Urodzinowe przyjęcie Evan Parkera w Cafe OTO

Autor: 
Andrzej Nowak (Trybuna Muzyki Spontanicznej)
Autor zdjęcia: 
Dawid Laskowski

Londyn to miasto-galaktyka - wielkie, pełne kontrastów, przenikliwie piękne niczym najlepsze obrazy surrealistów w Tate Gallery, niebywale szalone i równie zagadkowe. Jednak centrum współczesnego świata muzyki improwizowanej umiejscowione jest dość daleko od zacnego Big Bena czy intrygująco przereklamowanego Tower Bridge.

Półgodzinna jazda dowolnym środkiem komunikacji z The City prowadzi nas do rejonu zwanego Dalston, który dwie dekady temu ścielił się porzuconymi strzykawkami i powszechnym brudem, dziś zdaje się być centrum naszej ukochanej muzyki i definitywnie nie tylko jej. W promieniu kilkuminutowego spaceru znajdziemy tu kilka najważniejszych przybytków kultury free impro/ free jazz, w tym cel naszego wczesnokwietniowego wypadu do Londynu – Cafe OTO.

W rzeczonym zaś klubie od samego progu wita nas Evan Parker, najważniejszy artysta muzyki swobodnie improwizowanej w stanie czynnej aktywności zawodowej i zaprasza na osiemdziesiąte urodziny. Dwudniowy festiwal, trzy sesje koncertowe, siedem setów - wszystko wykoncypowane i skompilowane przez zacnego Jubilata. Nie mogło nas tam nie być.

Na dobry początek, u progu sobotniego wieczoru, duet Spring Heel Jack, czyli Ashley Wales i John Coxon – jeden na odtwarzaczach kompaktowych, drugi na gramofonach, a pośród nich Evan Parker, który w okolicznościach syntetycznych brzmień zawsze sięga po saksofon sopranowy, bo jak sam twiedzi, tenor w takich sytuacjach przypomina słonia w składzie porcelany. SHJ dostarczają nam spokojną, niekiedy wręcz oniryczną powłokę dźwiękową, która niesie soczysty sopran od bram mroku po niebieskie sklepienia. Zdaje się, że idealny pomysł na poły relaksacyjne otwarcie uroczystości urodzinowych.

Po smakowitej przystawce czas na danie główne. Jubilat przesiada się na saksofon tenorowy, a u jego boku sadowią się Barry Guy na kontrabasie i Paul Lytton na perkusji. Najlepsze od czterdziestu lat trio swobodnej improwizacji nie szczędziło nam wrażeń. Nieforsujący tempa, ale bardzo precyzyjny w dozowaniu ekspresji saksofonista, mistrz stawiania perkusyjnych zasieków, drummer pracujący głównie na werblu, ale masą perkusjonalnych przedmiotów, no i kontrabasista, tu w roli naczelnego kreatora, muzyczny erudyta, ciągle w mistrzowskiej formie, także pod względem fizycznym. Panowie na scenie mieli łącznie 234 lata i wszystko wskazuje na to, iż pozostaną na niej po wsze czasy.

Niepozbawiona słońca i definitywnie niedeszczowa niedziela proponowała dwa urodzinowe torty. Pierwszy z nich we wczesnych godzinach popołudniowych przyniósł aż trzy sety. Najpierw Mark Sanders Percussion Quartet z udziałem lidera, Milesa Lewina, Jima Bashforta i Tymka Jóźwiaka. Standardowy zestaw perkusyjny, small drum kit, wielki talerz i perkusjonalia z bongosami tworzyły tu poważny aparat wykonawczy, który budował spokojną, czują na niuanse brzmieniowe polirytmię. Muzycy w trakcie występu zamieniali się instrumentami, co kreowało dodatkową dramaturgię. Niedługo potem miejsce kolejna urodzinowa smakowitość – solowy występ Johna Edwardsa na kontrabasie. To przykład muzyka, który nigdy nie przestaje zaskakiwać, tu dodatkowo zdawał się być wyposażony w niekończącą się energię kreacji. Wspaniały set!

Podsumowanie popołudniowego koncertu, to występ wszystkich muzyków, który tego dnia już zagrali oraz Parkera, tu dzierżącego w dłoniach saksofon tenorowy. Kolejny spektakularny występ, który klasyczne, free jazzowe trio Parker/Edwards/Sanders przyniósł w świat perkusjonalnej, wielowymiarowej polirytmii. Całość przypominała zjawiskowy okręt niesiony wielkimi, tenorowymi podmuchami powietrza, a wsparty na rozhuśtanej bazie rytmicznej Percussion Quartet.

Urodzinowy capstrzyk zwieńczył wieczorny koncert, który przy okazji był też celebracją urodzin innej legendy muzyki improwizowanej, czyli Alexa von Schlippenbacha, kończącego tego dnia 86 lat. Muzyk zagrał w towarzystwie swojej żony, niemniej legendarnej pianistki Aki Takase. Para używała wszakże jednej klawiatury, udanie nawiązując do jednej z ich ostatnich koncepcji artystycznych, czyli koncertu na cztery ręce. Ów performance wywołał u publiczności spazmy emocji i euforii, ale płynęła ona zapewne głównie z faktu obecności na scenie tych, jakże wiekowych już muzyków, nie zaś z artystycznego punktu widzenia.

Na zakończenie urodzin Evan przygotował danie specjalnie – silnie eksplorowany w ostatnich latach, elektroakustyczny duet Transmap z Mattem Wrightem, dźwiękowym designerem, na potrzeby koncertu został rozszerzony do oktetu. Na scenie OTO pojawili się goście dnia poprzedniego – Barry Guy na kontrabasie i Paul Lytton, tym razem perkusjonalia i elektronika, a także grupa nowych postaci imprezy – Pat Thomas na elektronice, Hannah Marshall na wiolonczeli, Ned Rothenberg na klarnecie i Peter van Bergen na klarnecie basowym. Parker, co oczywiste, zabrał teraz na scenę saksofon sopranowy. Muzycy zbudowali nam dzieło niemal epickie, gęste od dźwięków, pełne emocji, niebywale intensywne, choć prowadzone w spokojnym tempie, nastawione na brzmieniowe smaczki, świetną kooperację i stylowe akcje w podgrupach. Świetną robotę realizowała tu cała załoga elektroników, ale najpiękniejsze frazy płynęły ze strony instrumentów akustycznych, szczególnie klarnecisty, wiolonczelistki i kontrabasisty. Uff, jakiż to był spektakl!

Happy Birthday Dear Evan, see you at 90’ Celebration!