Lovers
To była zdumiewająca informacja. Nels Cline – gitarzysta, który całe życie trzymał się daleko od jazzowego mainstreamu, wielkich korporacji wydawniczych wyda płytę w Blue Note – symbolu tegoż mainstreamu i gwiazdy wśród wielkich płytowych korporacji!
Dlatego też jest mi bardzo wstyd, że recenzja płyty nie ukazuje się w oddzielnym tekście, a w zbiorczym remanentowym podsumowaniu. Uczucie wstydu potęguje fakt, że to bardzo ważny dla Nelsa Cline’a album. Płyta, o której rozmyślał przez 25 lat. Album, który chciał nagrać od ćwierćwiecza i teraz dzięki apanażom z Blue Note mógł wreszcie marzenie zrealizować. Poza tym też to jedna z tych płyt, które każą się zatrzymać, pomyśleć i nade wszystko rozsmakować w niej.
Ciekawe czy ktoś spodziewał się, po gitarzyscie słynnego w USA zespołu Wilco, gitarzyście odważnym, eksperymentującym, nieoczywistym, że sięgnie po utwory Kapera, Victora Younga, Jimmy;ego Giuffre’a, Sammy’ego Faina, spółki Rodgers/Hammerstein, Jerome’a Kerna albo odkopie skądś ostatecznie mało znaną kompozycję Gabora Szabo Lady Gabor. Inne wybory także nie są tu oczywiste It Only Has To Happen Once z repertuaru Arto Lindseya i formacji Ambitious Lovers, dwa tematy ze ścieżki dźwiękowej do filmu Nocny Portier pióra Daniele Paris, Snare Girl Sonic Youth, Anette Peacock albo Henry Mamcini. A pomiędzy nimi kompozycje własne w których mieszają się inspiracje tak bardzo jazzowe , że aż strach i tak bardzo oddalone od jazzu, że strach jeszcze większy.
Ciekawe też czy ktoś pomyślał, że w składzie 22 osobowej orkiestry towarzyszącej gitarzyście znajdą się tak wytrawni improwizatorzy, jak Erik Friedlander, Julian Lage, Kenny Wollesen, Steven Bernstein, Zeeena Parking, Ben Goldberg, Jeff Gautier albo Devin Hoff. I w końcu też czy ktokolwiek spodziewał się, że na płycie gitarzysty-wirtuoaza, któremu ofiarowano zespół marzeń i możliwość realizacji marzenia nie będzie ani gitarowych popisów, chęci próżnego zadania szyku jako aranżer czy nawet bandlider?
Zaskakująca to płyta. Ogromnie intymna, choć przecież skład zamaszysty. Wirtuozerska, ale nie w rozumieniu instrumentalnej wirtuozerii tylko kunsztu instrumentacji (to zapewne zasługa aranżera Michaela Leonhardta). Z jednej strony ogromnie bogata brzmieniowo (oboje, fagoty, rożki angielskie, klarnety, marimby, flety, czelesta, smyczki, sekcja rytmiczna, gitary akustyczne i elektryczne) z drugiej w najmniejszym stopniu nie przeładowana. W jakiś zadziwiający sposób też bardzo spójna brzmieniowo, choć stylistyk, nad którymi Nels Cline jako jej architekt się pochyla jest tu co nie miara. No i ma swoją dramaturgię, swoją logikę i To także żywy dowód na to co powiedział mi kiedyś w wywiadzie Charlie Haden: Lepiej być człowiekiem muzykalnym niż muzykiem jazzowym. A niech będzie, zaryzykujmy! To pewnie jedna z najświetniejszych płyt ubiegłego roku! Jakiś recenzent napisał o niej, że jest to dobra jazzowa płyta do kolacji. Gratuluję zatem panu tych kolacji. Muszą być niezwykłe skoro towarzyszy im tak wyrafinowana muzyka. Możliwe jednak jest też, że wcale nie posłuchał tej płyty, a jeśli to skupiając się tylko na jedzeniu. I znowu jest mi bardzo wstyd, ale teraz już nie za siebie.
1-1. Introduction / Diaphanous; 1-2. Glad To Be Unhappy; 1-3.Beautiful Love; 1-4. Hairpin & Hatbox; 1-5. Cry, Want; 1-6. Lady Gabor; 1-7. The Bed We Made; 1-8. You Noticed; 1-9. Secret Love; 1-10. I Have Dreamed / 2-1. Why Was I Born?; 2-2. Invitation; 2-3. It Only Has To Happen Once; 2-4. The Night Porter / Max, Mon Amour; 2-5. Snare, Girl; 2-6. So Hard It Hurts / Touching; 2-7. The Search For Cat; 2-8. The Bond (For Yuka)
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.