Recenzje

  • Priorite

    Szacowny magazyn jazzowym Down Beat jest niezwykle oszczędny w przyznawaniu płytom najwyższej, pięciogwiazdkowej noty. Nawet albumy uważane przez inne redakcje i tysiące fanów za doskonałe tu najczęściej mogą liczyć na cztery punkty w pięciopunktowej skali i jak już taką ocenę dostają to najczęściej jest to powód do euforii.  Kiedy jednak pojawia się ocena najwyższa, wówczas jazzowy świat natychmiast kieruje swoje spojrzenie w strony obdarowanego.

  • Piazzola Plays Piazzola

    To z jednej strony bardzo wdzięczna sytuacja brać na warsztat kompozycje Astora Piazzoli. Wiadomo jest bowiem, że te wyśmienite kompozycje same grają, że balansując gdzieś pomiędzy wielką afirmacją życia, a wielką melancholią zdobywają serca słuchaczy za każdym razem kiedy zabrzmią.  Wiadomo jednak również, że mogą być także ogromną pułapką, zwłaszcza gdy w zespole porywającym się na „Oblivion”, „Libertango” czy „Lunfardo” zasiada akordeonista.

  • This Brings Us To vol. 2

    Dystans jakie dzieli wydanie pierwszego woluminu „This Brings Us To” od woluminu drugiego mógłby sugerować, że mamy tu do czynienia z dalszą częścią kiedyś rozpoczętego cyklu, albo przynajmniej uzupełnieniem części pierwszej. Tymczasem jest to najzwyczajniej efekt tej samej sesji nagraniowej z 2008r. publikowany w odstępie rocznym. Powody takiego zabiegu nie są mi znane, ale być może nadarzy się już całkiem nie długo dobra okazja by autora płyty o to zapytać. Będzie on, bowiem, według zapowiedzi organizatora, gościem tegorocznej edycji Made In Chicago.

  • Son de los Diablos

    Choć muzyka spod znaku serii Les Chants de la Terre, belgijskiego wydawnictw Alpha, z jazzową tradycją wspólnego nie ma prawie nic, zdecydowanie godna jest uwagi otwartego umysłu jazz fana. Choć niektórzy określają te brzmienia jako crossover, trafniejszym jest chyba  sama nazwa serii - piosenki ziemi. Ta ziemia właśnie ma tu kluczowe znaczenia. Tak jest też na płycie "Son de los diablos" Diany Baroni i grupy Sapukai.

  • The Complete 1961-1962 Birdland Broadcasts

    Chyba nikomu, kto choć odrobinę łyknął historii jazzu, nie trzeba przedstawiać klubu Birdland. Przez lata, od swojego otwarcia pod koniec lat czterdziestych dwudziestego wieku., „jazzowy zakątek świata” z bazą w Nowym Jorku, nadawał tonu i gościny temu, co w muzyce jazzowej najznamienitsze. Klub był miejscem wielu pięknych i inspirujących wydarzeń i równie wielu dramatycznych (choćby upadek Charliego „Birda” Parkera, od którego pseudonimu klub wziął swoją nazwę).

  • First Impulse: The Creed Taylor Collection, 50th Anniversary

    O samej muzyce napisano już chyba wszystko, co można było. Sześć pierwszych płyt z katalogu wytwórni Impulse, z roku 1961. to absolutny kanon i nie wyobrażam sobie pisania czy, jeszcze gorzej, oceniania ich. Jak ocenić „Africa/Brass” Coltrane'a, „Out Of The Cool” Gila Evansa czy wspaniałe spotkanie po latach Kaia Winginda i J. J. Johnsona na płycie „The Great Kai & J.J.” To trochę tak, jak oceniać Biblię – jest i tyle.

  • Sign Of Live – Music for 858 Quartet

    Bill Frisell po dwudziestu latach ścisłych związków z Nonesuch Records opuścił szeregi słynnej oficyny wydawniczej z powodów, które biorąc pod uwagę znaczenie tego słynnego i niezwykle oryginalnego gitarzysty, mogą wydać się co najmniej zaskakujące. „Nonesuch nie był w stanie zagwarantować mi możliwości wydawania więcej niż jednej płyty rocznie”  – powiedział Frisell w jednym z wywiadów. Przez laty dla takich indywidualności zasobne portfele wydawców były otwarte, teraz jak widać i tak formatu indywidualności mogą miewać ponakładane wydawnicze restrykcje.

