Recenzje

  • Layin' In The Cut

    James Carter nagrał płytę będącą kontynuacją poprzedniego albumu "In Carterian Fashion". Na "Layin’ in the Cut" ponownie słyszymy funkowe rytmy – i nic dziwnego, gra bowiem jedna z najczarniejszych sekcji: Jamaaladeen Tacuma/Grant Calvin Weston, tak ta sama, którą setki razy usłyszeć można było u "Blood" Ulmera. Carter nagrał zatem ponownie płytę nie stanowiącą żadnego odkrycia – o jego wirtuozerskim kunszcie wszyscy już wiedzą i prawda ta jest do znudzenia powtarzana.

  • Soul Sessions

    Właściwie nie ma o czym mówić. "Soul Sessions" gitarzysty Jeffa Goluba to płyta słaba, plastikowa i w swym zamyśle niesmaczna. 

  • Active Vapor Recovery

    Szczerze powiedziawszy muzykę zwaną kiedyś jazz-rockiem, a od pewnego czasu fusion pogrzebałem już jakiś czas temu, nie bardzo widząc w niej coś, co by mogło mnie zaciekawić. Od pewnego czasu, z dużą dozą przyjemności słucham kwintetu nieznanego mi puzonisty Scota Raya, który wraz z kolegami udzielającymi się na płytach Cryptogramophone, nagrał płytę pod tytułem "Active Vapor Recovery". 

  • On This Day On The Vanguard

    To nie jest zła płyta i w jakiś sposób wpisuje się w pewien schemat, któremu poddają się nagrania słynnego i wybitnego improwizatora Joe Lovano.

  • Cobra

    Wielbiciele Johna Zorna długo czekali na tę reedycj. "Cobra" była jedną z tych płyt, których pierwsze wydanie z drugiej połowy lat 80. zniknęło z półek bardzo szybko. 

  • Life At Yoshi's

    Gitarzysta Pat Martino rzadko gości na łamach polskich gazet publikujących cokolwiek na temat muzyki jazzowej. A szkoda. Cóż jego talent przyćmiły sukcesy gwiazd typu Pat Metheny. Z postaciami o takiej popularności trudno walczyć, a z imiennikiem tym bardziej. Niestety Martino nie prezentuje  stylu gry, ani estetyki, która mogłaby spodobać się raczkującej jazzowej młodzieży. Nie znajdzie też admiratorów wśród tzw. śmietanki jazzfanów, ci bowiem mają zbyt mało czasu aby poświęcić muzyce więcej niż kilka minut dziennie.

  • Paraphrase: Please Advise

    Są wykonawcy, do których się dojrzewa. Jest muzyka, która nie od początku zachwyca, ale którą intuicyjnie odbiera się jako wybitną. Tak było w moim przypadku z projektami Tima Berna dla jego własnego Screwguna. 

  • Made By Maceo

    Przewodniki po muzyce jazzowej umieszczają Maceo Parkera w kręgu twórców jazzowych i to jest podstawowy powód, dla którego recenzja tej płyty znalazła się na łamach "Jazz & Classics". 

  • Extended Play: Live At Birdland

    Omawiana płyta to pierwsza rejestracja koncertowa owianego sławą i obsypanego nagrodami kwintetu Dave'a Hollanda. Za nią ten słynny basista z pewnością nie dostanie już wielu nagród, bo jakie niby miałby to być nagrody? Wszystkie najbardziej się liczące już odebrał. Tym czasem dopiero to koncertowe, dokonane w słynnym klubie Birdland nagranie jest prawdziwie niepodważalnym dowodem znakomitości zarówno Hollanda jak i jego zespołu.

  • May The Music Never End

    Kiedy w lipcu 2003 roku Shirley Horn wjeżdżała na wózku inwalidzkim na scenę PWA Saal Centrum Kongresowego w Hadze, by dać jeszcze jeden niezapomniany koncert North Sea Jazz Festival, osłupiałem. Nie wiedziałem, że amputowano jej nogę. Miałem w uszach muzykę z dopiero co wydanego albumu „May The Music Never End" i nie przypuszczałem, że mogła ją nagrać tak cierpiąca kobieta.

  • In The Ear Of The Beholder

    Prawdopodobnie tak postać samego Jorge Sylvestra jak i jego muzyka jest w Polsce mało znana. Ten urodzony w Panamie saksofonista ma w swym dorobku m.in. współpracę z big bandami Olivera Lake'a, Davida Murray'a i Joe Bowiego, a także z Michele Rosewoman i Sonny Fortune. Recenzowana płyta to jego drugi autorski album, poprzedni - ponoć bardzo dobrze przyjęty (4 gwiazdki w Downbeacie) - to Musicollage wydany w 1996 przez Postcards.

  • Alive In The House Of Saints

    Jakże mało jest dostępnych płyt tej artystki. I jaka wielka to szkoda... W zasadzie do niedawna były jedynie trzy płyty wydane przez Arabesque i jedna (M.O.B. Trio, na której Melford jest współautorką) przez Omnitone. Wydawnictwo... "Alive In The House Of Saints" niby znane, a jednak. Jest bowiem płytą, która już niegdyś się ukazała. 

  • Soul Search

    Przyznam, że do płyty tej podchodziłem jak pies do jeża. Duet. Gitara i skrzypce. Brak sekcji. W dodatku wówczas (czyli w chwili wydania tej płyty) znane mi nagrania kwartetu Morrisa prowadziły mnie do poglądu, że Morris jest najsłabszym ogniwem tego zespołu. Wniosek był zatem jeden - nie dla mnie nagrania tego duetu. Jakże się myliłem!

  • Focus

    Związawszy się z firmą Savant Arthur Blythe – uznawany za jednego z najważniejszych współczesnych saksofonistów altowych znów stał się twórcą obecnym w światowej fonografii. Panuje jednak też i powszechnie przekonanie, że dzisiejsza forma Blythe’a jako lidera własnych formacji to tylko cień tego, czego można było oczekiwać w latach największej jego świetności, kiedy nagrywał „Lenox Avenue Breakdown” czy „Illusions”.

  • Invisible Nature

    Jedynie dwaj instrumentaliści. Lista instrumentów jest większa, jednak można powiedzieć, że płyta zrealizowana jest jedynie przy użyciu saksofonów (sopranowego i barytonu) względnie klarnetu basowego i wszelkiej maści instrumentów perkusyjnych. Dwaj muzycy to już zespół. I można to zdanie traktować z przymrużeniem oka. Można też jak najbardziej serio. Tym razem, jak się spodziewam, oczy zostaną szeroko otwarte. Z podziwu. Jeszcze szerzej winny zostać otwarte uszy.

Strony