Wildlife

Autor: 
Andrzej Nowak (Trybuna Muzyki Spontanicznej)
Paul Dunmall / Paul Rogers / Mark Sanders
Wydawca: 
FSRecords
Data wydania: 
30.03.2024
Dystrybutor: 
https://sluchaj.bandcamp.com/album/wildlife
Ocena: 
5
Average: 5 (1 vote)
Skład: 
Paul Dunmall - Tenor & Soprano Saxophone, Clarinet, Flute Paul Rogers - 7 string double bass Mark Sanders - Drums

Tych Panów znamy doskonale, słuchaliśmy tysiące ich płyt, zarówno w formule tria (w odniesieniu do którego używali onegdaj nazwy Deep Whole Trio, choćby na płycie wydanej w Polsce za sprawą Multikulti), jak i w innych, najprzeróżniejszych konfiguracjach personalnych, a nawet stylistycznych. Po prawdzie nie są nas w stanie niczym zaskoczyć. A jednak…

WildLife Dunmalla, Rogersa i Sandersa jest płytą wyśmienitą. Decyduje o tym zarówno kunszt improwizatorski całej trójki, jak i bez wątpienia topowa dyspozycja podczas ubiegłorocznego, styczniowego dnia w zachodnio-brytyjskim Birmingham. Zdaje się, że próżno szukać w poczynionych w ostatnich latach nagraniach Dunmalla tak mocnego i równie kreatywnego zadęcia. Sanders, to oczywista dla wszystkich klasa światowa, ale jak każdy potrafi mieć trudniejszy dzień. Z kolei Rogers, poza walorami kreatywności, to nade wszystko użytkownik siedmiostrunowego kontrabasu. Doprawdy żaden instrument nie brzmi równie soczyście, jak ten właśnie. Zatem, poznajmy szczegóły tego wyjątkowo udanego DzikiegoŻycia.

Każda z czterech improwizacji trwa tu kilkanaście minut, zatem okazji do podziwiania sposobu, w jaki trio buduje dramaturgię jest naprawdę wiele. Kolektywny start znamionuje spokój i emocjonalnie wyrachowanie. Łagodny saksofon, bogate, gitarowe brzmienie basu i punktowy, jakże precyzyjny drumming. Wystarczą dwa, trzy spojrzenia, by maszyna free jazzu ruszają na całego. Pierwsze stopowanie ma miejsce po upływie ósmej minuty, a jego jakość budują po społu smyczek, talerze i romantyczne westchnienia tenoru. Powrót do dynamiki jest tu zasługą masywnie brzmiącego basu. Wszyscy schodzą wtedy nisko na kolanach i kreują wspólnie pożegnalny, mięsisty wydech.

Drugą opowieść otwiera smyczek i klarnet. Po chwili dołącza perkusja, która kreśli niezobowiązujący post-rytm. Opowieść nabiera rumieńców, ale skrzy się emocjami definitywnie kameralnymi. Za sprawą Sandersa nabiera w pełni kontrowanej dynamiki. Reguły gry ustala wszakże władczy i pięknie brzmiący smyczek. Przez moment opowieść kreuje duet tego ostatniego i perkusyjnych talerzy. Powrót Dunmalla oznacza tu kolejne wzniesienie, które w fazie opadania przepoczwarza się w efektowne, post-barokowe solo Rogersa, bystrze skomentowane przez folkowo brzmiący klarnet. Ten ostatni wypuszcza w krótki, ale dynamiczny bój całe trio, opowieść kona jednak na gryfie kontrabasu.

Trzecią improwizację inicjuje samotnie saksofon sopranowy. Po chwili słyszymy smyczek i perkusjonalne zdobienia. Wszystko dość szybko formuje się w strumień swobodnego post-jazzu. Dobra dynamika, pełna kontrola emocji! Po kilku chwilach artyści gubią jednak tempo, a swoje solo rozpoczyna drummer. Kolejna faza improwizacji zaskakuje – pojawia się flet, a całość nabiera bardzo molowego, kameralnego posmaku, nie bez udziału wyjątkowo delikatnego smyczka. Powrót saksofonu oznacza tu finałowe spiętrzenie emocji! Ostatnia prosta tej odsłony albumu, to niemal galopada.

Czwarta opowieść tego wieczoru rodzi się z inicjatywy smyczka i talerzy. Akcja jest jednak definitywnie żwawa, a gdy do gry dołącza tenor, energia tria eksploduje aż do free jazzowego pułapu. Wysoki szczyt oznacza tu wyjątkowo efektowne opadanie – drobne frazy bliskie ciszy zdobione kontrabasowymi flażoletami. Kolejna faza nagrania sięga po atrybuty post-jazzu, ale syci się melancholią smyczka, zadumą saksofonu i delikatnością perkusyjnych szczoteczek. Po kilku pętlach spokojnego marszu improwizacja nabiera wigoru. Ognista marszruta wisi teraz na równie gorącym smyczku! Mniej więcej sześć minut przed końcem muzycy hamują, ale nie jest to jeszcze krok w objęcia Morfeusza. Teraz dostajemy garść fraz preparowanych, szczególnie od Rogersa. Dunmall głęboko oddycha, z kolei Sanders pracuje na zaciągniętym ręcznym. Pożegnalna odsłona albumu zdaje się zaskakiwać – dalekowschodni tembr dęciaka, perkusyjne ornamenty i rozmodlony smyczek. Ale nawet w tej konwencji muzycy mogą sobie pozwolić na drobne wzniesienie i równie piękne opadanie.

 

1. Wildlife 13.41, 2 Another Other 18.21, 3 Beauty Sung In Another Way 15.37, 4 The Last Word 19.31