Bird Songs
Joe Lovano ma taką, skądinąd bardzo cieszącą mnie cechę, że wydaje nową płytę co roku. Kiedy trafiła mi w ręce „Folkart” i całkiem olśniła ze zniecierpliwieniem dziecka czekałem, aż w 2010r. na sklepowe półki trafi kolejny jego album, tym bardziej, że wielki Joe zapowiadał, że oto ma nowy zespół, o stabilnym składzie osobowym i dający zupełnie niezwykłe możliwości muzycznej ekspresji.
Nie doczekałem się, ale już na samym początku 2011r nowa płyta trafiła mi w ręce i z lubością oddałem się przesłuchiwaniu jej. Czynność te przyznam kontynuuję do teraz, a i zapewne kontynuować będę jeszcze wiele miesięcy.
Sądzę, że „Bird Songs” - w całości poświęcona Charliemu Parkerowi – to płyta warta najwspanialszych laurów i aplauzu nieograniczonego. Jest mistrzowska pod względem wykonawczym, ale to w przypadku Lovano nie dziwi. Zespół gra wybornie i choć jest formacją młodą brzmi jakby istniał długie lata. To także cecha właściwa dla grup prowadzonych przez Joe. Ale oprócz tego wszystkiego dzieją się tutaj rzeczy o wiele ważniejsze. Dzieje się mianowicie rodzaj wykładu na temat wielkiej jazzowej tradycji oraz sposobu, w jaki ta tradycja może funkcjonować współcześnie i nie zatracić swoje jazzowego emploi. W liner note Lovano sugeruje, że Parker był nie tylko genialnym mistrzem improwizacji oraz saksofonistą marzeń, ale również artystą, który zostawił po sobie wiele otwartych pytań i wskazał wiele dróg, którymi jazz mógłby zmierzać w przyszłości. Zadaniem Lovano niektóre z poruszonych przez Parkera kwestii zostały podjęte przez nastepców inne nie, on sam natomiast chciałby zaproponować swoją wizję i swoje na ten temat przemyślenia. Słuchając „Bird songs”, za każdym razem chciałbym widzieć w tej płycie symbol nowoczesnego traktowania pomników jazzu, a także doniosłą propozycję rewitalizacji myślenia o doskonale znanych kompozycjach, które tworzyły nowoczesny jazz. Chciałbym również uwierzyć, że świeżość, odkrywczość tej muzyki, która Parkerowski idiom bierze w cudzysłów i ma jedynie za pretekst do dalszym rozważań, zostanie wyraźnie dostrzeżona. Nie jest Lovano pierwszym, który proponuje twórcze mierzenie się z dziedzictwem, to prawda, ale może z racji tego, że jest wielką postacią dzisiejszej jazzowej sceny i dla bardzo wielu ogromnym autorytetem, to jego głos dotrze nie tylko do muzyków w USA, ale rozprzestrzeni się także i...no choćby w Europie Środkowej. Ale nawet jeśli tak się nie stanie, to i tak to moje nieustanne obcowanie z płyta „Bird Songs” uważam za ponad miarę dobrze spędzony czas.
1. Passport; 2. Donna Lee; 3. Barbados; 4. Moose The Mooche; 5. Lover Man; 6. Birdyard; 7. Ko Ko; 8. Blues Collage; 9. Dexterity; 10. Dewey Square; 11. Yardbird Suite
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.