Sound Pieces
Trzypłytowe wydawnictwo „Sound Pieces” zawiera reedycję nagranej w 1970 roku płyty „Paratyphus B” i rok młodszej „Inactin" oraz rejestrację koncertu Michał Urbaniak Group, który odbył się w niemieckim Bremen 21 stycznia 1972. Oba wspomniane albumy powstały w Niemczech i wydane zostały przez Spiegelei. Materiał live nie był wcześniej publikowany.
„Paratyphus B” i „Inactin” (zwłaszcza pierwszy z nich) przez lata należały do mniej znanych i trudniej dostępnych - zarówno od polskich jak i późniejszych, powstałych już w Stanach - krążków Urbaniaka. Świetnie, że je wznowiono, bo stanowią one, choć to pewnie niepopularna opinia, najciekawsze osiągnięcia naszego skrzypka. Polski skład został na nich uzupełniony o jugosłowiańskiego kongistę i perkusjonistę Branislava Kovaceva.
Płyty wypełnia muzyka osadzona w typowym dla epoki stylu fusion. Jest to jednak fusion surowe, drapieżne, ze znaczną liczbą fragmentów (także zespołowo) improwizowanych; nie tak dopieszczone, jak zrealizowane w gwiazdorskich, międzynarodowych składach amerykańskie krążki Urbaniaka. Zespół płynnie przechodzi od znakomitego, zadziornego jazz-funk-rocka do psychodelicznych pejzaży, czy partii granych zupełnie free. Materiał live (już bez Kovaceva) bazuje na utworach z „Paratyphus B” i „Inactin”. Jest świetnie zagrany i nagrany. Najciekawsze są te jego momenty, które prezentują grupę w najbardziej swobodnym wydaniu.
Muzyka formacji Urbaniaka wyraźnie czerpała wtedy z dokonań Milesa z okresu „In a Silent Way” i „Bitches Brew”, wczesnego Weather Report oraz pierwszej edycji Return to Forever. Nie jest ona jednak pozbawiona znamion oryginalności – w przeciwieństwie do mnóstwa powstałych w latach 70. produkcji fusion. O jej swoistości stanowi brzmienie i styl gry na skrzypcach lidera, wokalizy Urszuli Dudziak (pojawiające się u zachodnich recenzentów porównania do Flory Purim nie są bezpodstawne, ale Dudziak ma własny styl - doskonale znany polskim fanom jazzu), a także echa naszego postromantycznego liryzmu i subtelne nawiązania do rodzimego folkloru.
Cóż, wbrew własnemu mniemaniu, Urbaniak nie był nigdy pionierem. To jego przekonanie o własnym geniuszu, o tym, że zawsze był innowatorem, zawsze wyznaczał w muzyce nowe szlaki, nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Rzeczywiście, skrzypek na początku lat 70. był w gronie najbardziej charyzmatycznych muzyków fusion na świecie, a następne lata, które przyniosły amerykańskie wydawnictwa, pokazały, że osiągnął na tym polu wszystko, co można było osiągnąć. Ale w awangardzie nie był ani wtedy, ani nigdy później - może w szczegółach, jednak jeśli chodzi o ogólną muzyczną koncepcję, zdecydowanie nie. Zdarzało mu się szybko przyswajać nowości, jednak był w najlepszym razie - odwołując się do języka teorii dyfuzji innowacji Rogersa - wczesnym naśladowcą. I omawiane albumy świadczą o tym najlepiej.
CD 1: 1 Paratyphus B, 2 Valium, 3 Irena, 4 Winter Piece, 5 Sound Pieces, 6 Inactin, 7 Alu, 8 Ekim, 9 Silence, 10 Fall, 11 Groovy Desert, 12 LatoCD 2: 1 Winter Piece, 2 Introduction And Valium, 3 IrenaCD 3: 1 Paratyphus B, 2 Sound Pieces, 3 Groovy Desert/Silence/Lato
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.