Recenzje

  • Venusik

    Pięć improwizacji z tytułami, łącznie 50 minut i 4 sekundy. Wydane pod nazwiskami muzyków i tytułem Venusik przez Multikulti Project/ Spontaneous Music Tribune Series.

  • Origami Harvest

    Ambrose Akinmusire wysmażył swój piąty album (a czwarty nagrany dla Blue Note) i jest on jak wielki krwisty stek bez jakichkolwiek dodatków, tylko grubo zmielone: pieprz i sól. Wiem, takie porównania to grafomania, na którą ta muzyka nie zasługuje, gdybym pisał o nowej płycie Kamasi Washingtona to jak najbardziej, tu jednak mamy do czynienia z wyższym poziomem muzyki.

  • Antipodal Suites

    Dwa studyjne, z pozoru niewinne, spotkania pianisty i skrzypaczki. Pierwsze, styczniowe nazwą Southern Suite, kwietniowe zaś Northern Suite. Gdy zlepią je na srebrnym krążku, całość nazwana zostanie Antipodal Suites.

    On - Agustí Fernández - postać już niemal pomnikowa europejskiej muzyki improwizowanej, przy okazji generał katalońskiego free improve. W podkategorii piano prepare, niemający sobie równych nawet w ujęciu globalnym.

  • Mars Williams Presents an Ayler Xmas Vol.2

    Albert Ayler i świąteczne piosenki. Wydawałoby się, że nie powinno się umieszczać tych dwóch muzycznych przestrzeni w jednym zdaniu, a tymczasem otrzymaliśmy właśnie drugi już płytowy volumen Albert Ayler Xmas, na której to płycie te dwa światy zderzają się tworząc mieszankę zgoła wybuchową. Ale jeśli swoje wersje świątecznych hitów mają fani każdego zapewne gatunku muzycznego, dlaczego by christmasowej płyty nie mieli też dostać fani free-jazzu?

  • Igbó Alákọrin (The Singer’s Grove)

    David Virelles – młodej generacji pianista pochodzący z Kuby, na co dzień związany jest ze współczesną pianistyką, improwizacją i muzycznymi poszukiwaniami. Nieoczekiwanie na swój ostatni album –„Igbó Alákọrin” (The Singer’s Grove) David Virelles, przemycił maksymalnie dużo słońca i ciepła zawartego w tradycji kubańskiej melodyki. Z wielką gracją ukłonił się w stronę swoich korzeni, zabierając nas w podróż na drugi koniec świata.

  • Lucent Waters

    Od kilku dni wsłuchuję się w najnowszy, można powiedzieć, wciąż ciepły krążek Floriana Webera, nagrany w towarzystwie Ralpha Alessiego, Nasheeta Waitsa i Lindy My Han Oh, pod tytułem Lucent Waters (Przejrzyste wody).

  • Louisiana Variations

    W ostatnich miesiącach pod szyldem warszawskiej Fundacji „Słuchaj” ukazały się aż trzy albumy z udziałem katalońskiego pianisty Agustíego Fernándeza. W ubiegłym roku wydany został salamancki koncert grupy Liquid Trio z jego udziałem, zaś minione tygodnie przyniosły dwa kolejne nagrania: „Spontaneus Chamber Music vol. 2” z Marcinem Olakiem i Patrykiem Zakrockim, a także „Louisiana Variations” z Torbenem Snekkestadem i Barry'm Guyem.

  • The Great Lakes Suites

    Ostatnie kilka lat to czas Wadady Leo Smitha. Jego aktywność jest wielka i zazwyczaj skutkuje płytami co najmniej intrygującymi. Co więcej działa w różnych instrumentalnych i w ogóle muzycznych kontekstach. Piszemy zresztą na łamach Jazzarium regularnie o jego przedsięwzięciach. Oczywiście najbardziej popularnym, przynajmniej w Polsce, jest jak do tej pory jego najsłynniejsza formacja The Golden Quartet.

