Into the Silence
Przed wieloma laty, podczas konferencji prasowej z okazji pierwsze wydanej przez ECM płyty Tomasza Stańki, nagranej z udziałem tria Marcina Wasilewskiego. Manfred Eicher powiedział, że cisza to jeden najważniejszych komponentów muzyki i…..odłożył mikrofon na stół, ściszył głos, jak sądzę, aby dać żywy dowód znaczenia tej ciszy. Mało kto z dalszych rzędów, wypełnionego po brzegi hallu w Centrum Sztuki Współczesnej miał okazję zrozumieć co pan Eicher mówił, ale każdy na pewno słyszał, że mówi. Jego głos był podobny do każdego innego głosu, nie dlatego, że taka była jego barwa, ale dlatego, że jego właściciel prosząc o szczególną admirację ciszy, pozbawił go nie tylko brzmienia, ale także odebrał słowom treść.
Przyszło mi wówczas go głowy, że bardzo dużo z tej filozofii przeniknęło także do muzyki, jaką szef ECM wydaje, a jeszcze więcej do brzmieniowego garnituru, w jaki ubiera swoje płyty. Taki stan rzeczy trwa w ECM od dekad i od takiego samego czasu przyjęty został powszechnie za walor. Może i jest to walor, ale jednak nie zawsze i nie przy okazji wszystkich muzyków, którzy wydają płyty w Monachium.
Jak dalece ważna jest cisza Eicher przekonał ostatnio także Avishaia Cohena – trębacza. Album Into The Silence, odwołuje się do ciszy wprost już nawet w samym tytule. Temu dziwić się nie sposób, bo albumem tym Cohen nie tylko manifestuje jako artysta, ale także wspomina zmarłego ojca. Nie cisza jednak jest tu głównym winowajcą. W moim odczuciu wina spada na ów garnitur brzmieniowy, będący odzieniem idealnym dla wszystkich, którzy cenią sobie w muzyce to, aby ta nie drasnęła w żadnym momencie swojego trwania ich zmęczonych codziennością uszu i wręcz delikatnie głaskała te umęczone uszęta aż zostaną na dobre uśpione.
Wszyscy ci, którzy pokochali Avishai Cohena za to jak grał z Maćkiem Grzywaczem, jaką muzykę i jaki sound ze sobą niósł w zespołach Triveni czy SF Jazz Collective mogą w tych sześciu ścieżkach nie rozpoznać swojego pupila. Ale może o to właśnie chodziło. Może Into the Silence jest albumem dla innej publiczności niż ta stara, która pokochała Cohena za to, że jest trębaczem nie tylko znakomitym, ale także pełnokrwistym. Może to granie otwiera nowy rozdział w karierze trębacza, który podobno, będąc ostatnio w Polsce bardzo ekscytował się tym, że po raz pierwszy wystąpi w barwach ECM z własnym projektem?
Jestem niemal pewien, że na żywo to całkiem inny band niż na płycie, tak samo zresztą jak, zespołu Tomasza Stańki, Marcina Wasilewskiego, Craiga Taborna czy Ralpha Alessiego i na ich koncerty namawiał będę każdego, bo za tą brzmieniowo nieznośną w swym wypolerowaniu konfekcją kryją się akurat u Cohena piękne tematy, wyborni muzycy i nie mniej dobrze napisane kompozycje. Wystarczy tylko zdjąć z nich ten pretensjonalny i kompletnie niewiarygodny, odbierający resztki życia brzmieniowy filtr. Ale wówczas pewnie nie byłoby szansy, aby ta muzyka mogła ukazać się w ECM. Jaką jest więc nowa płyta Avishai Cohena? Dobra, ale brzmieniowo niewiarygodna
Life And Death; Dream Like A Child; Into The Silence; Quiescence; Behind The Broken Glass; Life And Death - Epilogue.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.