Gently Unfamiliar
Są takie płyty, które mają wielkie szanse żeby zostać pominiętymi w natłoku wydawniczym, w tej wielkiej światowej nadprodukcji płyt. Dziwić może, że album „Gently Unfamiliar” do takiej kategorii płyt pozwalam sobie zaliczyć, bo ostatecznie Karl Berger to wielka postać w światowym jazzie. Pech jednak chciał, że choć wielkości mu odmówić nie można, podobnie zresztą jak i gronu jego przyjaciół i współpracowników szacowności oraz ważności płytowych nagrań, to popularność mistrza z Heidelbergu raczej jest mizerna. Zwłaszcza w gronie młodszych słuchaczy.
Ale może mylę się całkiem i za moment, pod recenzją, odbiorę kilkadziesiąt „haterskich” komentarzy, że na stare lata zacząłem konfabulować i wypisuję wierutne bzdury, płynące wprost z głowy czyli tak naprawdę z niczego. Przyznam szczerze, mimo wszystko chciałbym żeby tak się stało, bo co prawda, wyszedłbym w oczach czytelników na uosobienie przedstawiciela średniej krajowej jazzowego dziennikarstwa, ale za to byłby to tym samym jakiś dowód na to, że orientacja dzisiejszego słuchacza w dziedzinie who is who światowego jazzu to nie tak do końca sprawa przegrana.
Nawet jeśli do tej pory o Karlu Bergerze – wibrafonowej, fortepianowej, kompozytorskiej i aranżerskiej znakomitości, przyjacielu Ornette’a Colemana, towarzyszu Dona Cherry’ego ( ot choćby na płycie „Complete Comunion”), druhu Anthony’ego Braxtona, Johna McLauglina, Lee Konitza czy Gunthera Schullera, założyciela Creative Music Foundation i w końcu sześciokrotnego zwycięzcy rankingu krytyków magazynu Down Beat, nie było wiadomo wiele, to może fakt, że wydał swoją najnowszą płytą u Johna Zorna, choć odrobinę zainteresowanie jego twórczością zintensyfikuje.
A warto by się tak stało, choć uprzedzić wypada, że sięgając po „Gently Unfamiliar” nie dostaniecie muzyki wykrzyczanej, ostentacyjnej, aroganckiej i głośnej. Nie będzie to także fajerwerk wirtuozerii. Co gorsza, nie będzie to także pokaz klasy wibrafonowej sztuki Bergera. Tu szacowny pan (niedawno na profilu facebookowym Jazzarium namawialiśmy, aby składać mu życzenia urodzinowe z okazji 80) zasiada za klawiaturą fortepianu i w towarzystwie także nie za bardzo docenianym, bo obok Joe Fondy i Harveya Sorgena. Tak, tak, tak, nie wierzę zbytnio, że Fonda I Sorgen zaskarbili sobie miłość naszej publiczności w większej skali, nawet pomimo ich udziału w nagraniach płytowych Macieja Obary i Irka Wojtczaka.
Co zatem dostaniecie? Bardzo dojrzałe, wyczyszczone z niepotrzebnych dźwięków, mądre, znakomicie skomponowane i nasycone subtelną kolorystyką granie w klasycznym trio fortepianowym. Dostaniecie muzykę, z fascynującym wnętrzem skrywającą znakomite tematy, przestrzeń. Dającą czas słuchaczowi by poszukał w tej nieomal freebopowej strukturze miejsca dla siebie.
Nie wierzę, że ten kto zdecyduje się po nią sięgnąć nie zaprzyjaźni się z nią blisko. Nie wierzę, że nie doceni klasy, umiaru i adekwatności gry sekcji rytmicznej i nie obudzi w sobie podziwu dla spójności brzmienia tria jako kompletnego organizmu muzycznego. Niech tylko sięgnie. A może z czasem wróci do równie fascynującej płyty Karla Berbera „Strangely Familiar” sprzed pięciu lat, będącej recitalem solo i potem może za kilka lat, sięgnie po kolejną cześć jego fortepianowej trylogii z Tzadika, która jeszcze nie wiemy, jaki będzie miała tytuł, nie wiemy kiedy się ukaże i kto liderowi będzie pomagał w jej nagraniu.
Suite in 7 Movements for Piano Trio:1. Movement 12. Movement 23. Movement 34. Movement 45. Movement 56. Movement 67. Movement 7
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.