  • The Return

    Sporo ciekawego dzieje się w tym roku na londyńskiej scenie nowoczesnego jazzu. Chodzi o taką muzykę, która czerpie ze spuścizny fusion i jazz funku z lat 70., hip hopu, elektroniki, a czasem nawet soulu i dubu. Prym wiodą klawiszowcy, a adresem pod który warto zaglądać, jest wytwórnia Brownswood Recordings. Dobrze wypadł już Joe Armon-Jones ze swoim debiutem “Starting Today”.

  • Trio Exaltation

    Anthony Braxton, Julius Hemphill, John Zorn, John Lindberg, Craig Taborn, Marc Ribot… długa jest lista muzyków z najwyższej jazzowej półki, z którymi nie mniej ważny dla rozwoju tego gatunku Marty Ehrlich miał okazję na przestrzeni lat współpracować. Być może ciężko tak w kilku zdaniach podsumować dotychczasowe dokonania amerykańskiego artysty, ale jednak można zauważyć, że szczególnie upodobał sobie małe i średnie składy. Po drodze zdarzyły się jednak i większe, jak np.

  • Live In Katowice

    Kilka lat temu w katowickim klubie Hipnoza, pod okiem Andrzej Kalinowskiego i jego festiwalu Jazz i Okolice odbył się koncert zespołu The Fonda Stevens Group. Zespół to na świecie tak znany jak nieznany był wówczas w Polsce, ale nie ma co się dziwić ani kontrabasista Joe Fonda, ani Michael Jeffrey Stevens – pianista, ani też drummer Harvey Sorgen, nie byli namaszczeni ani przez Duke’a Ellingtona, ani Stana Getza, ani Milesa Davisa, dlaczego więc mieliby cieszyć u nas należną estymą.

  • Basement Music

    Słowo się rzekło, ponownie duet trąbka-kontrabas! Tomasz Dąbrowski i Jacek Mazurkiewicz (ten drugi wspomaga się także elektroniką). Panowie będą improwizować muzykę skomponowaną. Rejestracja z podziemi Fortu Sokolnicki w Warszawie. Jesień 2015 roku.

  • The Berlin Concert

    Jako że rzadko przytrafia mi się przyznanie maksymalnej oceny recenzowanym płytom, te nieliczne, którymi miałem przyjemność at tak się zachwycić, pamiętam. Wśród nich był album kwintetu Angeliki Niescier pt. „NYC Five” sprzed dwóch lat. Gdy teraz sięgam po najnowszy koncertowy krążek tria saksofonistki, z satysfakcją przekonuję się, że tamta nota nie była przypadkowa.

  • Seraphic Light

    “Seraphic Light” to utwór, który otwiera pośmiertną płytę Johna Coltrane’a “Stellar Regions”. Zapewne nie mielibyśmy zresztą okazji go poznać, gdyby nie Alice Coltrane. To właśnie artystka odkryła sesję z lutego 1967 roku i dzięki temu album został wydany w połowie lat 90. Teraz, gdy mamy okazję posłuchać wspólnej płyty tria dowodzonego przez multiinstrumentalistę Daniela Cartera, niedocenianego zresztą - ze względu na tytuł albumu nasze skojarzenia kierujemy w stronę utworu “świętego jazzu”.

  • Riders From The Ra

    Kiedy spojrzałem na okładkę debiutanckiej płyty duetu Skerebotte Fatta, moim pierwszym skojarzeniem było legendarne “Spiritual Unity” Alberta Aylera. Dostrzegłem pewne podobieństwo graficzne obu albumów, a także zbliżony ascetyczny styl. Nie wiem, czy to nawiązanie było zamierzone i czy przypadkiem nie dopatrzyłem się czegoś, czego nie ma, ale jak się później przekonałem, pod względem muzycznym “Riders From The Ra” okazało się być pewnym ukłonem w stronę amerykańskiego saksofonisty. A także nurtu ognistego free jazzu z okresu lat 60.

Strony