Welcome To The Troposphere
Ich pierwsze spotkanie w duecie Fundacja Słuchaj! ujawniła jesienią czasów pierwszego lockdownu, a zawierało ono nagranie pianistki i puzonisty z roku 2019, zarejestrowane w Austrii. Dziś Harnik i Swell wracają z nagraniem koncertowym – tym razem monachijskim, poczynionym w roku 2022. Wydawca jest ten sam, muzycy też, a chemia i jakość interakcji w obrębie dwuosobowego ensemble definitywnie na krzywej wznoszącej.Koncert trwa kilka chwil ponad godzinę zegarową. Set zasadniczy dzieli się na osiem improwizowanych opowieści, a całość wieńczy niespełna 5-minutowy encore.Konstrukcja dramaturgiczna większości ekspozycji jest tu podobna. Artyści zaczynają od porcji mniej lub bardziej błyskotliwych preparacji inside piano i puzonu, który wydaje dźwięki nie tylko tubą i wentylami, ale także całym korpusem (niewykluczone, że przy użyciu dodatkowych, metalowych obiektów). Po kilku krótszych lub dłuższych akcjach inicjacyjnych narracja nabiera dynamiki i niekiedy całkiem free jazzowego anturażu. Pianistka śmiało wtedy pracuje na gęstej, dynamicznej klawiaturze, puzonista chętnie zaś sięga po czystsze frazy, ochocza śpiewa i deliberuje w typowej dla siebie melodyce. Pierwszy utwór w tak nakreślonym scenariuszu wydaje się być szczególnie urokliwy, albowiem pianistka frazuje bardzo minimalistycznie, a pomiędzy akcjami inside & outside umieszcza także niemal post-klasyczne faktury dźwiękowe. O ile w pierwszej opowieści Harnik i Swell są usytuowani dość daleko od jazzu, o tyle w drugiej, na etapie rozwinięcia, chętnie sięgają po emocje dane free jazzowej ekspozycji. Trzecia odsłona na tle poprzedniczek wydaje się bardziej agresywna, silniej kompulsywna już na etapie wstępnej rozgrywki. Z kolei w czwartej części muzycy sycą narrację większym spokojem, pewną meta relaksacją. Mrok czarnych klawiszy i matowy tembr puzonu potrzebują tu specyficznego post-rytmu, by zewrzeć szyki i wylać się na szeroką wodę bardziej jazzowej improwizacji.W kolejnej części Harnik powraca do idei minimalizmu, pojawiają się akcenty perkusjonalne, zarówno na strunach piana, jak i zapewne korpusie puzonu. Tu, na etapie rozwinięcia, artyści chętniej szukają ciszy i specyficznej melancholii, nie gonią za emocjami free jazzu. W podobnym klimacie startuje szósta opowieść, ale jej puentą jest iście taylorowska eksplozja pianistki i wyjątkowo rozśpiewane feerie puzonowe. Przedostatnia część koncertu, zgodnie z tytułem jest wytłumioną, szelmowską balladą. Melodia rodzi się tu zarówno wewnątrz pudła rezonansowego piana, jak i na wyjątkowo ciepłych klawiszach. Melodyka puzonu wydaje się być intrygująco zalotna. Ostatni utwór zasadniczej części koncertu stawia na niespodzianki, sporo w nim fraz preparowanych i nie ma on bynajmniej charakteru pożegnalnego. Muzycy zdają sobie sprawę, że bis jest nieunikniony. Końcowe dźwięki znów przypominają nam o dużym potencjale post-klasycznym pianistki.Sam bis także wydaje się być pewnym zaskoczeniem. W fazie startu jest dalece minimalistyczny, pełny drobnych preparacji, zapewne z udziałem dodatkowych przedmiotów wydających dźwięki. W fazie końcowej przybiera postać bardziej taneczną, ale i odrobinę wystudiowaną, wszak to już definitywny koniec koncertu. Welcome To The Troposphere by Elisabeth Harnik & Steve Swell
1. Welcome to the Troposphere 8.42, 2. Did you Follow It? 9.26, 3. All the Way? 5.33, 4. Stay With Me Now 5.07, 5. Source and Observer 10.22, 6. There Are Many Colors 6.21, 7. Be Music, Kenneth Patchen 5.15, 8. Boomerang 7.059. Encore 4.27
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.