Recenzje

  • Basement Music

    Słowo się rzekło, ponownie duet trąbka-kontrabas! Tomasz Dąbrowski i Jacek Mazurkiewicz (ten drugi wspomaga się także elektroniką). Panowie będą improwizować muzykę skomponowaną. Rejestracja z podziemi Fortu Sokolnicki w Warszawie. Jesień 2015 roku.

  • The Berlin Concert

    Jako że rzadko przytrafia mi się przyznanie maksymalnej oceny recenzowanym płytom, te nieliczne, którymi miałem przyjemność at tak się zachwycić, pamiętam. Wśród nich był album kwintetu Angeliki Niescier pt. „NYC Five” sprzed dwóch lat. Gdy teraz sięgam po najnowszy koncertowy krążek tria saksofonistki, z satysfakcją przekonuję się, że tamta nota nie była przypadkowa.

  • Seraphic Light

    “Seraphic Light” to utwór, który otwiera pośmiertną płytę Johna Coltrane’a “Stellar Regions”. Zapewne nie mielibyśmy zresztą okazji go poznać, gdyby nie Alice Coltrane. To właśnie artystka odkryła sesję z lutego 1967 roku i dzięki temu album został wydany w połowie lat 90. Teraz, gdy mamy okazję posłuchać wspólnej płyty tria dowodzonego przez multiinstrumentalistę Daniela Cartera, niedocenianego zresztą - ze względu na tytuł albumu nasze skojarzenia kierujemy w stronę utworu “świętego jazzu”.

  • Riders From The Ra

    Kiedy spojrzałem na okładkę debiutanckiej płyty duetu Skerebotte Fatta, moim pierwszym skojarzeniem było legendarne “Spiritual Unity” Alberta Aylera. Dostrzegłem pewne podobieństwo graficzne obu albumów, a także zbliżony ascetyczny styl. Nie wiem, czy to nawiązanie było zamierzone i czy przypadkiem nie dopatrzyłem się czegoś, czego nie ma, ale jak się później przekonałem, pod względem muzycznym “Riders From The Ra” okazało się być pewnym ukłonem w stronę amerykańskiego saksofonisty. A także nurtu ognistego free jazzu z okresu lat 60.

  • Parede

    Saksofonista Martin Küchen powołał do życia już tyle wersji zespołu Angles, że można się w tym wszystkim łatwo pogubić. Było Angles 6, Angles 8, a w zeszłym roku pod szyldem Angles 9 Szwed nagrał bardzo udaną i dostrzeżoną przez szersze grono słuchaczy płytę “Disappeared Behind The Sun”. Eksperymentalny free jazzowy big band skurczył się jednak tym razem do tria, a więc można powiedzieć, że historia zatoczyła koło, bo tak właśnie się to wszystko zaczynało.

  • Saxesful

    Piotr Schmidt to trębacz młodego pokolenia, który słynie z rozmachu i śmiałych projektów. Aż dziw bierze, że w tym roku obchodzi już dziesięciolecie artystycznej działalności. Tę okazję, Piotr Schmidt postanowił uczcić w typowy dla siebie, przebojowy sposób. Zaprosił najsłynniejszych polskich saksofonistów, po to, by razem z nimi oddać hołd standardom muzyki jazzowej. Płyta „Saxesful” to bardzo ładne zwieńczenie dziesięciu lat muzycznej działalności Schmidta. Działalności, która pomimo obecnych ciągot ku muzyce elektronicznej, cały czas mocno bazuje na jazzowej klasyce.

  • Wandering The Sound

    Guillermo Gregorio w wywiadzie, który niedawno miałem okazję przeprowadzić, stwierdził, że najważniejsze w improwizacji jest słuchanie. To właśnie ten proces ma jego zdaniem decydujący wpływ na interakcje między muzykami. W podobnym tonie wypowiada się także Rafał Mazur. Artysta z Krakowa słynie z oryginalnego podejścia do aktu twórczego i z dużym zaciekawieniem czyta się jego wypowiedzi na temat wolnej improwizacji. Jak podkreślił w wywiadzie, do którego też układałem pytania, wydaje dźwięki, aby wysubtelnić słuchanie.

