Chants
Druga płyta Craiga Taborna dla ECM-u potwierdza doskonałą przynależność amerykańskiego pianisty do stylu i brzmienia zasłużonej monachijskiej wytwórni, i to do jej najbardziej progresywnego nurtu - sesji nagraniowych i płyt tak kreatywnych artystów muzyków jak: Roscoe Mitchell, Tomasz Stańko, Evan Parker czy Tim Berne.
Po solowym debiucie sprzed dwóch lat - Avenging Angel - przyszedł czas na działania zespołowe. Tworzy je trio z Thomasem Morganem na basie i Geraldem Cleaverem na perkusji. Taborn powołał równoprawny, demokratyczny kolektyw, gdzie bycie liderem w większym stopniu określają poszczególne kompozycje autorstwa pianisty i ogólna koncepcja zespołu niż solowe improwizacje. Na Chants nie usłyszymy klasycznego podziału na pianistę jazzowego i towarzyszącą jego inwencji sekcję rytmiczną, usłyszymy natomiast precyzyjnie wysterowany mechanizm, dla którego bardzo ważne są wspólnie osiągane aspekty barwowe, modulacja brzmienia, rytm a nawet gra ciszą. Z pewnością ważny jest także timing, ale nie ten oparty o intuicyjny feeling generujący galerię jazzowych solówek, lecz współgranie, pojmowane na sposób matematyczny, jakby istotny ze względu na wybrzmienia i grę pogłosem. Przy tym wszystkim nie jest to Muzyka Nowa czy też rodzaj improwizowanego Contemporary Music, lecz znane z koncepcji m.in.: School for Improvisational Music - Free improv korzystające z bardzo wielu doświadczeń, w tym wypadku muzyki klasycznej i współczesnej elektroniki, zarówno klubowej (kompozycja: Hot Blood) jak i „laboratoryjnej”.
Oczywiście nie da się przyswoić tej muzyki bez odnoszenia do historii jazzowego tria (wszak poszukiwanie odniesień zawsze będzie nam towarzyszyć), jednak im bardziej podążamy w głąb koncepcji muzyki Taborna, tym coraz mniej znajdujemy jazzowych analogii, wręcz balansujemy na granicy całkowitego zaniechania jakichkolwiek odniesień do jazzowej tradycji. W pewnym momencie znajdujemy się w kręgu doświadczeń muzyki impresjonistycznej (All True Night) i dalej: „zorganizowanego dźwięku” Edgara Varese (Silver Ghosts), minimal music, ambientu, z zaskakującym finałem złożonym z natrętnych repetycji, jakby zapętleń dźwięku bliskich sposobowi myślenia didżeja albo eksperymentalnego zespołu rockowego (Speak the Name). Jak dowiadujemy się ze strony ECM-u, nagrania dla swojego tria pianista zebrał z ostatnich ośmiu lat twórczej aktywności, to spory przedział czasu, w którym wydarzyło się wiele bardzo różnorodnych muzycznie rzeczy i współprac, z m.in.: Billem Laswellem, Sussie Ibarra, Timem Berne, Drew Gressem, Tomaszem Stańko, Chrisem Potterem czy Michaelem Formankiem. Pomimo tak wielu rozmaitych doświadczeń wszystkie kompozycje tworzą bardzo spójną całość.
Po świetnym debiucie solowym sprzed dwóch lat, płyta nagrana w trio nie przynosi rozczarowania, jednak nie jest to też propozycja tak świeża jak nagranie solowe. Z moich dotychczasowych doświadczeń wynika, że Craig Taborn jest wielkim indywidualistą, który pozostaje w laboratorium doświadczeń i eksperymentów jakby z potrzeby prowokowania, wyzwalania skrajnych odczuć - od zachwytu po wątpliwości, od satysfakcji po zaniechanie. Niewątpliwie jednak pianistykę Taborna cechuje nowatorstwo i pazur bycia alternatywnym w stosunku do wiodących nurtów współczesnego jazzu, natomiast koncepcja jego trio wciąż ewoluuje.
Saints; Beat The Ground; In Chant; Hot Blood; All True Night / Future Perfect; Cracking Hearts; Silver Ghosts; Silver Days Or Love; Speak The Name.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.