Alone At The Village Vanguard

Autor: 
Maciej Karłowski
Fred Hersch
Wydawca: 
Palmetto Records
Dystrybutor: 
GiGi
Data wydania: 
22.03.2011
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Fred Hersch - piano

Fred Hersch – geniusz, wirtuoz, wielka postać nowoczesnego jazzu ery post marsalisowskiej, wspaniały artysta, który może grać wiele gatunków muzyki i za każdym razem robi to po swojemu i w sposób zapierający dech w piersiach. Tak piszą o nim dziennikarze amerykańscy. W Polsce o Fredzie Herschu się raczej nie pisze. W jego muzyce, która co prawda potrafi oczarować, nie dzieje się bowiem nic co mogłoby wywołać skandal, sensację, a to co się dzieje jest subtelnie przetworzone przez jego muzyczną wrażliwość Herscha i cho układa się w fascynujący świat, to jednak także i wymaga odrobiny uwagi. Tak więc medialna przyszłość nie maluje się optymistycznie, chyba ktoś bedzie chciał skoncentrować się na chorobach, które trawią pianistę już od wielu lat.

Ci jednak, którym muzyka Freda Herscha wpadła kiedyś w ręce, ci raczej chętnie śledzą jego karierę i ze zniecierpliwieniem wyczekują kolejnych płyt. W ostatnim czasie doczekali się przynamniej dwóch znakomitych; Fred Hersh Plays Jobim” oraz triowej „Whirl”. Zmiłowanie Herscha do recitali solo jest na tyle silne, że i jego najnowszy album w takie właśnie dzieje się konwencji.

Wielu wspaniałych pianistów zasiadało w Village Vangard samemu przy klawiaturze. Zasiadał Monk, Bill Evans z młodszych Brad Mehldau. Zresztą lista jest długa i nie warto teraz jej ciągnąć. Zasiadł także Fred Hersch i to z zamiarem zarejestrowania wszystkich 12 koncertów, jakie zwykło się grywać podczas sześciodniowych kontraktów w tym legendarnym klubie. Od samego początku plan był taki aby w efekcie tygodniowego pobytu powstała pojedyńcza płyta. I tak też się stało, ale w całości wypełnia ją finałowy koncert z 5 grudnia 2010 roku.

Jeśli jazz to muzyka będąca w nieustannym napięciu pomiędzy tym co z przypomnieniem tradycji i tym co zapowiedzią współczesności, to Hersh jest tego jazzu ucieleśnieniem. Migocze w jego grze cała pianistyka jazzowa sprzed dekad z „Lee’s Dream dedykowanymn Lee Konitzowi i „Work” Theloniousowi Monkowi), błyszczy też fascynacja klasyką cudownie zasygnalizowana kompozycją „Pastorale” napisaną z myślą o Rbercie Schumannowi, ale z drugiej strony jest też ta jasny płomień szukania nowych rozwiązań pozwalających ponieść wiedzę dalej i ująć ją we współczesne opowiadanie jak w „Down Home” napisanym dla Billa Frisella.

I te wszystkie rzeczy zawiera ów samotny recital z VIllage Vanguard. Tak na marginesie zresztą nie tylko te. Warto je samemu odkrywać, ciągle i na nowo. To piękna, mądra i znakomita płyta, nawet jak na wysokie Herschowskie standardy.

In the Wee Small Hours of the Morning; Down Home; Echoes; Lee's Dream; Pastorale; Doce de Coco; Memories of You; Work; Encore: Doxy.