New Gospel Revisited
Od czasu, gdy w 2014 roku Marquis Hill zdobył laur zwycięzcy podczas konkursu Theloniousa Monka zrobiło się o nim głośno. Chicagowski trębacz młodego pokolenia, który nie dość, że potwierdził swoje warsztatowe kompetencje to jeszcze zaskarbił sobie szacunek gremium zarówno tradycjonalistycznego, jak i nowatorskiego grona to jeszcze zadeklarował, że jazz i hip hop to owoce jednego drzewa, tyle że wyrosłe na innych gałęziach.
Nie o tym jednak była jego pierwsza pyta w karierze, tak na marginesie wydana samodzielnie, a zatytułowana New Gospel. Hill zaczął swoje fonograficzne życie na jazzowej scenie od zdystansowania się od spraw hip-hopowych, konstruując studyjny album zakorzeniony najbardziej chyba, nazwijmy to z braku pod ręką bardziej trafnego słowa, w duchowności spiritual jazzu lat 70. Później co prawda już dystans ten skrócił zdecydowanie i stał się elementem miejskiej nowoczesnej chicagowskiej jazzowej dżungli, ale o tym może przy innej okazji.
Było to 2011 roku. Mogłoby więc się wydawać, że po dekadzie z okładem, tytułując najnowszy album New Gospel Revisited, przyszedł czas na zrewidowanie swoich poglądów na temat młodzieńczych deklaracji.
W wersji zrewidowanej Marqius Hill jest 10 lat starszy, bardziej doświadczony i sprawia wrażenie, że stylistyczna formuła przyjęta w młodości to formuła słuszna co więcej dająca sporo możliwości rozwojowych, może nie w zakresie stylistycznej koncepcji, ale w warstwie instrumentalno-wykonawczej już tak. Pamiętać trzeba, że Marquis Hill to muzyk chicagowski, wyrosły w bardzo silnie oddziałujących tam nurtów postrzegania muzyki jazzowej jako jednej z form szeroko pojmowanej kultury afroamerykańskiej, ale wcale niekoniecznie inkrustujący swoje kompozycje odniesieniami wprost do muzyki etnicznej z Afryki.
Za takie holistyczne widzenie spraw jazzowych, pokochaliśmy przed dekadami Muhala Richarda Abramsa, Lestera Bowiego, Josepha Jarmana, całe Art Ensemble of Chicago, a pokolenie później Ethinc Heritage Ensemble, Kahila El Zabara, Wilkersonowski 8 Bold Souls, Nicole Mitchell, a dziś Tomeka Reid, Josh Abrams, Michael Reid czy Makaya McCraven. I tak sobie myślę, że sposób widzenia jazzowych spraw w muzyce Hilla jest obecny.
Nowa wersja New Gospel zawiera zatem mniej lub bardziej zrewidowane ujęcie utworów w wersji koncertowej, co tym bardziej wartościowe, że oto możemy w pełni doświadczać muzyki niejako w stanie nienaruszonym pokusami płynącymi z możliwości dawanych przez studyjne korekty, dogrywki czy post produkcję. Niektóre z kompozycji dostają tu formę długich, zamaszystych, a chwilami natchnionych utworów. Inne, krótsze niż w wersji sprzed dekady potraktowane zostają bardziej jak spoiwa pomiędzy fragmentami rozbudowanymi. A że Hill zgromadził ogromnie kompetentny band to i zasięg rażenia wykonywanej muzyki oraz narracyjny rozmach jest tu chwilami naprawdę imponujący. I znowu nie otwiera ona widoków, na jakieś mniej znane jazzowe terytoria i wiele nie wnosi do ogólnego obrazu dziedziny, ale też sprawia ogromnie dużo prawdziwej przyjemności, gdy spędzamy z nią czas. Nieunikniona co prawda jest też refleksja jak skromnie zabrzmiała jego młodzieńcza propozycja w porównaniu z tą dorosłą. Ale czy to nie tak właśnie powinno być?
1. Intro (Live), 2. Law & Order (Live), 3. Walter Speaks (Feat. Walter Smith III), 4. The Believer (Live), 5. Oracle (Feat. Kendrick Scott), 6. New Gospel (Live)7. Lullaby (Feat. Joel Ross), 8. Autumn (Live), 9. New Paths (Live), 10. A Portrait Of Fola (Live)11. Perpetual (Feat. Harish Raghavan), 12. The Thump (Live), 13. Farewell (Feat. James Francies)
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.