Recenzje

  • Glamoured

    Doceniam wokalną sztukę Cassandry Wilson, jak również jestem pod dużym wrażeniem jej popularności. Sukcesy jej kolejnych płyt sprawiają, że swoją sztuką przekracza granice wewnątrz stylistycznej renomy. 

  • Connected

    Jeśli dobrze liczę „Connected” jest trzecią autorską płytą Aarseta. Od czasów „Electronique Noire” i współpracy z Molvaerem, gitarzysta wciąż prezentuje mniej więcej ten sam styl. Bogato zaaranżowana muzyka skrząca się mnogością elektronicznych efektów, nakładek, skreczy - słowem wszystkiego tego, co niesie współczesne studio nagraniowe. Muzycy też dwoją się i troją, by ukazać świat jak najciekawszych dźwięków.

  • Line Zero

    Przyznam, że dotychczas poczynania niemieckich muzyków związanych ze sceną jazzową kojarzyły mi się przede wszystkim z grupą muzyków niegdyś postrzeganą jako tzw. europejski free jazz, teraz coraz częściej zaś muzyką nazywaną free improv, a mającą tyleż wspólnego z jazzem, co z tradycją europejskiej (przede wszystkim) muzyki współczesnej.

  • Catching Tales

    Oto płyta warta swojej ceny! Album Jamie Culluma zaczyna fajny, funkujący kawałek, w którym sporo rhythm'n'bluesa przywodzącego na myśl Raya Charlesa. Następne dwa już nie są takie dobre. Jakieś rozmamłane. Wolne, piosenkowe. 

  • The Rare Delight Of You

    Pianistę George’a Shearinga znają tylko miłośnicy starych nagrań. Ostatnio mało o nim słychać, a zasługi dla popularyzacji jazzu ma wybitne. Był niewidomy od urodzenia i uczył się przede wszystkim słuchając płyt. Wyemigrował z Londynu do USA i w 1949 r. nagrał pierwszy album w kwintecie z wibrafonem, gitarą i sekcją rytmiczną. 

  • Eloping With The Sun

    Riti Records to autorska firma płytowa Joe Morrisa. Przyznam, że sposób gry Morrisa pozostawia we mnie mieszane uczucia. Od entuzjazmu, po umiarkowany optymizm, dlatego też z ich katalogu wybrałem płytę, o której najmniej mogłem przypuszczać. 

  • Tales Out Of Time

    Wspólna płyta Petera Brotzmanna i Joe McPhee należała chyba do najbardziej wyczekiwanych przez fanów obu muzyków. Obydwaj to niezwykle silne muzyczne osobowości, powstaje zatem tylko pytanie, który z nich album ten zdominował. Odpowiedź jest tyleż prosta co nieoczekiwana -

  • Tango Para Charlie

    Duet to zespół specjalny. Najmniejszy z najmniejszych. Niekiedy wystarcza do stworzenia pełni muzyki, innym razem jest przedsięwzięciem nieudanym.

  • The Willow

    "The Willow" to druga płyta sygnowana przez pianistę Franka Kimbrougha i wibrafonistę Joe Locke'a. Tu jednak skład poszerzony został w niektórych kompozycjach o kolejnych dwóch muzyków: Tima Riesa - saksofony i Jeffa Ballarda - instrumenty perkusyjne. 

  • Iffy

    Już wszyscy wiecie - Chris Speed staje się powoli moim ulubieńcem, gdy tylko gdzieś pojawia się, mówię: "Patrzcie oto wschodząca gwiazda jazzu, oto Chris Speed - zwróćcie na niego uwagę, bo możecie przegapić". Oto nadarzyła się okazja - Chris Speed nagrał płytę w zupełnie innym składzie od tego, do którego przyzwyczaił nas w swoich projektach dla Songlines. Zespół Speeda, to można rzec supergrupa nowojorskiego downtownu - tak przedmieścia dorobiły się swoich super grup.

  • Sustain

    Ta płyta wymaga dużej uwagi. Podobnie zresztą jak cała twórczość Mata Maneriego. Już od jakiegoś czasu jest jasne, że mamy do czynienia z jednym z najbardziej wyrafinowanych wiolinistów muzyki improwizowanej. Jeśli jednak dokładniej przyjrzymy się Sustain zyskamy najlepsze potwierdzenie tego, że jej autor jest nie tylko intrygującym instrumentalistą, ale i kompozytorem oraz leaderem.

  • The Mancy Of Sound

    Najnowsza płyta formacji Steve Coleman and Five Elements sprawia wrażenie, jakby była kolejną częścią suity  z 2010 r. „Harvesting Semblances and Affinities” (która była w Jazzarium płytą dnia 23 sierpnia) – jest jej rozwinięciem zarówno pod względem stylistycznym oraz brzmieniowym, jak i tematycznym: jest to dalszy ciąg opowieści o świecie. Podobieństwa te są na tyle mocne, że jak puściłam te albumy jeden po drugim, miałam wrażenie, jakbym kontynuowała słuchanie tego samego.

  • Modern Music

    Brad Mehldau nie ma, wbrew pozorom, łatwego życia. Namaszczony na Keitha Jarretta swojej generacji, ma obowiązek nie tylko wydawać świetne nagrania, ale także co i raz jeśli nie zmieniać bieg muzyki, to przynajmniej zaskakiwać. Trzeba przyznać, że temu 41letniemu pianiście z Jacksonville całkiem nieźle się to udaje.

  • Aquifer

    Kolejna zaskakująca odsłona Marka Dressera. Tym razem w nieco dziwnym trio z fletami i fortepianem preparowanym. Eklektyczna, balansująca między ciekawą sonorystyką, a jazzowymi improwizacjami muzyka, której ciężko byłoby nadać jakąkolwiek etykietę. Muzyka, która łączy i przeplata najodleglejsze estetyki: od prostego bluesa, przez muzykę rozrywkową lat czterdziestych, po lekko i dojrzale odczytywaną tradycję muzyki poważnej w jej klasycznym i współczesnym wydaniu.

  • Plays Fats Waller

    Kiedy Aki Takase nagrywała w 2002 r. płytę St. Louis Blues poświęconą utworom W.C. Handy’ego i zaprosiła do współpracy Rudi Mahalla, Paula Lovensa, Nilsa Wograma, Thomasa Herberera i Freda Fritha pomyślałem: „To pewnie jednorazowe zdarzenie”.

Strony