  • Heaven and Earth

    Saksofonista Kamasi Washington konsekwentnie wykracza ze swoją wizją muzyki poza jazz. Nie ma zatem najmniejszego sensu upychać go do tego worka, gdyż jego fenomen sprowadza się do czegoś zupełnie innego. A, że nie jest to łatwe do odszyfrowania i przy okazji artysta cieszy się popularnością w różnych kręgach, może to tylko cieszyć.

  • La Saboteuse

    Choć nie mówi się o niej tak często, jak o tej zza oceanu, brytyjska scena jazzowa jest środowiskiem prężnym i różnorodnym, a Wyspy jako duży ośrodek przyciągają wielu artystów kreatywnych i współcześnie do jazzu podchodzących. Jest więc i tu reprezentacja muzyków pochodzących z krajów od Wielkiej Brytanii odległych, którzy korzystając ze swych korzeni kulturowych nasycają swoją muzykę egzotycznymi z perspektywy europejskiego jazzu dźwiękami, skalami czy też rytmem.

  • Lala Belu

    Na potrzeby tej recenzji i poszerzenia horyzontów obejrzałem na YouTube koncert Hailu Mergii, który w 2015 roku odbył się w londyńskim klubie będącym w przeszłości kotłownią. Miejsce wyjątkowe szczególnie dla twórców szeroko pojętej muzyki elektronicznej i pochodnych - to właśnie tam odbywają się koncerty w ramach cyklu Boiler Room. Tak się składa, że zagrał tam artysta, którego z różnymi odmianami techno nie sposób łączyć.

  • Days Of Free Man

    Albumowi Days Of FreeMan Jamesa Brandona Lewisa z pewnością należy bacznie się przyjrzeć. Rzadko się bowiem zdarza, że mamy do czynienia z albumem, który byłby skarbnicą muzycznych inspiracji autora, jednocześnie w sposób tak jednoznacznie określony – odwołania do hip-hopu stanowią trzon koncepcyjny dzieła.

  • Small Town

    Po fali upałów i piekielnego żaru promieni letniego słońca nagłe ochłodzenie, któremu towarzyszył dźwięk kropel cierpliwie bębniących o szyby okienne stały się skutecznym bodźcem do sięgnięcia po najnowsze wydawnictwo Billy Frisella, tym razem w wyjątkowo ascetycznej, prostej formie: jako zapis koncertu gitarzysty jedynie w towarzystwie basisty, Thomasa Morgana, zarejestrowanego w legendarnym, istniejącym od 1935 r. klubie: New York’s Village Vanguard.

  • Live

    W roku 2019 Trio Marcina Wasilewskiego obchodzić będzie 25-lecie powstania. Zespół ten jest jednym z najlepiej znanych przedstawicieli polskiej sceny jazzowej na świecie. Teraz wychodzą z pierwszym albumem nagranym live. Spontaniczny zapis występu tria podczas belgijskiego festiwalu jazzowego - Jazz Middelheim Festival jest esencją ich długoletniej współpracy. Muzyczne porozumienie, ujednolicona wielka wrażliwość i wykonawstwo na światowym poziomie. Innymi słowy: Marcin Wasilewski Trio – „Live”.

  • Genesis

    Nowojorski tytan, ba! gladiator jazzowej trąbki, Peter Evans raczy nas swoją muzyką już od ponad dekady. Nie brakowało w niej krwistych, solowych ekspozycji, kompetentnych, swobodnych improwizacji w gronie bliższych lub dalszych przyjaciół, czy formacji dewastujących sztafaż kompozycyjny muzyka, w ramach kwartetów, czy też kwintetów firmowanych jego personaliami. O ile dwie pierwsze kategorie na ogół skutecznie przyciągały moją uwagę i sprawiały, że uczucie przyjemności bywało niezbywalne, o tyle trzecia kategoria nie zawsze budziła entuzjazm i kazała sięgać po jeszcze.

  • WAW – NYC

    Siódmy solowy album Marka Napiórkowskiego „WAW – NYC” to zbiór międzymiastowych, muzycznych konfrontacji.  Nagrany w międzynarodowym składzie, z gościnnym udziałem wielkiego Chrisa Pottera jest albumem hiper poprawnym. Wszystko jest tu na swoim miejscu, wszystko się zgadza i jest wykonane z największą starannością. Jeśli od muzyki oczekujemy czytelnej formy, motywiczności i melodyjności album ten przyniesie nam wiele pozytywnych wrażeń. Bo w końcu, muzyka jazzowa żeby być dobrą, nie musi zawsze zaskakiwać.

Strony