Bonafied
No i mamy kolejną płytę, która trafi na półki większości przedstawicieli średniej klasy menadżerskiej. Bo jak tu nie mieć nowego albumu Richarda Bony - muzyka, którego familiarnie jedni nazywają cudownym chłopcem z Kamerunu, a drudzy, przybierając ton znawcy - następcą Jaco Pastoriusa.Że Bona pochodzi z Kamerunu temu zaprzeczyć nie sposób, ale że jest następcą Jaco to już można było wdać się w dyskusję i wcale jej nie przegrać. Tym bardziej , że sam Bona wydaje się takimi porównaniami trochę już zmęczony. Faktem też pozostaje, że recenzja płytowa to nie miejsce, aby rozprawiać się ze stereotypowymi poglądami na temat słynnych muzyków.Ale o czym innym w kontekście płyty „Bonafied” pisać? Wydaje się ona identyczna jak poprzednie studyjne nagrania tego fenomenalnie sprawnego gitarzysty basowego. Tutaj także nie epatuje on warsztatem, choć wiadomo, że jest mistrzem i na swojej sześciostrunowej Foderze wyczarowuje śliczne brzmienia, pulsujące groove’y i budzące respekt frazy. Że śpiewa? Od zawsze śpiewa. Lubi śpiewać i lubi swoim głosem chwalić się także w obecności innych wokalistów, często śpiewających od niego miliony razy lepiej, jak choćby przed Bobby McFerrinem. Że zaprasza słynnych muzyków do swoich sesji. To także nie pierwszyzna, choć akurat tutaj jest ich mniej, ale jakby ktokolwiek miał wątpliwości jakich znajomych na Richard Bona to niech zerknie sobie do książeczki i tam okaże się, że jest tam wiolonczelista David Eggar – ten który tak pięknie zagrał z Waynem Shorterm „Bachianas Brasileiras No. 5” na płycie „Alegria” czy Gil Goldstein – pan grywający, aranżujący i produkujący dla największych jazzowych gwiazd albo u nas mniej rozpoznawalny, ale we Francji będący poważnym graczem jazzowej sceny gitarzysta Sylvianem Luciem. Ze jego muzyka ma bardzo wyraźny posmak afrykański? Toż to komunał zwyczajny. Że gra nie tylko na gitarze basowej, ale również na innych instrumentach, nie tylko strunowych zresztą. Kolejny niepotrzebny nikomu banał.Co więc napisać o nowej płycie Bony? Chyba tylko to, że zadedykował ją swojemu dziadkowi, który jak sam twierdzi pan Ryszard dostrzegł w nim muzyka, gdy ten miał zaledwie trzy lata oraz mamie, która z kolei była najważniejszym jego wsparciem. Podsumowując, mamy potężną przewagę banałów nad innymi spostrzeżeniami i to każe i się poważnie zastanowić czy nowa płyta Richarda Bony nie jest przypadkiem płytą banalną. Stawiam, że jest, ale też wiem, że wszystkie Ryśki to fajne chłopaki i pewnie zwyczajność albumu „Bonafied” nie odbierze mu fanów.
1. Dunia E2. Mut'Esukudu3. Akwappella4. Janjo La Maya5. Mulema6. Uprising Of Kindness7. Tumba La Nyama8. Diba La Bobe9. La Fille D'A Côté10. Socopao11. On The 4th Of July
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.