Enesco Re-imagined
Pełny okres dziewięciomiesięcznej inkubacji mija dzisiaj od chwili kiedy pielęgnuję w sobie wirusa muzyki zawartej na tej płycie. Infekcja postępuje i jestem z tego powodu bardzo zadowolony. Po pierwszym entuzjazmie pomyślałem, że odczekam chwilkę i wrócę do niej za kilka tygodni, tak żeby sprawdzić czy ciągle porusza, czy może czar prysł w międzyczasie i album będzie się już tylko kurzyć zapomniany na półce. Przyznam się, że od tamtej chwili słuchałem jej niezliczoną ilość razy i za każdym razem tym chętniej, im bardziej doskwierać zaczynała mi recenzencka codzienność upstrzona kolejnymi nijakimi płytami. Dziś mogę powiedzieć śmiało, że dla mnie to jedna z tych płyt, których nie chcę tracić z pola widzenia. Podoba mi się w niej wszystko i cholernie zazdroszczę tym, którzy mogli słuchać jej na żywo, w Bukareszcie 2009r. podczas koncertu, którego zresztą jest rejestracją.
„Enesco Re-imagined”! Enesco na nowo wyobrażony! Kim był George Enesco wiemy, a może wcale nie wiemy. Więc sygnałowo tylko podrzucę kilka haseł. Otóż był uczniem Gabriela Faure, nauczycielem Yehudiego Menuhina, skrzypkiem-wirtuozem, pomnikiem w muzycznej kulturze Rumunii na miarę naszego Fryderyka Chopina. Kim są muzycy, którzy go sobie na nowo wyobrażają? Tu już może być gorzej z wiedzą. Jeden rumuńskim pianistą, podróżującym od Bukaresztu po Nowy Jork (Lucian Ban), drugi kontrabasistą z Luizjany (John Hebert). Obydwaj aktywni na scenie jazzowej, obydwaj też firmują całość, grzechem byłoby jednak nie napisać, że pozostali to przecież równoważne części tego muzycznego wehikułu.
Bardzo fortunnie stało się, że pretekstem do ich wspólnej pracy stał się właśnie Enesco z całym jego bogactwem etnicznych inspiracji, oryginalnością melodyczną i czystością kompozytorską. Jeszcze lepiej, że Lucian Ban i John Hebert pozwalając sobie marzyć o nim, wstali z kolan i zezwolili swojej wyobraźni swobodnie poszybować. Nie pomylmy tylko swobody z anarchią! Nie wyobrażajmy sobie także całkowitego oderwania od ziemi. To ogromnie ważne! Ta muzyka jest w istocie jak marzenie, pełna odniesień do oryginału i jednocześnie wolna od sztywności gorsetu, jaki szacunek dla historii może nakładać. Bliska mu i w tym samym czasie odległa. Paradoks? A niech tam! Niczym marzenie pływa w przestrzeni i uwodzicielsko kusi swą oryginalną urodą. Jest wybornie zagrana, inspirująca od początku do końca i sprawia, że o wiele mądrzej jest jej słuchać niż o niej opowiadać. Ja wiec milknę i do słuchania bardzo zachęcam.
1. Aria Et Scherzino; 2. Octet for Strings Opus 7--1st movement très modéré 3. Sonata No. 3 for violin and piano Opus 25 (1926) in the Romanian folk character First Movement Malincolico; 4. Sonata No. 3 for violin and piano Opus 25 in the Romanian folk character Second Movement Mysterioso; 5. Orchestral Suite No 1, Opus 9 Prélude ô l'unisson; 6. Piano Suite No. 1 Opus 3 (1893 ) in the ancient style - adagio; 7. Symphony No. 4 Unfinished (1943) 2nd movement, Marziale; 7. Ballade for violin & orchestra Opus 4a (bonus video track)
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.