Dwa dni z życia Jazz Juniors 2021
Festiwalowe życie budzi się z pandemicznego snu powoli Maseczki na twarzach przypominają wciąż, że żyjemy w dziwnych czasach – ale to błahostka, bo po póltora roku głównie wirtualnych przeżyć, można spotkać się z żywą muzyką. A okazją ku temu jeden z najstarszych festiwali jazzowych w Polsce – Jazz Juniors. Po edycji 2020 w całości polskiej, ponownie można dodać w opisie programu informację “międzynarodowy”. Miałem radość wielką uczestniczyć w dwóch koncertach w sali Cricoteki i nie zawaham się podzielić wrażeniami. (pełen program festiwalu obejmował oczywiście też przesłuchania konkursowe oraz wieczorne Showcasy w Mile Stone Jazz Club).
Od kilku lat dyrektorem artystycznym festiwalu jest Adam Pierończyk, w tym roku do wspólnego koncertu zaprosił on dwóch bardzo znamienitych gości by rozpocząć pokonkursową część festiwalu.
Pierwszy z nich to Jean-Paul Bourelly - nietuzinkowy gitarzysta na scenie jazzowej, zdecydowanie inspiruje go bardziej gra Jimi’ego Hendrixa niż dajmy na to Jima Halla. Grał w orkiestrach Muhala Richarda Abrams i Butcha Morrisa, w M-Baseowych projektach Cassandry Wilson, Craiga Harrisa, u boku Milesa Davisa, Archie Sheppa czy Pharaoh Sanders – krótko mówiąc muzyczną biografię ma bogatą.
Drugim gościem był Majid Bekkas z Maroka, znany jazzowej publiczności chyba przede wszystkich ze względu na grę w trio Joachima Kuhna (kilka płyt dla wytwórni ACT). Charyzmatyczny wokalista, mistrz muzyki gnawa, na koncercie zagrał przede wszystkich na guimbri, momentami na mbirze oraz drobnych perkusjonaliach.
Zaczęło się bardzo intrygująco – w jakiś alchemiczny sposób zupełnie bagnisty elektryczny blues okazał się idealnym towarzyszem repetytywnej, transowej melodyki gnawa – obaj goście zaprezentowali się też wokalnie a arabskie zaśpiewy i bluesowe okrzyki tworzyły zaskakującą ale urodziwą całość, do której w dalszej części udanie dołączył też saksofon tenorowy.
Elementem, który pojawił sie od następnego utworu była elektronika, za którą odpowiedzialność wziął Adam Pierończyk. Najpierw industrialny, potem klubowo-etniczny podkład zdominował brzmienie na scenie. Taneczny rytm zgrał się nieźle z kolejną marokańska piosenką, zdarzył się też udany lot na saksofonie sopranowym, gitara Bourellego próbowała dodać trochę brudnego charakteru. Niestety monotonny, zapętlony podkład całkowicie zdominował przestrzeń, chwilami może intrygujący, później irytujący a na sam koniec (o zgrozo!) nużący. Jakiż to kontrast jeśli pomyślimy np. o jednym z koncertów Adama Pierończyka z Jazz Juniors AD 2020 gdzie elektronika była obecna, ale “obsługiwał” ją podejmujący w czasie rzeczywistym muzyk (DJ Eprom).
Zauroczył mnie jeszcze jeden fragment - zagrany przez Majida na mbirze – pozytywkowa melodia wprowadziła na chwilę do Cricoteki trochę słońca. Mogło być na prawdę pięknie – tymczasem było tak tylko fragmentami, całościowo występ trio pozostawił poczucie niespełnionej obietnicy.
Po krótkiej przerwie druga część wieczoru – Nils Wogram Roots 70 to zespół, który obchodził niedawno 20lecie aktywności, tym bardziej dziwi, że występ na Jazz Juniors był ich pierwszą wizytą w Polsce, mają przecież do nas całkiem blisko (na pewno bliżej niż Majid i Jean-Paul). Mamy więc w ramach tego samego wieczoru dwie zupełnie odmienne sytuacje – z jednej strony projekt festiwalowy a z drugiej regularny working-band.
Scena jazzowa cierpi na niedostatek puzonistów, kwartet puzon-saksofon-bas-perkusja choć wydawałoby się jest dość naturalnym składem instrumentalnym to twór rzadki w jazzowej historii, na myśl przychodzą nagrania kwartetu Gerry Mulligana z Bobem Brookmeyerem. Skojarzenie to bardzo pasuje tutaj bo choć Root 70 poruszają się swobodnie w idiomie współczesnego jazzu, to korzystają chętnie z bardzo klasycznej, beztrosko swingującej materii.
Koncert w Krakowie, jak i cała trwająca trasa, to przegląd repertuaru stworzonego przez 20 lat pracy zespołu. Albumem wspomnianym parokrotnie był Root 70 on 52 and ¼ Street, który zawiera kompozycje oparte na sekwencjach akordowych wziętych z klasycznych jazzowych piosenek (co było przecież bardzo częstym zabiegiem w czasach narodzin bebopu). Root 70 grają stylowo, swingująco, ale też z werwą oraz intuicją pokazującą wielkie zgranie oraz otwarte szeroko głowę i uszy.
