Zebulon
Znamy go trochę i z płyt i całkiem nieźle z koncertów na żywo. Bywał w Polsce nie tylko z coraz słynniejszą formacją Mostly Other People Do The Killing, ale także w specjalnie przygotowywanych projektach, z których jeden „Kopros Lithos” zagrany wspólnie z Agustim Fernandezem i Matsem Gustafssonem wydany został przez Multikulti. Od tego czasu było kilka znakomitych okazji aby posłuchać go na żywo, z kwintetem Destination: VOID, z Blue Shroud Band Barry'ego Guya, w recitalu solo i jako gość Motion Trio. Peter Evans, bo o nim mowa to dzisiaj jedna z najjaśniejszych postaci sceny młodej sceny improwizowanej.
Niezależnie od jego działań wspólnych z MOPDK, Evans działa na własną rękę jako jazzman, improwizator, performer, ale także jako wykonawca z kręgów klasyki grając koncerty z muzyką od dawnej po współczesną. Umożliwia mu to mistrzowski warsztat, świadomość specyfiki eksplorowanych gatunków i reguł rządzących sztuką interpretacji.
Ale dzisiaj nie o tym. Dziś o albumie nagranym podczas koncertów w nieistniejącym już niestety brooklyńskim klubie Zebulon. Płyta o takim właśnie tytule ukazała się nakładem własnej Evansa oficyny wydawniczej More is More Records i jako tak już z założenia może być traktowana jako biały kruk. Nakład jest maleńki, a muzyka wyśmienita. Prędko więc należy się spodziewać, że zniknie ona z pola widzenia.
Podczas zarejestrowanego koncertu Evansowi towarzysz sekcja rytmiczna złożona z muzyków, których pozycja na dzisiejszej scenie nowoczesnego jazzu wydaje się z miesiąca na miesiąc coraz silniejsza. Na kontrabasie John Hebert – słyszeliśmy go w Polsce w zespołach z jednej strony Mary Halvorson, z drugiej w trio tak wybitnego, jak niedocenionego u nas pianisty i kompozytora Freda Herscha oraz z nadwornym można by rzecz drummerem Geri Allen – młodziutkim Kassą Overallem.
Co zdarzyło się w klubie Zebulon? Otóż zdarzył się po prostu jazz. I ta informacja mogłaby być bardzo zniechęcająca dla wielu słuchaczy, bo przecież można to słowo potraktować jako synonim formuły, konwencję, co gorsza zgraną nieprzytomnie. Owszem można, są nawet tego dowody, ale dzisiaj już tak całkiem nie jest jasne kiedy zachodzi jazz, a kiedy go w ogóle nie ma. W grze Evansa w Zebulonie w 2012 roku zdarzył się jazz bo było swingowo, bo i sam lider, jak i jego towarzysze muzycznej drogi grali z charakterystyczną jazzową pulsacja oraz timingiem od razu przywodzącym na myśl zdarzenia sprzed kilku dekad, kiedy na nowojorskich scenach klubowych stawał Sonny Rollins i w trio rozgrzewał publiczność ot choćby w Village Vanguard.
„Zebulon” zawiera taką właśnie muzykę - surową, intensywną, zagraną mocno i z rozmachem, ale także opartą na klasycznych właśnie jazzowych tematach, które potem stają się kanwą muzycznej opowieści i ważnym elementem struktury utworów. O jazzowości tej płyty decyduje nie materiał muzyczne, a sposób ich wykonania i prawdę powiedziawszy bardzo chciałbym kiedyś mieć możliwość posłuchania w klubie, z bliskiej odległości Petera Evansa w takim trio, grającego taki jazz. Bo taki jazz to jest to!
1. 3625, 2. Broken Cycle, 3. Lullaby, 4. Carnival
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.