Recenzje

  • Game Theory

    Survival Unit III tworzy trójka weteranów sceny chicagowskiej z Joe McPhee’m na czele. Muzycy jazzowi, improwizatorzy są trochę jak pisarze – im dłużej tworzą, tym bardziej ich twórczość jest wielowątkowa, przemyślana, a co za tym idzie fascynująca. Innymi słowy: ich sztuka dorasta wraz z nimi. „Game Theory” jest właśnie świadectwem dojrzałości, a także wciąż niewygasłej iskry kreatywności, która w dogodnych okolicznościach jest w stanie zapłonąć jasnym blaskiem. Joe McPhee, Michael Zerang i Fred Lonberg-Holm bez wątpienia potrafią rozpalić ognisko od pierwszej zapałki.

  • The Thompson Fields

    Nie mam co tego wątpliwości. Jestem uzależniony od muzyki Marii Schneider. Nieważne czy nagrywa płytę z orkiestrą smyczkową, symfoniczną, czy własną albo i cudzą, jazzową. Czy gra swoją muzykę czy inną (to zdarza się rzadko, poza koncertowym albumem „Days Of WIne And Roses wypełnionym standardami i rozczytaniem Evansowsko-Davisowskiego Sketches Of Spain, chyba niewiele takich przypadków miało miejsce), czy też komponuje z myślą o Lucianie Souzie czy Davidzie Bowie.

  • The Gate

    Z Kurtem Ellingiem właściwie sprawa jest bardzo prosta. Od lat jest on uważany za najlepszego jazzowego wokalistę na świecie i już. Kolejne jego płyty do tego idealnego obrazu właściwie nie wnoszą nic, poza tym rzecz jasna, że potwierdzają jeszcze dobitniej starą i dobrze zapamiętaną prawdę – męska jazzowa wokalistyka Ellingiem stoi. Toteż w chwili gdy pojawiła się na rynku „The Gate” – najnowsza jego propozycja jedynym praktycznie komentarzem było którą z prestiżowych nagród jazzowego świata tym razem słynny Amerykanin zgarnie.

  • Birdman

    Czasem w Hollywood można być zwycięzcą nie dostając Oscara. Więcej: można wygrać, nie będąc nawet nominowanym. Panie i Panowie najlepszą muzykę do filmu napisał Antonio Sanchez. 

  • Fables

    Nastrój? Jest. Brzmienie? Jest. Nawet melodie są. I nawet dość mi się ta płyta podoba - i wkurza za razem. Oto Girls in Airports - pochodzący z Danii kwintet, który z powodzeniem podbija europejską scenę jazzową.

  • Lee Konitz with Warne Marsh

    Warne Marsh i Lee Konitz! Duet idealny, tak jak idealnym duetem był Charlie Parker i Dizzy Gillespie, Ornette Coleman i Don Cherry, Charlie Mingus i Dannie Richmond, albo frontmami The Modern Jazz Quartet John Lewis i Milt Jackson.Wszyscy nagrywali dla Atlantic, choć Warne Marsh i Lee Konitz spośród nich zdecydowanie najmniej. Mimo to to właśnie w katalogu firmy Ahmeta Erteguna znajduje się jedna z najświetniejszych pozycji dokumentujących wieloletnią współpracę tych wyśmienitych saksofonistów.

  • Time Before and Time After

    Napisać, że Doinique Pifarely to artysta o znany i skrzypek o ustalonej w świecie renomie to bezwzględnie prawda. Ale liczyć, że taka konstatacja w Polsce przyjęta zostanie ze zrozumieniem to już wielka fanaberia. Pifarely u nas to postać tajemnicza. Jego muzyka jest nieobecna na antenach nawet predestynowanych do tego rozgłośni. Uchodzi także czujnemu spojrzeniu krytyków działających w mediach pisanych.

  • Collective Portrait

    Eddie Henderson w najnowszym albumie Collective Portrait zadziwia nowatorskim przeniesieniem wpływów i inspiracji na grunt nowoczesnego jazzu. Zaskakujące jest, w jaki sposób zaaranżował własne kompozycje sprzed 40 lat, jak również idee zaczerpnięte z utworów autorstwa Freddiego Hubbarda czy Woody’ego Shawa. Nie bez znaczenia wydaje się być symbolika tytułu. Autor nakreślił muzyczny portret, dla którego źródłem inspiracji stał się kolektyw największych trębaczy, z Milesem Davisem na czele.

