Całe lata u Chicka Corei uczyniły go wschodzącą gwiazdą kontrabasu i muzykiem powszechnie znanym, 15 lat kariery solowej sprawiły, że o Avishaiu Cohenie – wyśmienitym kontrabasiście nikt już nie myśli jak o sidemanie, ale arcyważnej postaci dzisiejszej nie tylko jazzowej sceny muzycznej.
Pewnie nie będzie wielką przesadą, że prawdziwie wielka kariera Cohena zaczęła się w chwili gdy opuścił na jakiś czas Nowy Jork i wrócił do rodzinnego Izraela. Zrezygnował z idiomu jazzowego, ośmielił się śpiewać i sięgnął po piękny zanikający już język sefardyjskich Żydów – ladino. Piosenkę, którą śpiewała mu jego babcia, Alfonsina Y El Mar pokochały rzesze słuchaczy na całym świecie i stała się niodłaczną częścią jego koncertowego repertuaru, a Cohen wraz z albumem Aurora zjechał cały świat. Muzykę Cohena zawsze cechowała cudowna równowaga pomiędzy ognistą ekspresją, a melancholijną zadumą. I jak zapowiada wydawca, nie inaczej jest na jego najnowszej płycie zatytułowanej 1970, która właśnie trafiła do sklepów na całym świecie.
To nie jest jazzowa płyta – tłumaczy Cohen, dodając, że od początku muzycznych zainteresowana bliska była mu muzyka pop. „Wielu ludzi pytało i wciąż pyta kiedy nagram w pełni wokalną płytę. Oto i ona.” Czeka nas więc 12 nowych kompozycji lidera układających się jak sam zresztą mówi w rodzaj osobistego dziennika i zagranych w towarzystwie nowego zespołu, w którego skład wchodzą: Itmar Doari – instrumenty perkusyjne, Elyasaf Bishari – oud, gitara, Jonatan Daskal – instrumenty klawiszowe, perkusista Tal Kohavi, Yael Shapira – wiolonczela oraz Karen Malka – głos.