Days Of Free Man
Albumowi Days Of FreeMan Jamesa Brandona Lewisa z pewnością należy bacznie się przyjrzeć. Rzadko się bowiem zdarza, że mamy do czynienia z albumem, który byłby skarbnicą muzycznych inspiracji autora, jednocześnie w sposób tak jednoznacznie określony – odwołania do hip-hopu stanowią trzon koncepcyjny dzieła. To sprawia, że nie można przejść obok tego dzieła obojętnie, konieczność odniesienia się do muzycznych idei Lewisa jest naszą próbą uświadomienia sobie, jak cennym źródłem wpływów dla jazzu pozostaje hip-hop; co z tego wynika, i jakie muzyczne rezultaty można przy tym osiągnąć.
James Brandon Lewis za punkt odniesienia swoich muzycznych inspiracji przyjął przełom lat 80 i 90. Saksofonista tłumaczy charakterystykę stylu i techniki raperów tamtych czasów na swój własny muzyczny język. Jak sam przyznaje, w okresie dorastania nie był częścią hip-hopowego środowiska, jednakże dźwięk hip-hopu lat 90 był wówczas wszechobecny. Stąd Days Of FreeMan można traktować jako pełen respektu powrót do tradycji, której James Brandon Lewis był naocznym świadkiem. Tytułowym miejscem, do którego Lewis się odwołuje, jest Freeman Street w Buffalo, z którym wiązała się jego wczesna młodość.
Days Of FreeMan jest muzyczną opowieścią starannie zorganizowaną według czterech rozdziałów tworzonych przez hip-hopowe breaki i interludia. W czasie breaków występujących na płycie zarejestrowano osobiste konwersacje Jamesa Brandona z jego babcią – Pearl Lewis. W trakcie przedmowy wypowiada ona słowa, które James Brandon Lewis przyjął za swoje motto: „you gotta be what God gave you to be and who you are”.
Jak zatem przedstawia się muzyczne oblicze autora? Album Lewisa przywołuje mi na myśl prastarą prawdę o jazzie – kompozycje jazzowych twórców potrafią nie tylko z powodzeniem wchodzić w interakcję z przeróżnymi stylistykami, ale adaptacje tematów zaczerpniętych z innych gatunków muzycznych niejednokrotnie prześcigają oryginał! Niezależnie od tego, co stałoby się źródłem inspiracji jazzmanów, potrafią oni wskrzeszać dawne idee, swoją inwencją twórczą nadawać nowe oblicze pierwowzorom. Wydaje się, że zasób przeróżnych środków, połączenie własnej energii z dostępnymi narzędziami wykonawczymi sprawić może, że jazzowe adaptacje nabierają pełni wyrazu, i to w sensie obiektywnym, wirtuozerii, a perełkami stają się te z nich, które prezentują materiał w ciekawej i oryginalnej formie. James Brandon Lewis dowodzi, że kreatywność jazzmanów dosłownie nie zna żadnych granic. Przy tym kreatywność niewymuszona, wywodząca się najczęściej z własnej muzykalności, potrafi tworzyć największe dzieła.
Lewis „ożywił” hip-hop! Czy naprawdę znajdzie się ktoś, kto wątpi, że nadał on hip-hopowi naturalnej, instrumentalnej oczywiście, śpiewności, jakiej trudno byłoby szukać nawet w wokalnych partiach raperów? Czy można powątpiewać w bogactwo rytmicznych zjawisk, co stało się zasługą sekcji rytmicznej? Wreszcie, czy naprawdę godna podziwu nie jest swoboda improwizacyjna, z jaką zespół wykonuje interludia?
W jazzie drzemie nieograniczony potencjał aranżacyjny. James Brandon Lewis albumem Days Of FreeMan potwierdza tę tezę. Ale jazz pozostaje przecież niewyczerpany, to właśnie od jazzu wychodzą inicjatywy, stanowiące podwaliny pod wytworzenie nowych styli, bardzo ważnych, choć niekoniecznie autonomicznych. Bardzo istotne jest przypominanie o związkach jazzu z innymi gatunkami, to bowiem poszerza perspektywę. Zawsze najbardziej inspirujące jest to co dzieje się na pograniczach.
1. Foreword, 2. Brother 1976, 3. Of Dark Matter, 4. Black Ark, 5. Break I, 6. Days of FreeMan, 7. Bird of Folk Cries, 8. Break II, 9. Wilson, 10. Lament for JLew, 11. Break III, 12. Bamako Love, 13. Boom Bap Bop, 14. Steelo, 15. Break IV, 16. Able Souls Dig Planets, 17. Speaking from Jupiter , 18. Unarmed with a Mic, 19. Epilogue (Brother 1976)
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.