Clusterfuck
Paal Nilssen-Love to bez wątpienia jeden z najgenialniejszych, najbardziej wyrazistych perkusistów w avant-jazzie ostatniego ćwierćwiecza. Jest on centralną postacią współczesnej skandynawskiej improwizowanej sceny i łącznikiem ze środowiskiem amerykańskim, przede wszystkim chicagowskim (wszak z żadnym innym europejskim bębniarzem równie często nie grywa Ken Vandermark).
Działa w najróżniejszych konfiguracjach – solo, w duetach, jest członkiem małych zespołów, w końcu udziela się w big bandach i sam im lideruje. Prowadzony przez niego Large Unit to – jak zresztą wynika z nazwy – duży skład. Formacja funkcjonuje od dekady i ma na koncie kilka wydawnictw. „Clusterfuck” jest drugim, obok „New Map”, wydanym w minionym roku albumem grupy. Obie płyty zostały nagrane podczas tej samej sesji, zrealizowanej w dniach 22–24 września 2021, ale charakter każdej z nich jest nieco inny.
Freejazzowe duże orkiestry mają długą i ciekawą historii – najwcześniejsze próby przenoszenia idei wolnej improwizacji na grunt big bandów sięgają drugiej połowy lat 50, a pierwsze silnie czerpiące z tej stylistyki kilkunastoosobowe zespoły pojawiły się w kolejnej dekadzie. W oczywisty sposób stały się one polem testowania nowych rozwiązań, poligonem najróżniejszych eksperymentów. Large Unit wzbogaca wypracowane przez dekady na gruncie free-bigbandowej tradycji koncepcje o elementy elektroakustyki i noise'u. Oczywiście nie jest na tym polu pionierem, ale robi to po swojemu.
W 15-osobowym składzie, oprócz muzyków obsługujących sześć dęciaków, gitarę, trzech perkusistów / perkusjonistów i dwóch kontrabasistów, znajdujemy akordeonistę, harfistkę oraz osobę odpowiedzialną za elektronikę. Brak jest natomiast pianisty. Materiał dźwiękowy organizuje tu notacja graficzna – trudno jednak powiedzieć, na ile ściśle. Nie ulega wątpliwości, że muzyka nie jest pozbawiona uporządkowania, wydzielonych części zorganizowanych wedle określonych pomysłów.
Zaczyna się od gęstej ściany dźwięku, która wycisza się i przechodzi w improwizację niekonwencjonalnie potraktowanej gitary oraz dęciaków, wzbogaconych o elektroakustyczne efekty. Jej intensywność narasta, po czym znów następuje eksplozja kolektywnej improwizacji. Lider skrzętnie wykorzystuje bogate możliwości dużego składu – instrumentaliści prezentują się w różnych układach, eksponują różne artykulacyjne, brzmieniowe, fakturalne koncepcje. Muzyka bywa brutalna, wzniosła i dramatyczna, rzadziej - wyciszona i skupiona. Choć dominuje zdynamizowana, gwałtowna ekspresja, w żadnym momencie nie ma poczucia nieładu czy zagubienia. Całość zdaje się być bardzo świadomie rozplanowana (bądź też planowana na bieżąco – tu i teraz).
1. CLuesterfuck, 2. Bubbles, 3. Moodplay
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.