Jazzfestival Saalfelden 2012, Shortcuts: kameralna wolność dialogu Tim Berne i Bruno Chevillon
Wolność jako przestrzeń pomiędzy regułami, które akceptujemy albo które sobie sami nakładamy. Może ona przybierać bardzo różne wymiary, pokazywać się nam na wiele sposobów i oznaczać dla każdego coś zupełnie innego. Czasami tę przestrzeń wolności w muzyce chcemy rysować szeroko, tak szeroko, że jedyne co twórcę będzie ograniczało to jego własne osobnicze ograniczenia. Reguły stylu, granice estetyki tracą wówczas na znaczeniu i liczy się czysta ekspresja. Tak podchodzili do wolności wielcy europejskiej free improvised jak Derek Bailey, Evan Parker czy Peter Kowald. Bywało także, że o wolność ponad wszystko apelowali amerykańscy prorocy free.
A jak jest gdy na jednej scenie spotykają się muzycy z obydwu tych kontynentów? Jak wówczas przebiega ich artystyczne spotkanie? Jak jest, kiedy w swobodnym dialogu splatają się głosy Tima Berne’a i francuskiego wirtuoza kontrabasu Bruno Chevillona? Jak dla mnie jest wspaniale.
Dwa czysto brzmiące instrumenty nagłośnione tylko na tyle, na ile jest to konieczne, aby także i słuchacze mogli stać się świadkami kameralnej, intymnej wręcz rozmowy dwóch twórców. To zupełnie wystarcza by cieszyć się pięknym brzmieniem altu Tima Berne’a i kontrabasu Chevillona. Już w samym soundzie obydwu panów jest coś zniewalającego, a przecież nie tylko o samo brzmienie jest tu ważne.
Berne i Chevillon to wyborni instrumentaliści, ale także wyśmienici improwizatorzy. Artyści, którzy potrafią snuć fascynującą dyskusję nie krzycząc ani na siebie, ani do siebie. Opowiadają nie gubiąc wątków, mówią ciekawie i o ciekawych sprawach. Właściwie można nawet zaryzykować, że ich wspólne granie to długa nie kończąca się powieść, która zbliżając się do końca wywołuje żal, że przecież mogłaby jeszcze się toczyć podaj i kilka minut, ale żeby tylko nie następował nieodwołalny koniec.
Wszystko w tej muzyce toczy się wokół melodii, ale nie postrzeganej jako temat, który w odpowiedniej chwili przywoływany pamięci posłuży jako kompozycyjna klamra. Ich granie to długi olśniewający ciąg melodycznych zdarzeń. Grają co chcą i jak chcą i choć wcale nie poszerzają swojej przestrzeni wolności do ekstremów, to przez cały czas nie ma wątpliwości słychać dwóch prawdziwie wolnych i w swej wolności fascynujących ludzi.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.