Choć Michał Tomaszczyk to muzyk od lat dobrze znany na polskim jazzowym podwórku, to jego „Sketches From The North” rozpatrywać należy w kategorii albumu debiutanckiego. Bardzo odważnego, bo nagranego w duecie z kontrabasem (za którym stoi znakomity Petter Oloffson). Ponadto - wydanego w niechlubnych czasach zarazy. Ale przecież, jak mówi stare porzekadło - „kto nie ryzykuje, ten nie żyje”.
Olśniewająca technika, nieskrępowany bieg myśli, zadziwiająca wyobraźnia, lekkość i finezja – tak zwykło się określać muzykę Chicka Corei. Zresztą zestaw przymiotników, określających charakter jego gry i twórczości jest znacznie większy i prawdę powiedziawszy nie za każdym razem są to same superlatywy. Z pewnością jednak każdy z nich na swój sposób jest prawdziwy. Chick Corea jak to dzieje się z wielkimi muzykami potrafi nie tylko rozkochać w sobie ludzi do szaleństwa, ale i poważnie ich do siebie zniechęcić.
Pamiętacie “Kurpian Songs & Meditations” Łukasza Ojdany? To była jedna z najciekawszych polskich płyt spośród tych, które ukazały się w zeszłym roku. Specjalnie nie użyłem przymiotnika “jazzowych”, bo ta “jazzowość”, choć nie tylko, uwidacznia się przede wszystkim w przypadku macierzystej formacji artysty - tria RGG. Pierwszy solowy album pianisty przykuł moją uwagę minimalizmem środków wyrazu i formy, folkowym kolorytem oraz melancholijną aurą. Gdy słucham “Book Of Resonance”, dostrzegam wiele punktów, które łączą oba wydawnictwa.
Elektroakustyczna grupa Evan Parkera powstała prawie trzy dekady temu, jako koncepcja rozwijania swobodnej improwizacji akustycznego tria Parker/ Guy/ Lytton w kierunku brzmień elektronicznych, zarówno generowanych jako pewien rodzaj echa, jak też będących dekonstrukcją żywych dźwięków. Koncepcja zakładała również produkowanie dźwięków syntetycznych jako niezależnego strumienia improwizacji, pozostającego w opozycji do dźwięków akustycznych.
Widziałem „Nomadland”. Poruszająca historia – wciągająca, choć bez oczywistej akcji, bez puenty, bez szczęśliwego zakończenia. Taka cholernie prawdziwa.
O tym, że w muzyce to nie gatunki i nurty są najważniejsze - udowadniają, nie po raz pierwszy zresztą, autorzy tej wymagającej płyty. Amerykański saksofonista Anthony Braxton co prawda najczęściej kojarzony jest jako żyjąca legenda awangardowego jazzu, ale też nigdy tak naprawdę nie był postacią jednej muzycznej profesji. Miya Masaoka to już artystyka mniej znana i ceniona, ale jej gra na tradycyjnym japońskim instrumencie koto oraz przedsięwzięcia interdyscyplinarne również wzbudzają duże zaciekawienie i zainteresowanie.
Znamy i kochamy go wszyscy. No, niemal wszyscy. Znamy go jako bezwzględnego inspektora Harry’ego Callahana, tajemniczego rewolwerowca z Dzikiego Zachodu czy trenera bokserskiego. Znamy go z takich filmów jak „Brudny Harry”, „Dobry, zły i brzydki” czy „Za wszelką cenę”. Znamy go również jako reżysera takich filmów jak „Bez przebaczenia”, „Co się wydarzyło w Madison County” a ostatnio „J. Edgar”. Clint Eastwood – i wiadomo o co chodzi. Chodzi o twardziela, policjanta bez zahamowani, mściciela-rewolwerowca, autora prośby: „Make my day, punk!”.
Japońska artystka Aki Takase, jak sama mówi, uwielbia fortepianowe tria i to jakie ta formuła daje możliwości. Zastrzega jednak jednocześnie, że nie jest zwolenniczką zespołów, w których pianista jest najważniejszą postacią, a udział basisty i perkusisty sprowadzany jest jedynie do odegrania roli sidemana. Myślę, że taka idea przyświecała Aki Takase przy formułowaniu jej tria oraz powstawaniu albumu “Auge”, o czym można przekonać się na własne uszy.
Dziś, 24 maja 2021 roku ma swoją premierę album zatytułowany "22". Jest to pierwsze autorskie dziecko Dawida Broszczakowskiego, pochodzącego z Kęt wszechstronnego kompozytora i pianisty o niezwykle kreatywnym podejściu do muzyki.
Marek Kądziela to postać znana i ceniona w świecie polskiego jazzu. Wystarczy wspomnieć, że współtworzył on chociażby tak ciekawe projekty jak Jaząbu czy Odpoczno, a także uczestniczył w niezliczonej liczbie innych nagrań, których nie będę wymieniał ze względu na ograniczone ramy tego tekstu. Oczekiwania wobec debiutanckiej płyty napędzanego przez niego Marek Kądziela Jazz Ensemble były więc niemałe. Jak to nie tak znowu często jednak bywa, rzeczywistość tym oczekiwaniom sprostała…