The Cliff Of Time
Ilu koncertów by nie zagrał i na ilu płytach by się nie pojawił, Paalowi Nilssenowi-Love zawsze mało. Przy renomie, którą obecnie się w środowisku muzyków awangardowych cieszy (zwłaszcza u tych, którzy siłę wyrazu swojej muzyki mierzą liczbą dochodzących ze sceny decybeli) zarejestrowanego materiału posiada tyle, że aby móc puścić go w obieg, założył własną oficynę – PNL. Za jej sprawą od siedmiu już lat wydaje rzeczy, których w innym wypadku pewnie nie mielibyśmy okazji usłyszeć. Album The Cliff Of Time jest tylko jednym z dowodów na to, że wzięcie spraw we własne ręce było dobrą decyzją norweskiego perkusisty.
Wielu niedomówień być tu nie może. Kwartet w składzie, jaki słyszymy na płycie zbiera się nie po to, by zadawać pytania, snuć rozważania czy udzielać ważnych odpowiedzi. Oni schodzą się, aby uzewnętrzniając całą gamę emocji coś z siebie wyrzucić. Tę drogę kreacji każdy z nich wybierał już niejednokrotnie, choć w takim zestawieniu jeszcze się do tej pory nie spotkali.
Myślę, że nie trzeba specjalnie przedstawiać Freda Lonberg-Holma, rezydującego w Chicago wiolonczelisty o wielkim zamiłowaniu do napędzania swego dostojnego instrumentu prądem elektrycznym oraz wszelkiego rodzaju efektami. O brutalnej skuteczności silnego uderzenia Paala Nilssena-Love przypominać nie trzeba tym bardziej – ale obok tej dwójki na The Cliff Of Time pojawia się dwóch rzadziej widzianych muzyków: 45 lat obecny na scenie japoński weteran saksofonu Akira Sakata oraz – z drugiej strony – nieznany szerzej poza Norwegią gitarzysta z Oslo – Ketil Gutvik.
Album rozpoczyna się od mocnego uderzenia: w The Women In The Dunes normalnie obdarzony zgoła czystym tonem Akira Sakata robi dosłownie wszystko, aby to ukryć. Alt Japończyka atakuje zgrzytliwymi kaskadami, zacina i krzyczy. Wraz z nim z brawurą naprzód podąża Paal Nilssen-Love, którego do takiej szarży nigdy namawiać nie trzeba, zaś z początku nieśmiały Ketil Gutvik z każdą minutą odważniej szafuje wyginanymi akordami. Całkiem już pewnie czuje się gitarzysta w kolejnym – The Dancing Girl Of Izu, gdzie Sakata sięga z kolei po klarnet, by ukazać swą „gentle side”. To znów Gutvik wraz z Fredem Lonberg-Holmem odpowiada za miąższ utworu, szumiącą płaszczyznę generowaną miażdżonymi i drażnionymi smyczkiem strunami, do której dokłada się ciepło klarnetu oraz uspokojona już nieco perkusja.
Trzeci numer na płycie, Face Of Another znów przynosi zmianę nastroju: muzyka rozchwiewa się i nabiera przestrzeni. Pijana, chybotliwa gitara kołysze się coraz to mocniej, za towarzyszy mając elektroniczny pisk generowany przez Lonberg-Holma, skrzypiące zawołania altu oraz z wyczuciem szyjącego dźwięki Nilssena-Love. Przedłużenie i intensyfikację tego, co udało się skonstruować przynosi utwór ostatni, podsumowujący wszystko, czego podczas sesji w studiu w Oslo kwartetowi udało się dokonać. Brzmienie osiąga tu pełnię a akcenty zostają wypośrodkowane – When A Woman Ascends The Stairs to impro pełną gębą.
Muzyką na The Cliff Of Time rządzi czysta, niczym nieskrępowana emocja. Jest to jednak emocja muzyków dojrzałych, świadomych i wiedzących, jak się wyrazić, aby zostać właściwie zrozumianymi. Japończyk, Amerykanin oraz dwóch Norwegów tworzą na The Cliff Of Time klub pełnych ognia gentlemanów, którzy spotykają się w swoim gronie, aby na interesujące ich tematy ze sobą pokonwersować – a to, że post factum dopuszczają do tych rozmów publiczność, możemy sobie uważać za honor.
1. The Women In The Dunes; 2. The Dancing Girl Of Izu; 3. Face Of Another; 4. When A Woman Ascends The Stairs.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.