Dennis Gonzalez - artysta wszechstronny

Autor: 
Piotr Wojdat
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat.promocyjne

Nie ma co ukrywać, lubimy ciepło myśleć o tych muzykach, którzy chętnie podejmują współpracę z naszymi artystami. Szczególną estymą darzymy także tych wykonawców, nawiązujących do polskiej tradycji, w tym konkretnym przypadku tej jazzowej. Jedną z postaci, spełniającą oba warunki naszego uwielbienia, jest amerykański trębacz, Dennis Gonzalez, który od lat mieszka w Dallas w stanie Texas. Tak moglismy pisać o nim do 15 marca 2022. Od tamtej chwili pisać już niestety trzeba w czasie przeszłym. Denis Gonzalez zmarł w marcu bieżacego roku. MIłby dziś 68 lat.

Wspominając o polskich wątkach w karierze Dennisa Gonzaleza, bo od tego chciałbym zacząć, trzeba przede wszystkim wskazać postać Tomasza Stańki. Amerykański trębacz, kompozytor, artysta wizualny, poeta, radiowiec i nauczyciel w jednym, przyznawał, że jedną z największych inspiracji był dla niego właśnie autor takich kamieni milowych muzyki synkopowanej jak “Balladyna” czy “Purple Sun”. Złożył mu nawet hołd w postaci płyty “Hymn For Tomasz Stanko”, która powstała m.in. z udziałem saksofonisty Faruqa Z. Bey’a. Myślę, że szczególnie liryczne frazy wygrywane przez Gonzaleza mogą nosić znamiona stylu rzeszowskiego trębacza. Łączy ich z pewnością także otwartość na inspiracje światowym folkiem. Reszta ich już jednak raczej dzieli.

Innym polskim akcentem w twórczości Dennisa Gonzaleza jest współpraca z basistą Wojtkiem Mazolewskim. Wiele osób zapewne pamięta ich wspólną płytę nagraną w kwintecie, a zatytułowaną “Shaman”. Co warto wspomnieć, album wydany przez For Tune, zawierał zarówno autorski repertuar, jak i nowe interpretacje dwóch utworów Krzysztofa Komedy - “Astigmatic” oraz “Pushing The Car”. Na płycie, oprócz Gonzaleza i Mazolewskiego, pojawili się także: Jerzy Rogiewicz na perkusji, Joanna Duda na fortepianie oraz Marek Pospieszalski na saksofonie i klarnecie. Współpraca teksańskiego trębacza zaczęła się jednak już dużo wcześniej, bo w 2010 roku. I przyniosła efekt w postaci jeszcze jednej, chyba nieco przeoczonej płyty - “Wind Streaks in Syrtis Major” sygnowanej nazwą być może najważniejszego projektu w karierze Gonzaleza - Yells At Eells.

 

Zespół, o którym mowa, powstał w 1999 roku. Oprócz Dennisa Gonzaleza grającego na trąbce oraz instrumentach klawiszowych, do składu dołączyli jego dwa synowie: basista Aaron Gonzalez i perkusista Stefan Gonzalez. Obaj już wcześniej mieli okazję grać ze sobą w grupie Akkolyte. Zaproponowali jednak ojcu współpracę w trio.

Tak narodziło się Yells At Eells, które zagrało niemal w każdym zakątku Stanów Zjednoczonych, Kanady i Europy. Zadebiutowali płytą “Home” w 2000 roku i od tego czasu zdążyli zaprosić wielu, jak sami mówią, wyjątkowych gości. Warto tu wymienić m.in. saksofonistę Rodrigo Amado, kontrabasistę Ingebrigta Håker Flatena oraz nieżyjącego już perkusistę z Nowego Orleanu, Alvina Fieldera. Z tym pierwszym mieli nawet okazję grać w Polsce, co przyniosło efekt w postaci płyty wydanej przez Ayler Records. “The Great Bydgoszcz Concert”, co niemal sugeruje tytuł albumu, zostało nagrane w klubie Mózg.

Dennis Gonzalez to unikatowa postać światowej sceny jazzowej. Imponuje szerokim spektrum inspiracji: potrafi zarówno zagrać liryczne, melodyjne frazy, by innym razem dać ponieść się eksperymentalnym wizjom. W pewnym sensie jest też spadkobiercą artystycznej idei wolności w duchu AACM. Zakładając stowarzyszenie Dallas Association for Avant-Garde and Neo Impressionistic Music oraz wytwórnię płytową Daagnim w późnych latach 70., wzorował się na tej kultowej dla wielu organizacji.

Amerykański trębacz zdawał się być świadomy swoich korzeni, ale jednocześnie nie bał się nowych kierunków w muzyce. Co ważne - wciąż wnosił dużo świeżości i energii do tego zwykliśmy nazywać jazzem. I nie brakowało mu pomysłowości.