The Rite of Spring
Obserwując od ładnych paru lat poczynania Ethana Iversona a także to o czym i w jaki sposób pisze na swoim blogu Do the Math czekałem tylko na tę chwilę, w której proponowana przez niego muzyka przekroczy próg fajnego The Bad Plus, by wejść na poziom, który sprawia, że łzy same do oczu słuchacza napływają. Ta chwila właśnie nadeszła.
Bryce Dessner powiedział niedawno, że niezależnie od tego czy gra koncert rockowy z The National czy też występuje obok orkiestry na deskach filharmonii prezentując swoją muzyką spod znaku nowej klasyki, cały czas pozostaje tym samym muzykiem. I choć brzmi to jak truizm warto to zdanie podkreślić - zwłaszcza teraz, gdy świat muzyki współczesnej otwiera się na rockmanów (Dessner, Jonny Greenwood) czy jazzmanów (Vijay Iyer czy The Bad Plus). Tak jak mało kto będzie dziś bronił gatunkowej czystości muzyki, tak coraz więcej artystów otwarcie i bez kompleksów odkrywa się jako muzyków - po prostu, bez dodatkowych gatunkowych przydawek. To chyba największa korzyść z muzycznego postmodernizmu i epoki i-poda shuffle. A teraz do rzeczy…
„Święto wiosny” - balet Igora Strawińskiego, w choreografii Wacława Niżyńskiego miał swoją premierę 100 lat temu - 29 maja 1913 roku. Zdaniem kanadyjskiego historyka Modrisa Eksteinsa wydarzenie to dało początek nowej erze. Podczas premiery, jak zaznacza autor, nikt oprócz orkiestry i dyrygenta muzyki Strawińskiego nie usłyszał. Zagłuszyły ją krzyki oburzonej publiczności, która, jak wspomina Jean Cocteau, wypełniła przewidzianą dla niej rolę: odegrała skandal. Tancerze baletu Diagiilewa tańczyli dokładnie wbrew dotychczas przyjętej konwencji. Jednak pierwsze gwizdy z widowni dało się słyszeć jeszcze podczas granego przez fagot preludium - jeszcze zanim kurtyna poszła w górę. Od tego momentu po dziś dzień „Święto wiosny” jest dziełem symbolicznym. Oksymoroniczną klasyką buntu, kanonem nowoczesności… Mierzenie się z nią nie należy do zadań trywialnych. Z drugiej strony partytura leży i czeka i kusi kolejnych śmiałków. Na płycie dzieło doczekało się przeszło 90 wydań. Słynne nuty na pulpicie stawiali przed sobą Herbert von Karajan, Leonard Bernstein czy Sir Simon Rattle. Do tego elitarnego klubu dołączyli teraz Ethan Iverson, Reid Anderson i David King, czyli The Bad Plus - zespół, który w swojej karierze sięgał po tak różną muzykę - od Aphex Twina, przez Pink Floyd, Black Sabbath czy nawet... Igora Strawińskiego. Można by rzec, że trio grało już muzykę tak różną, jak różni twórcy mierzyli się dotąd ze Świętem wiosny. Trafił więc swój na swego.
Tak. „Święto wiosny” na jazzowe trio. Nie - nie „na jazzowo”. Prawdę powiedziawszy niedobrze robi mi się gdy słyszę, że ktoś podejmuje próbę grania czegokolwiek (poza jazzem) „na jazzowo”. Chopin na jazzowo, Hendrix na jazzowo - Twoja stara na jazzowo. Istnieją oczywiście udane wyjątki potwierdzające regułę, że gdy powstaje taki wyrób muzykopodobny, jego autorzy nie wiedzą najczęściej nic ani o jazzie ani o tym, co postanowili ujazzowić. Tutaj jednak mamy do czynienia z artystami, którzy przede wszystkim wiedzą - wiedzą dużo zarówno o jazzie, w jego bardzo szerokim spektrum jak i o muzyce tak po prostu. Wiedza ta pozwoliła im zorkiestrować „Święto wiosny” na fortepian, kontrabas, perkusję i odrobinę elektroniki.
I powstała muzyka piękna! Z jednej strony idea utworu Strawińskiego jest jakby oczyszczona z orkiestrowego idiomu. Przeniesiona w minimalistyczną scenografię, w której aktorzy nie są we frakach, ale w jeansach i w-shirtach. W pustą przestrzeń, w której brzmią tylko trzy głosy instrumentalistów. W miejsce, w którym mniej znaczy więcej. Architektura utworu jest tu jeszcze wyraźniejsza, a za razem drogi do wyrażania emocji - prostsze. Jednocześnie pozostaje to muzyka The Bad Plus. Płyta jest zapisem spotkania, w którym cały czas istotą jest interplay, relacje między każdym z instrumentów, akcja i reakcja. Choć jasne jest, że muzycy grają 100letni utwór Strawińskiego, ich muzyka brzmi spontanicznie, nieprzewidywalnie - słychać, że ich energia jest tańczy na granicy euforii.
Czy jest sens porównywać wykonanie "Le sacre du Printemps" z tymi Bouleza czy innych wielkich dyrygentów i orkiestr? Wątpię. Powstało dzieło odrębne, ale ważne i przejmujące. Powstała muzyka ze wszech miar współczesna. Moim zdaniem najlepsza w historii tego zespołu. I co ważne w przypadku tria jazzowego - prawdziwy ogień uwalnia się tu podczas koncertów! Oby dane nam było usłyszeć "Święto wiosny" na żywo jak najszybciej!
First Part: Adoration of the Earth: 1. Introduction; 2. The Augurs of Spring; 3. Ritual of Abduction; 4. Spring Rounds; 5. Games of the Two Rival Tribes / Procession of the Sage; 6. The Sage / Dance of the Earth; Second Part: The Sacrifice: 7. Introduction; 8. Mystic Circle of the Young Girls; 9. Glorification of the Chosen One; 10. Evocation of the Ancestors / Ritual Action of the Ancestors; 11. Sacrificial Dance
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.