Never Stop II
The Bad Plus to gentelmani. W 2017 roku zapowiedzieli rozwód z członkiem założycielem pianistą Ethanem Iversonem. Jak zapowiedzieli tak, zrobili. Dotrzymali swoich wspólnych zobowiązań koncertowych. Równocześnie w tym grając z nowym pianistą by rozpocząć rok od nowego albumu, który też zapowiedzieli wcześniej. To bardzo krzepiące. Rozwiedli się jak cywilizowani ludzie, których drogi, co się przecież zdarza, rozeszły się, ale którzy nie plują na siebie gdzie popadnie i jak popadanie.
A teraz od stycznia 2018 możemy się cieszyć ich nową płytą zatytułowaną Never Stop II. Aż chciałby się napisać, że ta nowa płyta nawiązuje do pierwszego woluminu Never Stop sprzed ośmiu lat, ale nie nawiązuje bardziej do innych dwunastu albumów słynnej formacji. Zmiana bezwzględnie dotyczy pianisty. Ethana Iversona zastąpił Orrin Evans. Czy to coś zmieniło? W tym co słyszymy, to moim zdaniem nie wiele. The Bad Plus wydaje się zachowywać tak jakby nic się nie stało. Że wciąż są tym samym solidnym working bandem, którym byli od zawsze. A Orins wydaje się w tę formułę znakomicie się wpasował. Nie tylko zasiada za klawiaturą fortepianu jako solista, ale także udziela się jako kompozytor. Nie nachalnie, to prawda, ale w bandzie jest świeżakiem póki co, więc jeden utwór jego pióra na start wystarczy.
W sumie mamy tu osiem nowych zgrabnych, jazz-rockowych niekiedy groove’owych, niekoniecznie wyjątkowo finezyjnych, kompozycji na liście podstawowej i dwa dodatkowe tracki w tym nostalgiczną balladę zatytułowaną Seams. To bardzo udane zakończenie dla tej płyty, nie tylko z powodu bardzo wdzięcznej i zapadającej w pamięć melodii tematu, ale dlatego, że w jego przypadku, jakoś szczególnie przemawia niespieszna, ascetyczna prostota wykonania tylko na kilkanaście sekund odchodząca w cokolwiek patetyczną kumulację. Less is more mawia wielu i tu sprawdza się to porzekadło nienajgorzej, bo wraz z ostatnim dźwiękiem chce się płytę włączyć jeszcze raz. I niech sobie gra. Never Stop II pozwala swoją „niejazzowością” bardzo wygodnie rozeprzeć się w fotelu, ale w żadnym, ale to w żadnym razie nie jest to ten rodzaj głupiego komfortu, jak przy oglądaniu telewizji w prime timie czy słuchaniu muzyki ze składanek typu Smooth Jazz Cafe.
Nigdy nie byłem przesadnym admiratorem muzyki The Bad Plus, ale przyznam szczerze, że jeśli mam spędzać czas z muzyką lekką, bardzo nie przesadnie zobowiązującą, to ze wszech miar wolę spędzać ją z nimi, niż z jazzową, mainstreamową średnią światową, która w przerażającej większości zwyczajnie połyka własny ogon i jest w stanie na śmierć zanudzić. A na koncert The Bad Plus, w nowej odsłonie, jeśli by była okazja, pójdę chętnie, ponieważ tak jak E.S.T tylko zyskuje na żywo.
1. Hurricane Birds; 2. Trace; 3. Boffadem; 4. Safe Passage; 5. 1983 Regional All-Star; 6. Salvages; 7. Commitment; 8. Lean In The Archway; 9. Kerosene; 10. Seams
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.