Once Around the Room: A Tribute to Paul Motian
Once Around the Room: A Tribute to Paul Motian w najbardziej lapidarnych słowach to hołd dla wspólnej inspiracji i ukochanego kolegi - nieżyjącego już, wybitnego perkusisty i kompozytora, Paula Motiana. Jest to także pierwszy album nagrany przez Jakoba Bro i Joe Lovano wspólnie.
Na potrzebę tego tribute to, Bro stworzył specjalny zespół. Udało mu się zwołać coś, co Lovano nazywa "mini orkiestrą" na studyjną sesję w Kopenhadze, która tak na marginesie odbyła się 10 lat po śmierci Motiana. Band jest siedmioosobowy i składa się na niego trzech basistów, Larry Grenadier i Thomas Morgan na kontrabasach oraz Anders Christensen na gitarze basowej oraz dwóch wybornych drummerów Joey Baron i Jorge Rossy. Rzecz jasna wszyscy oni współpracowali ze sobą w różnych kombinacjach i każdy z nich należy do czegoś co można byłoby nazwać stajnią ECM.
Część z nich miała szczęście zasięgnąć wprost z motianowskiej krynicy wiedzy, doświadczenia i wyobraźni. W różnym stopniu i z różną intensywnością się to odywało. Joe Lovano pracował z Motianem najdłużej, ot choćby w trio z Billem Frisellem działającym przez trzy dekady. Znacznie krócej działał Jakob Bro, ale nagrany wspólnie album Garden Of Eden pozostawił gitarzystę pod silnym wpływem muzyki legendarnego perkusisty. Thomas Morgan z kolei na z kolei miał swój czas z Paulem Motianem we friselowskim projekcie Windmills of Your Mind. Nie pamiętam więcej dowodów płytowych na wspólne ich granie niż te kilka albumów wydanych przez Winter & Winter, gdzie towarzyszył im Chris Potter czy triowych sesji z czeskiem gitarzystą Rudy’m Linką, ale jazz fani z pewnością odnotowali także głośne zapowiedzi koncertów nowojorskich, jakie Grenadier i Motian dali w towarzystwie Ethana Iversona. Jorge Rossy i Joey Baron, co oczywiste, raczej nie mogą pochwalić się kolaboracjami z Motianem, ale ci panowie, biorąc pod uwagę ich „malarsko-rytmiczne” talenty, niewątpliwie musieli być i byli pod silnym wpływem mającego ormiańskie korzenie perkusisty.
Tak więc mamy „mini orkiestrę” o bardzo nietypowym instrumentarium, wewnątrz której przenikają się najróżniejsze wzajemne odniesienia pomiędzy muzykami, o których teraz zmilczę, jak i złożone relacje z obiektem hołdu. Można było spodziewać się, że z tego powodu muzycy będą bardziej skłonni objąć klamrą całość sesji studyjnej odwołując się bezpośrednio do kompozycji Motiana tymczasem wcale nie. Spośród sześciu utworów na płycie tylko jeden jego autorstwa „Drum Music”. Pozostałe pięć wyszło spod piór Joe Lovano („As It Should Be”, „For The Love For Paul”), Jakoba Bro (“Song For The Old Friend”, “Pause”), jedna to działo zbiorowe, będące formą swobodnie wyimprowizowaną przez wszystkich z wyjątkiem gitarzysty basowego Andersa Christensena, a zatytułowaną „Sound Creation”.
Gdybym miał możliwie najbardziej lapidarnie opowiedzieć o muzyce z albumu „Once Around The Room” to użyłbym sformułowania intrygująca brzmieniowa kreacja. Szczególnego znaczenia nabiera to w obliczu faktu, że ogromna ilość jazzowych nagrań wydaje się pod względem tego „sound creation” boleśnie schematyczna i nużąca, nawet jeśli muzycy decydują się na skorzystanie z nietypowego instrumentarium. Tutaj jest chyba nieco inaczej. Bywa, że dzieją się rzeczy brzmieniowo intrygujące na styku relacji pomiędzy gitarą i saksofonem, kontrabasami i gitarą, jak również w warstwie rytmicznej. Muzyka septetu potrafi kusić barwnością. Z jednej strony jest malowana ze sporym wyczuciem detalu z drugiej bywa chwilami dość zamaszysta. I co może wydać się zaskakujące obydwa żywioły pozostają w równowadze.
Mniejsze znaczenie w tej perspektywie ma czy akurat skupimy się bardziej na dwunastonowej, skomplikowanej kompozycji otwierającej całość, czy na prostej, elegijnej balladzie, czy na sposobach realizacji wcześniej dokonanego zapisu, czy w końcu na miejscach otwartej improwizatorskiej formuły.
Bez większego znaczenia również wydaje się jak precyzyjnie zechcemy wskazywać kim i czym inspirowali się muzycy tworząc brzmienie tej płyty. Czy wiele w grze Bro jest odniesień do Frisella, wczesnego Abercrombiego czy może Rypdala, czy Baron i Rossy oddalają się od motianowskiego etosu, czy do niego zbliżają albo też do jakiego stopnia, jeśli w ogóle, Lovano występuję tu bardziej jako pomnik jazzowej historii saksofonu czy może raczej innowator niosący tę historię w przyszłość.
Co ma zatem znaczenie? W moim odczuciu głównie to, że biorąc pod uwagę ostatnie ECMowskie płyty z udziałem Lovano, ta odrobinę przywraca wspomnienia o wielkim saksofoniście z dawnych czasów i to jest więcej niż można było się spodziewać.
As It Should Be; Sound Creation; For the Love of Paul; Song To An Old Friend; Drum Music; Pause.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.