Mnemotaksja
Prawdę mówiąc myślę o tej płycie, jak o albumie kompletnie zawstydzającym. Mnie właśnie w taki kompletny sposób zawstydza. „Menmotaksja” powstała w 2009 roku jako efekt trzech dni nagrań we wrocławskim Kościele Chrześcijan Baptystów i podobno jako podsumowanie trzyletniej muzycznej przyjaźni i wspólnej muzycznej podróży czterech młodych muzyków, o których istnieniu nie miałem bladego pojęcia. No może poza Maciejem Garbowskim – kontrabasistą, kompozytorem znanym mi dość dobrze z działań w formacji RGG.
Tymczasem oni istnieli, a we Wrocławiu wówczas dziać musiało się wiele skoro mogła powstawać taka muzyka. Zawstydzające jest, że działo się bez naszej wiedzy. Zdecydowanie zawstydza mnie, również i to, że do niedawna nie wiedziałem o płycie CD, która w bardzo limitowanym, chałupniczym nieomal nakładzie ukazała się znacznie wcześniej niż dzisiejsza pełnoprawna rynkowa jej edycja.
Dzisiaj oczywiście już wiadomo kim jest Piotr Damasiewicz. Jest nie tylko niezwykle interesującym i konsekwentnym muzykiem, ale także twórcą, któremu udało się znaleźć oddanych mecenasów. Znamy jego kompozycję „Hadrony”, znamy zespół Power Of The Horns, także kwartet Imprographic. Wiemy również, że w wielu jego muzycznych poszukiwaniach towarzyszył mu Gerard Lebik – prawdopodobnie jeden z najświetniejszych saksofonistów młodego pokolenia, muzyk dysponujący potężnym i ekscytującym Sundem, którego muzykę wreszcie nadarza się okazja poznać. Wiemy, że posypały się na niego – Piotra Damasiewicza, nagrody z Fryderykiem na czele, że jest częścią platformy JazzPlaysEurope, grywa z muzykami z portugalskiego z Red Trio i łączymi go z niektórymi z nich więcej niż profesjonalna znajomość.
Bez dwóch zdań o Piotrze piszę się dziś sporo, niekiedy nazywa Alamanem z trąbką, ale przysłuchując się muzyce z „Mnemotaksji” nie słyszę gromkich krzyków, z jakimi Alamanowie nacierali na Cesarstwo Rzymskie. Mnemotaksja w moim odczuciu zawiera inną muzykę. Chwilami majestatyczną („The Temple’, „The Man On The Railway”) , chwilami mającą charakter żarliwej modlitwy (God’s Will, „Sonus” czy „Reminiscent”)). Piotr Damasiewicz wspomina tamte czasy, tamte granie, w taki sposób „musieliśmy to grać, ale nie wiedzieliśmy co to jest”. Jeśli nawet tak było to sądzę, że nie umniejsza to w żaden sposób tej muzyce. Muzyce prostej i natchnionej, której najważniejszą zaletą jest w moim dczuciu to, że wypływa nie tyle z doszlifowanej do końca, konsekwentnej koncepcji kompozytorskiej, co z jakiegoś wewnętrznego przymusu zagrania właśnie tak nie inaczej. I co nie mniej ważne, przemawiającej wprost do duszy, a więc także uwalniającej słuchacza od pokusy doszukiwania się w niej źródeł czy inspiracji. To bardzo ważna rzecz, taka bezpośredniość i duchowa siła przekazu. Kto wie czy jedna z najważniejszych, bo tak naprawdę dzięki temu czas jaki spędzimy z Menmotaksją może okazać się czasem, który poświęcimy wyłącznie muzyce niekoniecznie w oczywisty sposób wielkiej, ale w ewidentnie ważnej .
I tylko czasem pojawia się tylko pytanie dlaczego musiało minąć tyle lat, żeby się ukazała. Dlaczego pojawia się w czasach, kiedy tego kwartetu już nie ma i być może nie ma już relacji, takich, jakie łączyły jego członków niegdyś? Dlaczego pojawia się jako dokument z niedalekiej, ale jednak przeszłości? Ale może lepiej o to wcale nie pytać, tylko po prostu cieszyć się, że ta muzyka nie przepadła.
1. Evience, 02. THe Temple, 3. Inner Consciousness, 04. Confab, 05, Sonus, 06, The Man On The Railway, 07. God's WIll, 08. Another, 09. Mnemotaksja, 10. Reminiscent
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.