SzaStry - duet Szamburski / Strycharski w Padon To Tu.
Środa. 17 maja. Paweł Szamburski i Dominik Strycharski. SzaStry. Mogłoby wydawać się, że będzie to zwyczajny duet, o ile oczywiście jest coś zwyczajnego w zestawieniu fletów prostych i klarnetów. Ale nie było tak wcale. Oczywiście takie duety jak najbardziej też były, ale wsparte sporą dawką elektroniki, przestrzeniami budowanymi z pomocą sekwenserów czy harmonizerów, brzmieniami zmodyfikowanymi cyfrowo i analogowo, loopami i śpiewami. Wszystkie te elementy nakładały się na siebie, tak jak nakładały się najróżniejsze inspiracje, którym obydwaj panowie lubią ulegać. I z tego wyszło?
Otóż wyszła muzyka bardzo barwna, podążająca raz w strony orientalne, kiedy indziej ostro skręcająca w lekki improwizatorski eksperyment. Ani jazzowa, ani rockowa, ani żydowska, ani arabska, ani dawna, ani klasyczna, kameralna czy folkowa. Jakby wolna od jednej konwencji albo raczej uwodzicielsko wieloma konwencjami żonglująca. Bywało, że z przymrużeniem oka zaczepnie i figlarnie odzywała się krótkimi cytatami z Take Five czy słynnego tematu z filmu Ojciec Chrzestny, czasem naśladowaniem zaśpiewów muezinów albo gardłowymi śpiewami z Azji, częściej jednak i na dłużej splatała się w finezyjnym klarnetowo-fletowym dwugłosie.
Choć obydwaj panowie pozwolili sobie na spory eklektyzm to jednak udało się im, sądzę ze sporym powodzeniem, uniknąć pokusie układania zdarzeń w patchwork uszyty grubym ściegiem. Muzyczna narracja toczyła się płynnie, naturalnie, lekko i bez niepotrzebnego prężenia muskułów, kto jest większym kozakiem i bardziej zawadiacko zwróci na siebie uwagę.
Dodać do tego jeszcze trzeba bardzo istotny fakt. To nie była sztuka, przed którą koniecznie trzeba uklęknąć i za wszelką cenę popaść w ekstatyczny bezdech, albo co gorsza dołożyć wszelkich starań żeby ją zrozumieć. Była niezawsze całkiem łatwa w odbiorze, ale można było się nią po prostu cieszyć. To jej ogromna komunikacyjna zaleta! Słowem był to bardzo dobry, mały koncert.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.