  • Songs Of Mirth And Melancholy

    „Między ciszą a ciszą rzeczy się kołyszą” być może tak jest, ale z pewnością nie wszystkie rzeczy. Te pomiędzy Branfordem Marsalisem i Joey’em Calderazzo kołyszą się pomiędzy radością i melancholią, lekko spacerują pomiędzy bluesem, Brahmsem i Shorterem i w każdej niemal chwili przypominają co jest w muzyce najważniejsze – melodia.

  • Solo

    Przed warszawskim koncertem tria Vijay'a Iyer'a miałem wielkie szczęście porozmawiać z leaderem, który razem z Jasonem Moranem dzierży tron najciekawszego współcześnie jazzowego pianisty. Zadawałem bardzo banalne pytanie - właściwie wszystkie sprowadzały się do jednego - o inspiracje. Iyer mówił tak, że pewien jestem, że rozmawiałem z wybitnym artystą. Kilkanaście minut później potwierdził to koncert jego grupy. Kilka miesięcy później do naszych rąk trafia kolejny na to dowód - jego płyta solo.

  • Brass Ecstasy At Newport

    No tym razem będzie krótko. Jeśli ktoś słyszał poprzednią płytę Dave’a Douglasa i jego Brass Ecstasy zatytułowaną „Spirit Moves” i podobała mu się to nie wiem jak zareaguje na najnowszy koncertowy album „At Newport”.

  • Strade de'Acqua / Roads of Water

    Ken Vandermark zasłużył już chyba, by za jakiś czas jego imieniem nazwano ulice w Krakowie, Poznaniu albo w Pszczółkach, gdzie skradziono mu saksofon. Jak mało który muzyk, nie związany obywatelstwem z III RP, angażuje w swoje projekty polskich instrumentalistów. Ci zaś chętnie przyznają, że to Ken właśnie potrafił uwolnić w nich energię, dotąd im samym nieznaną. Tak było w przypadku wielkich projektów Resonance czy Reeds trio z Mikołajem Trzaską i Wacławem Zimplem.

     

  • Consort In Motion

    To może okazać się jedna z najważniejszych płyt 2011 roku!

  • Bonebridge

    Eric Friedlander to chyba najbardziej znany wiolonczelista nowojorskiego downtown. To on współtworzył Masada String Trio (z Markiem Feldmanem i Gregiem Cohenem), Bar Kokhbę czy Chimerę. Współpracuje z Laurie Anderson, Alanis Morissette czy Courtney Love. Płytą Bonebridge przedstawia nam kolejne swoje oblicze. 


    pełna recenzja już wkrótce...

  • Dig it to the end

    Chciałoby się w tej recenji ani razu nie użyć nazwy e.s.t. - tak nowy i świeży jest materiał przygotowany przez Dana Berglunda i jego Tonbruket. Tak, Dan Berglund wraz z Esbjörnem Svenssonem i  Magnusem Öströmem stworzyli najsłynniejszy europejski zespół jazzowy przełomu wieków. Dziś jednak, trzy lata po śmierci leadera e.s.t. jest nowe życie, nowa muzyka i nowa płyta Tonbruket.

  • Berenice

    To jest chyba jedna z największych przyjemności dla recenzenta znaleźć wśród nie przebranej przecież ilości muzyków na świecie artystę, za którego sztuką chce się podążać, a wcześniej nie wiedziało się o nim niemal nic. Takie właśnie uczucie towarzyszyło mi kiedy posłuchałem dwa lata temu płyty „Danza Imprevista” katalońskiej kontrabasistki Giullii Valle. Nie pamiętam czy trafiłem na nią w skutek dość często stosowanej zasady kupowania płyt w ciemno czy może przybyła do mnie wśród nagrań, które od czasu do czasu firma Fresh Sound Records mi wysyła.

Strony