Twins
"Ladies and Gentelmans... Jaco Pastorius" - i w zasadzie tym rozpoczynającym koncert anonsem można by zakończyć opis płyt. "Jaco", wiadomo, absolutny geniusz basu, muzyk-wariat, który nie bał się niczego, a do historii przeszła anegdotka o tym, jak, będąc jeszcze nieznanym muzykiem, przedstawił się Zawinulowi jako najlepszy basista na świecie. Ale czy faktycznie "wszystko" zostało już na jego temat powiedziane? I czy na pewno każda płyta, na jakiej zagrał, to czyste złoto?Z Weather Report Jaco nie pożegnał się ze względu na stylistyczne różnice. Co prawda szybko zajął się robieniem zgoła innej muzyki, od tej, którą preferowali Shorter i Zawinul, ale powód był jak najbardziej prozaiczny - tęgie picie. Jaco wraz z WR zupełnie stacił metkę muzyka-dziewicy, który poświęcał cały swój umysł graniu. Alkoholizm przyłożył się zresztą do ogólnego "gwiazdorzenia" na scenie i nieznośnego dla kolegów zachowania. Wiadomo, że niejeden artysta chce się popisywać, ale gość, który przewraca się podczas występu albo spóźnia na koncert zaczyna tracić swoją wiarygodność. Pod koniec życia Pastoriusa jego studyjne nagrania były ledwie cieniem umiejętności i kreatywności, jakimi dysponował dekadę wcześniej. Stracił zupełnie zapał do bycia wielkim przywódcą, a to co nagrywał, było głównie materiałem koncertowym, na którym tłukł w kółko te same utwory co lata wcześniej.Tym bardziej zaskakujące jest, że pomiędzy tymi epizodami pojawia się szereg nagrań wspaniałych. I to nie zrealizowanych w małym zespole, a wraz z ogromnym big-bandem. Zorganizowanie, prowadzenie, utrzymanie takiej ekipy - to ogromne wyzwanie. Wielu muzyków boi się samodzielnie prowadzić choćby trio. Jaco grał z ekipą sześciu solistów, wspieranych przez 14 członków sekcji dętej. I w dodatku miał konpcecję na jazz-rock, na jaką nie wpadł nikt wcześniej.Podzielony na płyty Twins I i Twins II materiał to kompilacja koncertów z Japonii z 1982 roku, na których konftronujemy się z absolutnym szaleństwem. Korowód dęciaków prowadzony przez basistę (ile było takich sytuacji w histori?), a do tego konsternujący brak elektrycznej gitary, fortepianu czy syntezatorów. Pomysł był inny. Dziury stworzone przez brak tych instrumentów idealnie wypełniił Othello Molineaux ze swoim cudownym, wówczas niezmiernie rzadko wykorzystywanym w jazzie steel-drumem. Do kompletu kolejny geniusz, tym razie harmonijki ustnej - Toots Thielemans. Facet potrafi płynąć na tym instrumencie bez końca, jednocześnie w żadnym momencie nie wywołując skojarzeń z typowo bluesowymi zagrywkami. To w zastępstwie klawiszy. Gitarę momentami idealnie wyręcza Bob Mintzer na saksofonach, a tę oryginalną mozaikę wieńczy Randy Brecker i dwójka perkusistów-przeszkadzajkowiczów - Don Alias i Peter Erskine. Od pierwszych sekund muzyka absolutnie porywa, a kto nie do końca rozumie czemu tak bardzo hołubi się Pastoriusa, ten pojmie w minutę. Niezwykłe przejścia między utworami, zmiany tempa, harmonie, niepodrabialny groove, który wyciąga bas na pierwszy plan, jednocześnie nie stawiając się go w roli rockowego frontmana, jak to robił nieraz inny gigant basu - Stanley Clarke.Oba koncerty z serii Twins to jazda bez trzymanki, jazz na najwyższym poziomie i fusion, jakiego nie grał nikt wcześniej. I chociaż można tutaj powtórzyć wcześniej mój zarzut, że to w kółko ten sam materiał (identyczne numery i te same nazwiska pojawiają się na nagranych w sąsiadujacych latach albumach "Word of Mouth", "The Birthday Concert", "Invitation"), jest to ten rodzaj wirtuozerii, dla której chce się słuchać różnych koncertów, żeby wyłapywać kolejne smaczki.
1. Invitation; 2. Soul Intro/The Chicken; 3. Continuum; 4. Liberty City; 5 Three Views on a Secret; 6. Sophisticated Lady
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.