Niewątpliwą ozdobą występu są sola oraz pięknie zharmonizowane dialogi dęciaków – Nils Wogram dumnie kontynuuje niemiecką tradycję puzonu (efekty polifoniczne!) a dynamicznymi improwizacjami zaznacza też swoją obecność alcista Hayden Chisholm. Całość występu kończy plemienny groove oraz chóralny śpiew gardłowy. Oby na następny koncert kwartetu w Polsce nie trzeba było czekać znowu 20 lat.
Jazz Juniors 07/10/2021, Kraków, Cricoteka
Adam Pierończyk – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy, laptop, Jean-Paul Bourelly – gitara, perkusja, śpiew, Majid Bekkas – guimbri, mbira (kalimba), perkusjonalia
Nils Wogram & Root 70 - Nils Wogram – puzon, Hayden Chisholm – saksofon altowy, Matt Penmann – kontrabas, Jochen Rückert - perkusja
Pozytywnym zaskoczeniem była dla mnie obecność Petera Evansa w programie tegorocznego Jazz Juniors, bo to trębacz bezdyskusyjnie wybitny, a jednocześnie funkcjojący raczej poza głównym nurtem jazzowego obiegu – czy to ze względu na zdecydowanie awangardowe spojrzenie na instrument, czy to ze względu na to, że swoje nagrania od jakiegoś czasu wydaje sam. Chwała Jazz Juniors za zaproszenie tego muzyka do Krakowa.
Nawiasem mówiąc – to nie pierwsza wizyta Evansa w grodzie Kraka, dawno temu gościł w Krakowie jako członek nowej wówczas formacji Barry’ego Guy’a czyli Blue Shroud Band przy okazji Krakowskiej Jesieni Jazzowej – przeszywające intro zagrane przez niego podczas koncertu finałowego zapadło mi głęboko w pamięci.
Pierwsza połowa wieczoru to koncert solo, pokazujący nieustanna pracę Evansa nad instrumentem, technicznymi możliwościami dobywania dźwięku. W około godzinnej improwizacji Evans tworzy przestrzenie brzmieniowe, od jasnych, ornamentowych fraz, po bulgoczące, wibrujące, przeszywające niskie tony rodem z jakichś czeluści piekielnych. Evans modeluje frazy i brzmienie jak jakiś szalony naukowiec, często zapętla linie, dokonując ciągłych poprawek i uzupełnień. Niezbędnym elementem pracy nad dźwiękiem jest mikrofon, który czasami znika w czaszy trąbki, potegując efekt każdego najmniejszego ruchu – łącznie z perskusyjnymi uderzeniami w wentyl. Evans dekonstruuje instrument, tworzy z niego organy rurowe, fletnie, wykorzystuje często techniki typowe bardziej dla gry na saksofonie (np. tongue slap czyli uderzenie językiem w ustnik tworzący “wybuchowe” dźwięki; oddech cyrkulacyjny – Evans rozpoczyna koncert kikuminutową hipnotyczną pętlą dźwięków bez przerwy na oddech).
Absolutnie fascynujące przedsiewzięcie, wymagające ale też wynagradzające uważność słuchacza.
Druga część koncertu to występ kwartetu/kwintetu złożonego z młodych, polskich muzyków z udziałem Evansa, wykonujący jego kompozycje. Evans więc ma okazję zaprezentować się tutaj jako kompozytor oraz wykonawca w zdecydowanie bardziej jazzowym kontekście.
Pierwszy utwór, w tempie nowojorskiego ruchu ulicznego, wydaje mi się nie za bardzo odpowiadać polskim muzykom, ale już kolejne, bardziej tajemnicze, liryczne pokazują bardzo udaną zespołową grę i brzmienie. Kompozycje Evansa zostawiają sporo przestrzeni, z której korzystają przede wszystkim Wojciech Lichtański grający na alcie oraz Kajetan Borowski przy fortepianie. Polscy muzycy, pomimo wieku prezentują bardzo dobry warsztat i muzyczną intuicję. Gwiazdą wieczoru niewątpliwie pozostaje jednak gość ze Stanów, który powraca na scenę na ostatni utwór – przepiękną, wzruszającą wręcz balladę, która pozwala zaprezentować nie tylko ogromne umiejętności instrumentalne ale też romantyczną duszę melodyka – o co pewnie wielu by Evansa nie podejrzewało sądząc tylko po pierwszej części wieczoru. Awangardzista też człowiek i serce ma.
Jazz Juniors 08/10/2021
Peter Evans – trąbka, trąbka “kieszonkowa” & Wojciech Lichtański – saksofon altowy, Kajetan Borowski – fortepian, Piotr Narajkowski - kontrabas, Piotr Budniak – perkusja
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.