Mental Shake

Autor: 
Maciej Karłowski
Broetzmann / Edwards / Noble / Adasiewicz
Wydawca: 
Otoroku
Dystrybutor: 
Otoroku
Data wydania: 
02.06.2014
Ocena: 
5
Average: 5 (1 vote)
Skład: 
Peter Brötzmann - alto & tenor saxophones, b-flat clarinet, tarogato, John Edwards - bass, Steve Noble - drums, Jason Adasiewicz - vibraphone

 W 2012 roku Peter Broetzmann nagrał płytę „Going All Fancy” w duecie z chicagowskim wibrafonistą, skądinąd zresztą znanym dobrze naszym czytelnikom, Jasonem Adasiewiczem. I chyba nie będzie dalekie od prawdy stwierdzenie, że była to jedna z najbardziej przejmujących z muzyką improwizowaną tamtego roku.

Zastanawiałem się wówczas czy jest szansa aby to muzyczne spotkanie stało się zaczynem dalszych, trwalszych działań. Takim znakomitym startem do jakichś kolejnych muzycznych podróży podejmowanych wspólnie. Chciałem żeby tak się stało, bo tamten album ukazał mi tę stronę muzycznej wrażliwości pana Petera Brotzmanna w innym, nieznanym mi wcześniej świetle, demonstrując tę liryczną stronę jego muzycznej wrazliwości. Dzisiaj krążą pogłoski, niesprawdzone na razie, ale jednak, że czeka nas druga odsłona działań tego duetu. Zanim jednak to nastąpi światło dzienne ujrzała inna płyta także z Peterem Broetzmannem i Jasonem Adasiewiczem, ale wzbogacona o sekcję rytmiczną. I to jaką! Steve Noble za zestawem perkusyjnym oraz prawdziwa znakomitość brytyjskiej sceny improwizowanej, kontrabasista John Edwards czyli regularna Broetzmanowska sekcja rytmiczna z Wysp.

„Mental Shake” taki nosi tytuł i jest rejestracją drugiego setu dwudniowej rezydencji kwartetu w słynnym londyńskim Cafe Oto. Na szczęście właściciele klubu nie tylko zapraszają na swoją scenę muzyków na koncerty, ale także postanowili uruchomić wydawnictwo płytowe. Oto więc mamy nie tylko znakomite miejsce koncertowe, ale również label, OTOroku, dzięki któremu wielkie muzyczne chwile mają szanse dotrzeć nie tylko do bywalców klubu i nie zaginąć w niepamięci skądinąd bardzo prężnego życia improwizacyjnego w Europie Zachodniej. A priori z faktu powstania nowego labela cieszyć się wcale niekoniecznie trzeba, bo ostatecznie i tak jesteśmy świadkami wielkiej nadprodukcji płyt z tym rodzajem muzyki, do tego stopnia, że chwilami warto zadać sobie pytanie, czy wydawaniu ich towarzyszy jeszcze jakiś inny, ważny powód niż czysta chęć dokumentacji każdego przejawu artystycznej aktywności muzyków. W przypadku „Mental Shake” dziesiątej płycie w katalogu firmy, takich pytań zadawać sobie nie potrzeba, co więcej, z każdym przesłuchaniem nabieram pewności, że bardzo źle by się stało, gdyby wspólne muzykowania kwartetu, miało nie zostać utrwalone w ogóle.

 

Te niecałe 40 minut muzyki to zdarzenie w świecie światowej free jazz improvised music, które  ma szansę zostać nie tylko jedną z najważniejszych płyt tego roku, ale pewnie także istotną pozycją w dorobkach wszystkich grających ją artystów.

Są takie momenty, kiedy na scenie zdarza się jakaś niecodzienna, wyjątkowa synergia. Są chwile kiedy ludzie na niej stający przestają grać na swoim i tak okrutnie wysokim poziomie i przenoszą do swojej sztuki element natchnienia, grają jakby ich głów, serc i palców dotknęła istota wyższa i nadała nowy sens ich sztuce, choć ona sama jest przecież tą, którą wszyscy dobrze od lat znamy. Nie ma tu więc większego sensu opisywać, nie wiem zresztą po raz który, siły, bogactwa, szorstkiej liryki czy bezkompromisowości Broetzmana. Nie ma powodu wspominać abstrakcyjnej, zróżnicowanej stylistycznie gry Adasiewicza, rytmicznej niezawodności i afrykańskiej niemal w intensywności kreacji Noble’a ani w końcu też potędze i jednoczesnej ruchliwości fraz Edwarda. Każdy z nich już dawno i na swoich warunkach, przekonał do siebie słuchaczy i zaznaczył mocno swoją obecność w muzycznej przestrzeni. Razem wydają się dokonywać syntezy tego co zaoferował amerykański free jazz i europejska free improw i na naszych oczach preparują taki właśnie mentalny koktajl. Ale nie robią tego bo potrafią. Nie po to żeby olśnić. Olśnienie jest tu jakby wartością dodaną, a nie zamierzonym piorytetem. Robią tak ponieważ inaczej nie mogą, ponieważ taką drogą poprowadził ich duch, a oni jako ludzie rozumni nie utrudnili mu działania.

Niespełna 40 minut. Jest tu wszystko czego dusza zapragnąć może, ujęte w jedną falującą jak niespokojne morze, kompozycje/improwizację. A jeśli dusza pragnie nie tylko totalnej muzyki i chce jeszcze posmakować czegoś jeszcze bardziej niecodziennego to niech dusza zatrzyma się na chwilę w okolicach 37 minuty. Tam czeka na nią Peter Broetzmann grający jazz, szorstką bardzo oszczędną i bluesową niemal frazą brzmiącą jak skarga dorosłego mężczyzny. Nie mam już nic więcej do powiedzenia. Piękny, ważny i potrzebny album wpadł mi w ręce. Jestem szcześliwy. A teraz już za nieco ponad tydzień ten kwartet zagra pierwszego dnia podczas 10 edycji Ad Libitum.

1. Mental Shake