Paraphrase: Please Advise
Są wykonawcy, do których się dojrzewa. Jest muzyka, która nie od początku zachwyca, ale którą intuicyjnie odbiera się jako wybitną. Tak było w moim przypadku z projektami Tima Berna dla jego własnego Screwguna.
Właśnie doszła do mnie druga pozycja Paraphrase, jego tria z Drew Gressem i Timem Raineyem. O ile pierwsza pozycja, aczkolwiek przez skórę czułem, że dobra, to dopiero ta niemalże powala z nóg. Jest to zapis koncertu, jedynie dwa długie utwory, zresztą Berne przyzwyczaił nas do takich kompozycji. Improwizacje bez końca, aczkolwiek nie nudzące, nie można im zarzucić, że są przegadane, bez sensu. Berne całkowicie panuje nad swym instrumentarium, niezależnie czy gra na alcie czy barytonie. Pozostali muzycy też doskonale znają swój fach.
Trio jest też w sposób doskonały zgrane, stąd swobodne improwizacje zawsze mają pewne oparcie u pozostałych muzyków. Brak instrumentu harmonicznego, brak nawet drugiego instrumentu melodycznego, jak to ma miejsce w Bloodcouncie - drugim zespole Berna nagrywającym dla Screwguna, powoduje, że wypowiedź Berna jest jeszcze bardziej swobodna, spontaniczna. Genialna płyta. Jednakże wszystkich nieodpornych na free przestrzegam - to jest free jazz i to najlepszy z dostępnych w chwili obecnej. Pamiętacie koncerty sztokholmskie Colemana? - to jest jakby ich po trzydziestu latach rozwinięcie. Z całym bagażem nowych odkryć, grania Braxtona, Hemphilla i innych, którzy free rozszerzyli o elementy muzyki współczesnej.
I jeszcze tylko jedna uwaga, to już jedynie dla tych, którzy przede wszystkim cenią dźwięk - płyta jest bardzo surowo nagrana. Nie tylko bez nakładek, ale przede wszystkim dźwiękiem bez upiększeń, a że wszyscy muzycy tria grają bardzo surowym dźwiękiem efekt jest można rzec turpistyczny. Osoby, które lubią ładny dźwięk, miłe dla ucha brzmienie niech po tę płytę nie sięgają. Ci, którzy cenią autentyczność wypowiedzi, lubią free, dla tych wszystkich to jazda obowiązkowa.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.