The Wind Of Change
Billy Childs to potężna figura w amerykańskiej muzyce. U nas znany jest słabo, zapraszany rzadko albo w ogóle, a jeśli istnieje w świadomości to jedynie wśród bardzo nielicznej grupy fanów i pewnie jeszcze mniejszej licznej grupy muzyków i to raczej wyłącznie jako jazzman. Tymczasem na rynku muzycznym Childs obecny jest od prawie czterech dekad jeśli liczyć ten czas od chwili nagrania pierwszego albumu w roli lidera czyli 1988. Zanim to jednak nastąpiło Childs zasiadał za klawiaturą fortepianu jako sideman w zespołach kilku legend ot takich jak choćby J.J Johnson czy Freddie Hubbard.
Przez resztę życia takich legend pojawiło się w jego orbicie znacznie więcej. Niektóre z kręgów jazzu, inne z dziedziny muzyki pop, a jeszcze inne w obszarze muzyki klasycznej. Działania w przestrzeni tej ostatniej są u nas chyba zupełnie nieznane, choć wyobrażam sobie, że ten komentarz może znacznie zaktywizować kilka osób, które nie dość, że zaprzeczą takiemu twierdzeniu, to wylegitymują się znajomością i posiadaniem więcej niż jednej płyty Billy’ego Childsa. Trudno.
Warto jednak wiedzieć, że Childs to stypendysta Guggenheima i Dorris Duke, muzyk, u którego zamawiają utwory zaatalntyckie filharmonie aby potem wykonywać je pod batutami takich dyrygentów jak Essa-Pekka Salonen czy Grant Gerson. Lubią z nim pracować Yo Yoma, Kronos Quartet, American Brass Quintet i The Ying Quartet. Chris Botti też lubi i Sting, Dianne Reeves, Gladys Knight i Michael Bubble. Wszechstronna działalności, za którą stoją ogromne kompetencje i niezaprzeczalny talent zaprowadziły Childsa po odbiów niezliczonej ilości nagród w tym bodaj pięciu statuetek Grammy. Teraz zanosi się na szóstą co najmniej, ponieważ czternasta w jego solowej karierze płyta The Wind Of Change została do niej nominowana.
Wsłuchując się w ten album nie zdziwiłbym się gdyby kolejna stauetka Grammy znowu powędrowała na pólkę w jego rodzinnym domu w Los Angeles, w którym zresztą muzyk mieszka od urodzenia. Pomoże mu w tym z pewnością skład, bo jak ma się obok siebie Scotta Colleya na kontrabasie, Briana Blade’a za perkusja, a na trąbce gra Ambrose Akinmusire to wiedz, że coś się dzieje. Jak widać po nazwiskach grających muzyków wykonawcza strona płyty zabezpieczona jest doskonale. Kompozycyjną flankę Childs zwykł zabezpieczać na poziomie raczej nieznanym jazzowej braci, a fakt, że na track liście obok pięciu jego utworów znalazły się też dwie kompozycje innych twórców „Black Angel” Kenny’ego Barrona i „Cristal Silent” Chicka Corei pianisty, w którym w swych wczesnych latach na senie Childs widział szczególnie silną inspirację, dodaje kolejnych punktów wsparcia w podróży po nastepna nagrodę.
Słucha się tej muzyki w pełnym przeświadczeniu, że mamy do czynienia z czymś w rodzaju master piece, któremu oddechu dodaje aura przypominająca szeroką nazwijmy ją filmową narrację, bez jednoczesnej utraty cech sticte jazzowego, ogromnie eksperckiego i zamaszystego jazzowego performance'u. Takie płyty są nagradzane i choć rzadko mówią nam coś szczególnie nowego o muzyce to są w swej niezaprzeczlanej rzetelności zdecydowanie warte uwagi.
The Great Western Loop; The Winds of Change; The End of Innocence; Master of the Game; Crystal Silence; The Black Angel; I Thought I Knew.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.