Without a net
Wayne Shorter wydał po ośmioletniej przerwie nowy album. Właściwie dla przytłaczającej większości fanów jazzu taka informacja zupełnie wystarczy by zamiast dalej czytać dowolną recenzję po prostu udać się do sklepu by na własnej skórze - bo muzykę kwartetu Shortera odbiera się nie tylko uszami - doświadczyć kolejnego fragmentu muzycznego kosmosu tego, jak powiedział o nim kiedyś John Pattitucci: najsympatyczniejszego geniusza jakiego kiedykolwiek poznasz.
W artykułach, które pojawiają się przy okazji wydarzenia jakim za każdym razem jest nowy album Wayne’a Shortera przez wszystkie przypadki odmienia się cyfry: nadchodzące 80te urodziny saksofonisty, fakt, że po 43 latach powrócił do nagrywania dla wydawnictwa Blue Note, pod którego sztandarem w latach 60tych nagrywał płyty, które z miejsca stawały się klasykami gatunku, czy wreszcie 12 lat wspólnej pracy wielkiego mistrza z pianistą z Panamy, dziś jednym z najważniejszych pedagogów jazzu w USA - Danilo Perezem, mistrzem kontrabasu tak klasycznego jak i jazzowego - Johnem Pattituccim oraz Brianem Bladem - jednym z najznakomitszych perkusistów ostatnich dwóch dekad.
Kiedy jednak myślę o tej płycie przypomina mi się warszawski koncert kwartetu z roku 2009. Muzykom towarzyszył wtedy - jak zawsze - ich manager i realizator dźwięku Rob Griffin. Ja pokazałem mu gdzie na Torwarze można bezpiecznie palić papierosy - on zaś po koncercie najpierw otworzył przede mną walizeczkę, w której mieścił się rejestrator, na którym w jakości HD nagrywał każdy koncert trasy kwartetu. Każdy. Potem zabrał mnie do garderoby Shortera. W betonowej szatni lodowiska na Torwarze siedział zatopiony w swoim płaszczu starszy pan, jego żona a także członkowie kwartetu. Mówił mi o tym, że jesteśmy tylko w danym momencie - tu i teraz; że rzeczywistość jest iluzją, a prawdziwy jest świat bajek i wróżek, że najważniejsze jest umieć zachować koncentracje by żyć świadomie każdą chwilą. Gdy powiedziałem, że to chyba dość trudne odparł śmiejąc się: but it’s fun!
Dziś nagrania Roba Griffina znalazły się na płycie „Without a net”. Krytycy podkreślają świeżość i oryginalność muzycznej wizji jednego ostatnich już wielkich mistrzów jazzu - nowe światło jakie rzuca na relacje między kompozycją a improwizacją. Jasne. Jest "Orbits" - reinterpretacja kompozycji otwierającej album "Miles Smiles", jest "Plaza Real" napisana przez Shortera w czasach Weather Report. Jasne. Dla mnie jednak szczególnie cenny jest pozamuzyczny fragment tej płyty - kiedy z 7 minucie suity „Pegasus” wykonywanej przez kwartet Shortera wspólnie kwintet instrumentów dętych drewnianych Imani Winds, po skończonej frazie Shortera jedna z członkiń Imani mówi głośno: „Oh my god!”. Przez całą tę płytę, pełną od początku do końca pięknej, swobodnej a za razem bardzo dokładnie poprowadzonej, zakorzenionej głęboko tak w jazzie, jego historii i tradycji jak i po prostu w sztuce dźwięku - tętni w niej energia, lekkość a może nawet ten śmiech Shortera, mówiącego: it’s fun!
Wayne Shorter zdążył już nagrać w tym roku materiał na kolejną płytę, zawierającą nowe kompozycje na jego kwartet i orkiestrę kameralną. Wkrótce wyruszy w urodzinową trasę koncertową i ponownie zawita do Warszawy. Kolejne płyty i koncerty to tylko fragmenty, migawki niezwykłej wrażliwości i mądrości życia jaką nosi w sobie Wayne Shorter. Warto się jej od niego uczyć.
1. ‘Orbits’ (4:49), 2. ‘Starry Night’ (8:48), 3. S. S. Golden Mean’ (5:17), 4. ‘Plaza Real’ (6:56), 5. ‘Myrrh’ (3:03), 6. ‘Pegasus’ (23:06), 7. ‘Flying Down to Rio’ (12:44), 8. ‘Zero Gravity’ (8:13), 9. ‘UFO’ (4:12)
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.