  • Lest We Forget What We Came Here To Do

    Groove ściele się gęsto. Saksofon na zmianę z klarnetem, tuba i dwie perkusje. Składniki wymieszać zgodnie z tradycją najlepszych jazzowych, funkowych, rootsowych mistrzów. W ten sposób powstaje muzyka, od której robi się cieplej, weselej - lepiej. Sons of Kemet - brytyjski kwartet pod wodzą Shabaki Hutchingsa realizuje te zalecenia znakomicie - dodając przy tym swojej muzyce głębszego znaczenia. 6 listopada zespół wystąpi w Gdańsku w ramach festiwalu Jazz Jantar. Pod koniec września do sklepów trafiła ich druga płyta.

  • The Now

    Aaron Goldberg to w pewnym sensie najpopularniejszy muzyk na świecie. Wszak jego utwór „OAM Blues” trafił do ok 400 milionów użytkowników systemu Windows Vista - jako przykładowy utwór zainstalowany w bibliotece odtwarzacza Windows Media Player. Liczba ta musi robić wrażenie, skoro sprzedaż najpopularniejszego albumu na świecie - „Thriller” Michaela Jacksona - szacuje się na skromne 60-100 milionów egzemplarzy. W praktyce jednak ten amerykański pianista ustępuje popularnością nie tylko królowi popu, ale i sporej części swoich kolegów jazzmanów. Teraz jednak może nadejść jego czas.

  • Features

    ­Są takie wielkie trzyosobowe zespoły, które gdy wydają płyty to recenzent zostaje niemal postawiony pod ścianą. Nie dlatego, że są to prawdziwie wybitne formacje, złożone z prawdziwie wybitnych artystów, którzy sami w sobie budzą podziw, a wielkości przez świat uznanej szargać nie wolno bezkarnie, ale także dlatego, że ich zdolność  kreacji najczę­ściej obezwładnia, a muzykalność onieśmiela. Takim bandem było trio wielkiego Billa Evansa, w szczególnie w czasach, gdy towarzyszyli mu Paul Motani i Scott LaFaro.

  • Songs of Thessaloniki

    Na swoim najnowszym albumie „Songs of Thessaloniki” Savina Yannatou ze swoim zespołem - Primavera en Salonico -  jest przewodnikiem po kulturze i historii Saloników. Z lekkością wyśpiewuje pieśni, które przez wieki wykonywały kobiety z różnych grup etnicznych, zamieszkujące to multikulturowe, greckie miasto.

  • A-Trane Nights

    Pamiętacie album „El Buscador”? Lubiecie, podziwiacie? Jeśli tak to jest właśnie sygnał, że trzeba wybrać się na zakupy i sięgnąć po „A-Tane NIght”, podwójny album zarejestrowany w wyśmienitym, maleńkim berlińskim klubie „A-Trane”, w którym zdarza się, że grywają nawet ikony światowego jazzu, o ile tylko akurat są w Berlinie i mają chwilę wolną.

  • Mental Shake

     W 2012 roku Peter Broetzmann nagrał płytę „Going All Fancy” w duecie z chicagowskim wibrafonistą, skądinąd zresztą znanym dobrze naszym czytelnikom, Jasonem Adasiewiczem. I chyba nie będzie dalekie od prawdy stwierdzenie, że była to jedna z najbardziej przejmujących z muzyką improwizowaną tamtego roku.

  • The Well

    Tord Gustavsen to chyba jeden z nielicznych artystów, który zdaje się nie chcieć zwracać na siebie uwagi - nie tylko poza sceną, ale nawet kiedy siedzi przy czarno-białej klawiaturze. Mimo to od lat jest jednym z najbardziej cenionych i rozpoznawalnych muzyków jazzowych Starego Kontynentu. Po serii trzech płyt w trio, jednej w kwintecie z wokalistką Kristin Asbjornsen, tym razem rozpisał swą muzykę na kwartet - z Matsem Eilertsenem na kontrabasie, Jarle Vespestadem na perkusji i Tore Brunborgiem na saksofonie tenorowym.

Strony