszym: o rzemieślnikach tych instrumentów. Rzemieślnikach fantastycznych. I zarazem fantastycznych kompozytorach w czasie rzeczywistym. Artyści stworzyli dla nas niepowtarzalne klimaty, delikatne, niemal intymne, ale też energetyczne beatowe i bitowe drgania. Szafowanie metodami kompozycji było zdumiewające i jednocześnie urzekające. Bogactwo brzmień, wydobywanych w pełni świadomie i nigdy z przesadą. Piękny koncert.
Podsumowując: uczestnictwo w Ad Libitum + SIC! polecam wszystkim osobom ze skłonnościami do włażenia we wszelkie zakamarki aspektu ludzkich możliwości, ceniącym wagę warsztatu i odczuwającym uniwersalną zależność treści i formy.
Relację z pierwszych koncertów tegorocznego Ad Libitum + SIC! znajdziecie tutaj.
* Cytat pochodzi z panelu z Hamiltonem, przeprowadzonego w na festiwalu w ubiegłym roku, opublikowanego w tym roku w: "Wykłady / rozmowy o improwizacji tańca", fundacja Kino Tańca.
** Więcej o tej nietradycyjnej harfie na stronie: http://4dmotion.blogspot.com/
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.