Jazz Juniors - relacji cześć druga
Cisza. W chłodzie wieczornej Wisły świecą ciepło blaski miasta. Widać je, choć nie słychać zgiełku piątkowych korków. Tu czas płynie niespiesznie z dwiema kaczkami, które pojawiły się przy brzegu. Na tym drugim, Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha”. Tam popłynie za chwilę muzyka. A wraz z nią to znane uczucie orzeźwiającego chłodu wytwornie połączonych brzmień i ciepła rozgrzewającej pasji grania jazzu.
Festiwal, zwłaszcza gdy mówimy o jego 40 urodzinach, to oczywiście również muzycy, którzy na nim debiutowali. Kilku z nich pojawiło się na scenie Jazz Juniors raz jeszcze, aby pozostawić w nas to, co dla nich najcenniejsze. „The Flash!” zagrało mocne improwizacje, Jan Smoczyński przedstawił niebanalną odsłonę swojej gry z Michałem Miśkiewiczem i Łukaszem Poprawskim, czyli z PSM, a Stanisław Słowiński i jego kwintet pokazali, że ich niezmiennie dobry poziom gry wciąż zmienia się, aby być coraz lepszym.
Udowodnili to w wykonaniu utworów znanych nam z zeszłorocznego koncertu laureatów, a także tych premierowych, pochodzących z najnowszej płyty „Landscapes Too Easy To Explain”. W niezmiennym także od roku składzie: Stanisław Słowiński – skrzypce, Zbyszek Szwajdych – trąbka, Katarzyna Pietrzko - fortepian, Justyn Małodobry – kontrabas oraz Max Olszewski – perkusja. Po występie kwintetu w pamięci, być może nie tylko mojej, wciąż pozostaje solo a capella Katarzyny Pietrzko i jego niepowtarzalna atmosfera.
Tę szczególną wprowadzili także swoją grą goście z Węgier – Soso Lakatos na saksofonie, Dezsὄ Oláh na fortepianie, basista Péter Oláh oraz założyciel zespołu nazwanego przez nich New Quartet, Bágyi Balázs. Po ich świetnym występie usłyszeliśmy drugiego gościa specjalnego. Podobnie jak węgierscy jazzmani, zdobył uznanie międzynarodowej publiczności.
Jednak Theo Croker, bo o nim mowa, i kwartet z Węgier, uczą nas ze sceny jednego. Tego, że nie ma żadnych ram, w które trzeba się wtłoczyć i w których trzeba się zmieścić, aby zasłużyć na miłość publiczności. Uczą nas tej swobody i wolności, która możliwa jest tylko wtedy, gdy cieszysz się życiem, będąc sobą.
Uczą nas w końcu tego, że tylko w entuzjastycznej i odważnej grze, jaką zaprezentował nam Theo Coker z zespołem w składzie Kassa Overall - na perkusji, Michaeal King - na instrumentach klawiszowych, Eric Wheeler - na gitarze basowej oraz Anthony Ware na saksofonach, można przekazać swoją osobowość.
Finałem takiej gry, osobistej, autentycznej i przeżywającej każde „teraz” na scenie, był koncert na miarę finału festiwalu Jazz Juniors, i rzeczywiście finałowy występ grupy Electro-Acoustic Beat Sessions-Repetitions. Pojawili się w Harris Piano Jazz Bar obok trio Mateusza Gawędy, które zagrało tu w niedzielę, oraz zespołu Kołakowski:Wykpisz: Korelus, których można było posłuchać w Harrisie w sobotę.
Marek Pędziwiatr (instrumenty klawiszowe, wokal), Marcin Rak (perkusja), Vojto Monteur (gitara elektryczna), Paweł Stachowiak (gitara basowa), Spisek Jednego (gramofony), Olaf Węgier (saksofon) oraz Jakub Kurek (trąbka) wprowadzili w ruch swoimi interpretacjami muzyki Krzysztofa Komedy emocje i publiczność. Prawdziwy urodzinowy koncert.
Dzień wcześniej 40 urodziny Jazz Juniors świętowaliśmy w krakowskim ICE z Leszkiem Możdżerem, Pawłem Kaczmarczykiem, Piotrem Orzechowskim Pianohooligan oraz Marcinem Wasilewskim podczas koncertu galowego. Usiedli przy fortepianach tak, jak się siada w domu przy stole, żeby porozmawiać. Rozpoczął gospodarz festiwalu, Paweł Kaczmarczyk, dosłownie zapraszając na koncert swoich muzycznych gości i publiczność.
Jego gra, jak on, otwarta, wolna, głęboka i żywa, porwała i uniosła dźwięki fortepianu, a wraz z nimi nas. Tylko on i fortepian, a na nim „Something Personal” i „Invitation”. Głębokie współbrzmienia rozległy się po jego grze w wykonaniu Marcina Wasilewskiego. I polskie, bo słuchaliśmy utworów polskich kompozytorów.
Trzecie, znów inne i wyjątkowe potraktowanie klawiszy - na tę różnorodność publiczność zwróciła szczególną uwagę - pokazał nam Piotr Orzechowski. Jego kunsztowna, precyzyjna i zdecydowana gra znalazła swoje lustrzane odbicie w niezwykle sugestywnej i pełnej mocy interpretacji etiudy Witolda Lutosławskiego zaprezentowanej nam przez Leszka Możdżera. Oprócz tej różnorodności, usłyszałam w niedzielę prawdziwą jedność.
Wtedy, gdy czterech pianistów zagrało razem tak, jakby usiedli przy jednym fortepianie. Gdy zabrzmiało Preludium c – moll op. 28 nr 20 Fryderyka Chopina, zapadające zawsze głęboko w duszę. Gdy granie ze sobą sprawiało im wyraźnie tyle radości, jakby za każdym razem grali razem po raz pierwszy. W końcu, gdy wspólnie odkrywali z nami to, co może się wydarzyć, kiedy w jednym miejscu znajdą się cztery fortepiany, na których w jednym momencie gra czterech tak utalentowanych pianistów.
Paulina Biegaj
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.