Warsztat dźwięku
Niemal z każdym wydawnictwem sygnowanym przez któregoś z młodych polskich skrzypków staje się coraz bardziej jasne, że mamy obecnie do czynienia z prawdziwą falą talentów w rodzimej wiolinistyce. I wprawdzie pamiętamy o doniosłych osiągnięciach Seiferta czy Urbaniaka, to na nich – myśląc o skrzypcach w polskim jazzie – w żadnym razie nie możemy się zatrzymywać. Wszak ostatnie lata przyniosły rozkwit karier takich muzyków jak Adam Bałdych czy Mateusz Smoczyński, ale także pozwalają patrzeć z dużym zainteresowaniem na Bartosza Dworaka, Stanisława Słowińskiego czy Mateusza Pliniewicza.
Ten ostatni wydał właśnie debiutancką płytę swojego kwartetu. Album nosi tytuł „Warsztat dźwięku” i jest zapisem koncertu grupy, który odbył się w maju ubiegłego roku w Studiu im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie. Muzycy biorą na warsztat świat dźwięków akustycznych, ale i przetworzonych elektronicznie. Specjalizuje się w tym zwłaszcza pianista Nikola Kołodziejczyk, w czasie rzeczywistym kreujący fantazyjne brzmieniowe wariacje. Sprzyja to wyrazowi zespołu, którego muzyka zakorzeniona jest w nowoczesnym mainstreamie i stylistyce fusion.
Przy wybranej konwencji, gdzie dominuje temat oraz nawiązanie do jego nastroju w partiach solowych, ważne są kompozycje – i one stanowią kolejny atut płyty Pliniewicza. Melodie, które w większości napisał lider, cechuje lekkość, urok, może nawet pewna nienachalna przebojowość. Przekonująco w ich ujęciu wypada prostolinijny liryzm, efektownie i „z pazurem” wybrzmiewa funkujący groove, wdzięk ma w sobie również improwizowany ambient.
Zarówno z granych utworów, jak i sposobu ich wykonania, bije przyjazna swoboda, która pozwala sądzić, że mamy do czynienia z poukładanym, ale demokratycznym zespołem. Wyeksponowani przede wszystkim są oczywiście Pliniewicz i Kołodziejczyk, ale świetna sekcja Marcin Jadach-Szymon Madej nie pozwala o sobie zapomnieć ani na chwilę.
Niewykluczone, że gdyby album był nieco krótszy, zyskałby na esencjonalności oraz sile wyrazu. W niektórych momentach można mieć wrażenie, że muzycy przegapili koncertowe „momentum” aby utwór na przykład efektownie zakończyć. Wydaje się, że nie wykorzystali w pełni zbudowanego napięcia i zyskanej życzliwość widowni – wtedy płyta mogłaby bardziej sugestywnie wybrzmieć w zaciszu domowym.
1. Frytura, 2. Whistle Groove, 3. Funny Three, 4. Rico Intro, 5. Rico, 6. Próba Sił Na Pacyfiku, 7. Keok – Kangroove, 8. Blues 86 – Czarnobyl, 9. Walk Away, 10. Very Special, 11. After The Rain - Codatura
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.