Igbó Alákọrin (The Singer’s Grove)
David Virelles – młodej generacji pianista pochodzący z Kuby, na co dzień związany jest ze współczesną pianistyką, improwizacją i muzycznymi poszukiwaniami. Nieoczekiwanie na swój ostatni album –„Igbó Alákọrin” (The Singer’s Grove) David Virelles, przemycił maksymalnie dużo słońca i ciepła zawartego w tradycji kubańskiej melodyki. Z wielką gracją ukłonił się w stronę swoich korzeni, zabierając nas w podróż na drugi koniec świata.
„Igbó Alákọrin” to album z goła inny od poprzednich dokonań Davida Virellesa. Świadczą o tym jego inklinacje z wytwórnią ECM, a także współpraca z Tomaszem Stańko („Wisława”, „December Avenue”) czy Chrisem Potterem („The Sirens”, „The Dreamer is The Dream”), a także doskonałe własne projekty pianisty – nagrana w 2014 roku płyta „Mboko”, czy zeszłoroczne „Gnosis”. Albumy te, choć nawiązywały do kubańskich tradycji, robiły to w sposób zawoalowany i niejednoznaczny, odwołując się do nowatorskich rozwiązań kompozytorskich i dźwiękowej przestrzeni, tak niezbędnych dla współczesnych rozważań o muzyce improwizowanej. Z kolei już po pierwszych dźwiękach „Igbó Alákọrin” (w wolnym tłumaczeniu „The Singer’s Grove”) ma się wrażenie, że to zagubiona perełka z repertuaru Buena Vista Social Club.
Wydanie zostało podzielone na dwa wolumeny. Pierwszy z nich to zapis z udziałem bogatego, typowego dla muzyki kubańskiej instrumentarium. Słyszymy więc conga, klawesy, grzechotki marakasy, wzbogacone o fortepian, gitarę, sekcję dętą a także chóralnie wyśpiewane refreny. Lokalne standardy przepięknie wyśpiewywane przez Emilio Despaigne Roberta i Alejandro Almenares przenoszą w czasie i przestrzeni. Uroku i tkliwości projektowi dodaje fakt, że David Virelles na album zaprosił również swojego ojca, z którym to wesoło śpiewa chorusy. Wystarczy krótki instrumentalny wstęp by znaleźć się na słonecznych ulicach Santiago de Cuba, lat 50. XX wieku. I nagle czas staje w miejscu, uśmiech pojawia się na mojej twarzy, a noga odruchowo zaczyna tupać w rytm utworu. I mimo, że nie znam w ogóle hiszpańskiego, śpiewam beztrosko z nimi formułując hiszpańską nowomowę.
Druga część albumu jest w nieco innej, bardziej minimalistycznej konwencji. Vol. II na które składa się pięć ostatnich utworów to aranżacje w których króluje fortepian (Virelles) i akompaniujący mu kubański instrument perkusyjny, pochodzenia indiańskiego – güiro (Rafael Ábalos). Virelles przypomina o fortepianowej sile w muzyce kubańskiej. Bawi się knajpianym stylem sprzed sześćdziesięciu lat. Odpowiada więc za rozwiniętą melodykę i harmoniczną bazę. Motywy wariacyjnie rozwija, dodając do nich coraz śmielsze ozdobniki w różnej artykulacji. Pokazuje swoją wszechstronność, wykonawczą lekkość i zabawę, jakiej dostarcza granie tak bliskiej mu muzyki.
Rozwiązań na jesienną chandrę jest kilka. Witamina D, ciepły koc, grzane wino, albo… muzyka kubańska. David Virelles stawia na ostatnią opcję. Wystarczy mu zaufać i wsłuchać się w jego muzyczne reminiscencje.
1. Bodas de Oro; 2. El Rayaero; 3. Grato Recuerdo; 4. Echa Pa' Allá; 5. Canto a Oriente; 6. Un Granito de Arena; 7. Sube La Loma, Compay; 8. Cosas de Mi Cuba; 9. Ojos de Sirena; 10. Tápame Que Tengo Frío; 11. Tira la Cuchara y Rompe el Plato; 12. Mojito Criollo; 13. Mares y Arenas; 14. Tres Lindas Cubanas;
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.